Jaka jest kondycja organizacji prorodzinnych? Wciąż za mało je wspieramy

„Rodzina wypromuje się i obroni się sama”. Błąd. „Organizacje prorodzinne poradzą sobie same”. Błąd. „Ktoś tego przecież wystarczająco pilnuje”. Błąd. „Co ja tam mogę pomóc?” Błąd. „No przecież mają na to pieniądze, bo przecież jakoś sobie radzą…” Błąd. Organizacje prorodzinne są jak koń pociągowy w bardzo krytycznej i poddanej obecnie ogromnej presji sferze, jaką jest rodzina, płeć, seksualność. Niestety nie mają wystarczającego wsparcia. Metafory bywają  bardzo ułomne, tu bowiem należałoby zapytać, kto pociągnie „konia pociągowego”? Odpowiedź brzmi: my wszyscy. To wnioski z pierwszego w Polsce badania organizacji prorodzinnych APOP.

Telefon lub mail, a w nim pytanie, gdzie można znaleźć taką i taką pomoc czy specjalistę, prośba o wsparcie, podanie literatury, prośba o wskazówki, o materiały, o interwencję w szkole. Wszystko najlepiej bezpłatnie. Po drugiej stronie bardzo często ojciec lub mama wielodzietnej rodziny lub osoba, która ciągnie organizację dorabiając w kilku miejscach, bez stałego zatrudnienia, opiekując się jeszcze starszą osobą we własnej rodzinie. Praca w organizacji to bardzo często praca po godzinach, w czasie wolnym, kiedy inni planują wyjazdy do Chorwacji i trening siatkówki lub szlifują angielski. Mało kto wie, że za występy w mediach także nikt nie płaci.

Owszem, championów, czyli dużych organizacji prorodzinnych, które stać na zatrudnienie personelu jest zaledwie kilku. „Praktyczni pionierzy, pełni poświęcenia i zaangażowania, usiłujący zaradzić nowym problemom społecznym tam, gdzie nie ma jeszcze odpowiednich instytucji, badań czy grantów”. „Samotna wyspa w sieci powiązań społecznych”. Taki obraz wyłania się z pierwszego badania organizacji prorodzinnych – ankiety APOP przeprowadzonej przez Instytut „Ona i On”.

Organizacje prorodzinne

Znam dobrze to środowisko. W Polsce działa prawdopodobnie kilkadziesiąt organizacji prorodzinnych, które promują i chronią naturalne małżeństwo i rodzinę. Jednocześnie setki dalszych, które przyznają się do prorodzinnych wartości i wspierają rodzinę, ale już konkretnie, praktycznie, w rozmaitych jej funkcjach. W większości to organizacje oddolne, założone przez wrażliwych na los innych mieszkańców, obywateli i rodziców, pracują często bez telefonu i komputera, opierając się zaledwie na pracy wolontariuszy. Mają także najmniej zasobny portfel. Organizacji, które promują dowolność seksualności, czy konfiguracji w związkach  jest jednak równie dużo, mają o wiele większe dochody niż większość organizacji prorodzinnych czy w ogóle NGO. W dodatku są świetnie umocowane i wyszkolone, współpracują z biznesem, pełnymi garściami korzystają z grantów, a przede wszystkim zagranicznych funduszy – które otrzymują z innych organizacji zagranicznych lub bezpośrednio od Unii Europejskiej czy wielkiej finansjery za pośrednictwem rozmaitych pośredników.

Raport APOP bowiem porównał dane różnych typów organizacji, w tym, tych równościowych. Do tego dochodzi jeszcze wsparcie administracyjne. Ścieżki finansowania tzw. organizacji lewicowych znamy także z raportów Fundacji Mamy i Taty, czy Ordo Iuris. A co widzimy po stronie wspierania organizacji prorodzinnych?  Pierwszy program funduszy dedykowanych bezpośrednio dla organizacji prorodzinnych Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej powołało pod koniec 2020 roku. Ze  środków długo oczekiwanego programu „Po pierwsze rodzina”, skorzystało wówczas zaledwie ok. 10% wnioskujących organizacji. Środków nie starczyło więc dla wszystkich chętnych. Ponieważ organizacje prorodzinne stoją na znacznie niższym poziomie profesjonalizacji nie są w stanie wystarczająco konkurować np. w grantach skierowanych do ogółu sektora NGO. Składanie wniosków grantowych jest dość skomplikowane i absorbujące czasowo, rozliczanie ich – jeszcze bardziej. Tzw. logika projektowa, choć przydatna, jest bardzo wymagająca.

Owszem przydałaby się oddzielna porcja programów grantowych dla organizacji prorodzinnych w ramach odnośnej instytucji, czyli Narodowego Instytutu Wolności, na razie jednak, pomimo kierowanych tu sugestii, nic się jednak nie zadziało. Zresztą konkurencja o środki NIW jest bardzo duża, i jak kiedyś sprawdzałam, środki na mozolnie tworzone projekty także uzyskuje zaledwie kilkanaście procent wnioskujących organizacji. W różnych programach grantowych, o czym z pewnością wie niewielu Polaków, istnieją poważne ograniczenia dotyczące wydatkowania nawet tych wygranych środków – zazwyczaj niewielka i niewystarczająca ich część może być przeznaczona na tzw. koszty administracyjne, czyli po prostu na zatrudnienie własnych pracowników, gros środków musi być wykorzystane na realizację samego programu grantowego. Często trzeba mieć jeszcze wkład własny, czyli wyłożyć fundusze na starcie.

Problem pieniędzy

Co to oznacza w praktyce? Organizacje prorodzinne muszą utrzymać się same, a więc najczęściej mozolnie zebrać środki od indywidualnych darczyńców, czyli od nas – bo to dominujący kanał ich utrzymania. Tak, to my wszyscy finansujemy organizacje prorodzinne. Z moich obserwacji wynika, że na Zachodzie, który jest obecnie pod znacznie większą presją, prorodzinna (konserwatywna) część społeczeństwa mobilizuje się jakby bardziej. Niestety możliwości działania jest tu już znacznie mniej, bo zmniejsza się obszar wolności i zwyczajnych, wydawałoby się swobód obywatelskich. Jaki płynie stąd wniosek dla nas? To właśnie teraz jest najlepsze okno czasowe, aby wcisnąć pedał  gazu do tzw. „dechy”, zmobilizować się, wykorzystać wszystkie możliwości działania.

Opcja „wszystkie ręce na pokład” w praktyce oznacza kilka prostych kroków:

  1. módl się (za organizacje prorodzinne, różne obszary powiązane z rodziną),
  2. mów innym, przekazuj innym istotne informacje
  3. wspieraj finansowo organizacje prorodzinne stałą, choćby najmniejszą kwotą, bo tylko stali darczyńcy pozwalają skonstruować jakiekolwiek plany działania,
  4. sam się zaangażuj – skontaktuj się z organizacjami prorodzinnymi i zapytaj w czym możesz pomóc. Od czasu do czasu podziękuj, przekaż informację zwrotną, czy dobre słowo – aby organizacje prorodzinne nie czuły się same.

Tak, to my, wszyscy obywatele jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość polskiej rodziny. Oddolne wsparcie, w tym finansowanie zapewnia także niezależność działań, swobodę definicji celów, swobodę języka. Polska doświadcza obecnie potężnego starcia kulturowego. Stawką jest nie tylko definicja rodziny, ale także prawda czy racjonalność, a nawet przetrwanie i ciągłość Polski, bo to w rodzinie rodzą się i mają najlepsze warunki do dorastania kolejne pokolenia dzieci.

Agnieszka Marianowicz-Szczygieł

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji