Rodzina w filmach. Dlaczego jest tam zawsze kryzys?

Jest cała seria filmów familijnych, które bardzo krzywdząco opowiadają o kryzysie rodziny. Jednym z nich jest „Jak rozmawiać z psem” w reż. Gila Jungera. To film, którego nie powinno obejrzeć żadne dziecko. W amerykańsko-brytyjsko-chińskiej produkcji popełniono modelowy błąd pokazując, że dziecko może wpłynąć na trwałość małżeństwa swoich rodziców i zarządzić ich kryzysem.

Fabuła na pierwszy rzut oka jest bardzo atrakcyjna. Dwunastolatek zakochany w swoim psie Henrym chce zrobić wszystko, by odczytać myśli swojego czworonożnego przyjaciela. Rozwiązanie wydaje się być na wyciągnięcie ręki, bo otoczony nowoczesnymi technologiami Olivier, wraz ze swoim genialnym kolegą z Chin, konstruują takie urządzenie.

Nowoczesność w rodzinie

Nowoczesny język internetu i technologii z pewnością nie idzie w parze z językiem komunikacji uczuć w rodzinie chłopca. Rodzinny kryzys powoduje, że zawodzą techniki porozumiewania się z szacunkiem i w szczerości uczuć. Chłopiec słusznie przeczuwa rozwód i stawia sobie za cel uratowanie sypiącego się na jego oczach małżeństwa. Zaprzęga do pomocy przyjaciół, w tym uwielbianego pupila. Wspólnie opracowują sprytny plan ponownego zbliżenia się do siebie rodziców.

Kryzys w rodzinie? Dziecko mediatorem

Oczywiście zupełnie naturalnie każde dziecko pragnie żyć w szczęśliwej rodzinie, w której mama i tata darzą się miłością i ciepłem. Przykład podany w „Jak rozmawiać z psem” prowadzi jednak do zaburzeniem ról w rodzinie, stawiając dziecko w centrum dowodzenia na równi z dorosłymi. Tymczasem żadne dziecko nie może czuć odpowiedzialności za rodziców. Pokazanie młodemu widzowi, że dziecko ma wpływ na rozwodowe decyzje dorosłych i może zarządzić kryzysem rodzinie to poważny błąd, który wprost prowadzić może do refleksji, że kondycja małżeństwa może być „winą” lub „zasługą” dziecka.

Sylwia Kołodyńska

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji