Od 23 stycznia w Polsce trwają ferie zimowe. To czas, kiedy wiele rodzin planuje wyjazd w góry. Niestety niektórzy biorą sobie wtedy wolny także od odpowiedzialności. To może okazać się tragiczne w skutkach. Świadczą o tym wydarzenia z ostatniego czasu.
3 lutego młody narciarz postanowił poszusować w Beskidzie Żywieckim. Jego celem było Pilsko, które znajduje się w całości po słowackiej stronie. Okazało się jednak, że narciarza zaskoczyła pogoda i potrzebował pomocy. Wygrał jednak strach przed kosztami akcji ratunkowej słowackich ratowników. Ten strach omal nie kosztował mężczyzny życia.
Akcja GOPR
Narciarz skontaktował się z ratownikami GOPR i poinformował, że przez warunki atmosferyczne nie może wydostać się z głębokiego śniegu. Przyjmujący zgłoszenie poinformował mężczyznę, że znajduje się na terenie Słowacji i konieczna będzie akcja tamtejszych ratowników. Wtedy urwał się z nim kontakt. Okazało się, że już wcześniej szukał pomocy na forach dla narciarzy. Zdradził tam, że obawia się kosztów słowackiej akcji ratunkowej, bo nie ma ubezpieczenia.
Ostatecznie do ratowników zgłosił się jego znajomy. Był zaniepokojony tym, że nie ma z jego kolegą nie ma kontaktu. Służby słowackie ruszyły na ratunek. Poprosiły jednak o pomoc Polaków. Warunki atmosferyczne były ekstremalne. Intensywnie padał śnieg, wiatr osiągał prędkość 80 km/h a widoczność była ograniczona do kilku metrów. Ratownikom posłuszeństwa odmawiały nawet skutery śnieżne. Tak moment odnalezienia mężczyzny relacjonuje jeden z ratowników:
„Jako jeden z dwóch zespołów mieliśmy za zadanie zbadać wschodnie i zachodnie zbocza Pilska od szczytu. Zjeżdżając powoli w dół nawoływaliśmy. W pewnym momencie usłyszeliśmy desperacką odpowiedź (subiektywne odczucie ratownika, potęgowane przez zamieć śnieżną) i po pewnym czasie słaby błysk czołówki. Była 02:30 w nocy. Zobaczyliśmy mężczyznę stojącego w zagłębieniu terenu, w śniegu do połowy uda. Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany torowaniem w głębokim śniegu przez ponad 10h.” Mężczyzna cudem został uratowany. Dramaturgię akcji oddaje udostępniony przez GOPR film:
Przerażające przypadki
To niestety nie jedyna akcja ratowników górskich w ostatnich dniach. Dużo pracy mają także TOPRowcy. Mimo, że wszystkie szalki były zamknięte przez trzy dni z powodu zagrożenia lawinowego to i tak nie brakowało śmiałków, którzy nic sobie z tego nie robili. A historia uczy nas jak bardzo opłakane mogą wycieczki w takich warunkach. W tym roku minęło 20 lat od zejścia lawiny na trasie na Rysy, gdzie życie stracili licealiści z Tychów. Ich opiekun także zlekceważył ostrzeżenia. TOPR udostępnił zdjęcia lawin, które zeszły w Tatrach, kiedy zamknięte były szlaki.
Dobrych efektów nie daje także brawura. Na ten przykład dyżurujący ratownik dostał zgłoszenie od mężczyzny, który utknął w drodze na Zawrat od Doliny Pięciu Stawów Polskich. Zdradził, że jest w stromym miejscu na twardym śniegu. Kiedy na miejsce przybył ze schroniska dyżurny ratownik okazało się, że turysta nie ma czekana tylko… siekierę. Odebrał mu ją i oddał dopiero kiedy ten opuszczał schronisko.
Po słowackiej stronie za to, mimo ostrzeżeń o warunkach pogodowych i zagrożeniu lawinowym, na szlak wybrało się małżeństwo. Niestety turyści zgubili się i utknęli w śniegu. Okazało się, że ważący 150 kg mężczyzna stracił siły. Dodatkowo krew w żyłach mroziła obecność rocznego dziecka.
Zasady bezpieczeństwa
Przykłady te choć czasami wydają się niemożliwe, powinny być przestrogą dla nas wszystkich. Góry są nieprzewidywalne i niebezpieczne. Zwłaszcza zimą. Dlatego należy bezwzględnie stosować się do wszystkich zasad bezpieczeństwa i nie traktować ostrzeżeń jako „że mi nic na pewno się nie stanie”.
Najważniejszą zasadą jest uważne sprawdzanie pogody i poważne traktowanie ostrzeżeń. Lepiej nie wyjść na szlak niż z niego nie wrócić. Kiedy wybieramy się już na wycieczkę należy być przygotowanym na różne warunki pogodowe. Numer do ratowników i naładowany telefon to podstawa. Należy także pamiętać że, zwłaszcza zimą, szybko zapada zmrok. Na szlak najlepiej więc wyjść jak najwcześniej. Bardzo ważny jest odpowiedni sprzęt. Raki i czekan w zimowych warunkach to często obowiązek. Jak moglibyśmy się już dowiedzieć, nie zastąpi ich nawet siekiera.
Przede wszystkim należy mierzyć siły na zamiary. Młody wiek i dużo siły wcale nie jest gwarantem bezpieczeństwa. Jak pokazują statystki TOPR z lat 2016-2020: 66,8 proc. poszkodowanych to osoby w wieku od 17 do 50 roku życia.
Spędźmy te ferie bezpiecznie.
CZYTAJ TAKŻE: Dostały 100 dolarów. Po 23 latach dobro wróciło