Gdy w rodzinie pojawia się drugie dziecko, rozpoczyna się „zarządzania masą upadłościową”. Z takiego założenia wychodzą twórcy filmu „Bejbis”. Próbując pokazać, jak dzieci wywracają świat do góry nogami, sami wywracają obraz rodziny pod dyktando feministycznych, agresywnych haseł.
„Jak będę miał dziecko, to nagram jego płacz i będę sprzedawał jako leczniczy płacz dzieciątka Bożego” – żartuje na wstępie filmu Mikołaj (Grzegorz Małecki), mąż Ady (Marta Żmuda Trzebiatowska). Można to uznać za ot sobie żart i przymknąć oko na taki rodzaj poczucia humoru. Jednak z każdą minutą twórcy filmu sięgają po coraz to większe działa skierowane przeciwko tradycji i religii upatrując w nich źródło domowej przemocy i nieszanowania kobiet. Na taki krzywdzący i stereotypowy skrót myślowy pozwolił sobie autor scenariusza – Andrzej Saramonowicz.
Ataki na Kościół
W swoim ataku na tradycyjne wartości sięga po postać śp. Jana Pawła II i samego Jezusa, którzy w jednej ze scen przerzucają sobie nowonarodzone dziecko Ady i Mikołaja. Polka jest bowiem w ich opinii surogatką dla narodu polskiego. Nie rodzi dla siebie, a „dla kościoła i kombatantów”. Tej jakże śmiałej tezy filmowcy nie są jednak w stanie pokazać w sposób mający uwiarygodnić ich opinię. Są za to wulgaryzmy, agresja, krzyki i kpina. Swojego penisa Mikołaj nazywa „narodową blizną”, dzieci nazywane są „bachorami” a kobiety są w naszym kraju (nazywanym uparcie „tym krajem”) uciemiężone, bo „mają Matkę Boską za wzór”. Mężczyźni niedostatecznie włączają się w obowiązki domowe, bo ich wzorem są „żołnierze wyklęci, którzy nie zmywali brudnych talerzy, tylko je rozstrzeliwali”.
I tak oto w „Bejbis” Saramonowicz postanowił pokazać, że tradycja i kościół są wyłącznie generatorami patologii. Że pokolenia rodziców głównych bohaterów popełniali wyłącznie wychowawcze błędy. I że w związku z tym czterdziestolatkowie marzą głównie o tym, by nie zachowywać się jak ich rodzice. A na dodatek cały czas „macierz katolicka rządzi tym krajem”.
Sylwia Kołodyńska