Według niedawno opublikowanych przez GUS danych około 5 proc. dzieci urodzonych w Polsce w 2022 roku to dzieci obcokrajowców. Nie dziwi, że w tej liczbie aż 85 proc. stanowiły dzieci ukraińskie. Zarówno w perspektywie wcześniejszych trendów migracyjnych, jak i sytuacji wojennej sprawa jest oczywista. Oznacza to, że z 305 tys. urodzonych w naszym kraju dzieci, w aż 15 tys. przypadkach były to dzieci imigranckie. Zatem dzieci polskich w minionym roku urodziło już poniżej 300 tys. Co więcej, wydaje się, że w krótkiej, a nawet średniej perspektywie czasowej powinniśmy się przyzwyczajać do tego, że zeszłoroczne proporcje będą się zmieniały na niekorzyść polskiego etnosu. Felieton Tomasza Rowińskiego.
Być może liczba imigranckich urodzeń niekoniecznie będzie rosła w każdym roku, ale można założyć, że ich procentowy udział w sumie urodzeń wzrośnie. Nie ma żadnych przesłanek by dzietność Polaków mogła w przewidywalnym czasie wyraźnie odbić się od obecnych, niskich stanów.
O co powinniśmy się spierać
Dość często prowadzony jest pomiędzy publicystami w Polsce abstrakcyjny spór o to czy Polska powinna pozostać państwem narodowym czy może też jej przyszłością jest status kraju migracyjnego. Ten spór pozostaje niemal całkowicie jałowy jeśli nie jest słuszną polemiką ze skrajnie lewicowym stanowiskiem migracjonistycznym, nastawionym – ze względów politycznych – na wymianę rdzennej ludności europejskiej na ludność napływową.
Migranci, którzy stają się obywatelami zwykle chętniej głosują na lewicę i są bardziej zainteresowani własną sytuacją niż dobrem wspólnym. To nie jest nawet zarzut, człowiek, który nie zakorzeni się we wspólnocie politycznej czy też narodowej będzie miał problem z utożsamieniem się z jej interesami. I oczywiście z migracjonizmem, którego ducha wyraziła poseł Iwona Hartwich pisząc w sierpniu 2020 roku w mediach społecznościowych “Wpuśćcie w końcu tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później!”- należy walczyć. Jest on zwyczajnie zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa i – co może jest nawet ważniejsze – obywateli.
Pozostaniemy państwem narodowym
Jednak spory pomiędzy różnymi odcieniami prawicowych stanowisk zdają się często trwać w oderwaniu od danych, z którymi trzeba się mierzyć. Te dane, to choćby ostatnie informacje jakie otrzymaliśmy z GUS. Nie ma wątpliwości, że Polska jest i pozostanie państwem narodowym. Pytanie raczej brzmi na ile stabilnym jeśli chodzi o poziom zgody społecznej i bezpieczeństwa wewnętrznego.
Jednocześnie trzeba powiedzieć, że przekonanie jakoby możliwe było całkowite powstrzymanie ruchów migracyjnych, które nie ominą przecież Polski, jest polityczną utopią. Do pewnego stopnia analogiczną do migracjonizmu, przynajmniej jeśli chodzi o ich rolę w mobilizacji określonych segmentów elektoratu.
Wobec krytycznego poziomu dzietności Polaków i rosnącej zamożności państwa zjawisko migracji jest w zasadzie nie do powstrzymania – Europa pozostanie celem migracji ekonomicznej. Zatem drugie pytanie, które powinniśmy sobie zadać brzmi raczej, czy będzie to niekontrolowana migracja nielegalna czy może raczej świadoma, selektywna i kontrolowana przez państwo migracja przedstawicieli narodów zdolnych do asymilacji z polskim społeczeństwem.
Jeśli wolne, społeczne przestrzenie wypełnione zostaną ludnością czującą związek kulturowy z Polakami, można się spodziewać, że migrantów innego typu będzie mniej. A przede wszystkim będą oni trafiać we wciąż dość homogeniczną kulturowo przestrzeń organizowaną przez polskie państwo.
CZYTAJ TAKŻE: Dlaczego polska demografia dalej się nie odradza?
Zadanie: program asymilacji
Kwestia asymilacji powinna teraz być jedną z najważniejszych rozważanych spraw w zakresie polityki migracyjnej. Dlaczego? Ponieważ jest czymś oczywistym, że Polska już stała się krajem migracyjnym. To nie jest kwestia przyszłości, ale teraźniejszości. Będzie to można szczegółowo ocenić również poprzez obserwację tego jak w kolejnych latach będzie się kształtował odsetek “polskich” urodzeń wśród przebywających w naszym kraju obcokrajowców.
Większa liczba takich urodzeń oznacza też, że większa liczba ludzi napływowych może mieć skłonność do tego by w Polsce zostać na dłużej. Czy Polska ma dla takich ludzi pomysły i sposoby by mogli się możliwie bezkonfliktowo włączać w naszą kulturę? Polski model migracyjny wciąż opiera się na tymczasowym wykorzystywaniu napływowej siły roboczej. Model ten raczej utrwala sytuację wykorzenienia, ponieważ utrudnia, jeśli nie uniemożliwia wręcz myślenia o naszym kraju jako miejscu trwałego osiedlenia. A to właśnie wykorzenienie jest największym problemem wszelkich procesów asymilujących, źródłem z którego wyrastają substruktury społeczne, będące dziś problemem Francji czy Niemiec. Zatem to właśnie z perspektywy narodowej, prawicowej czy konserwatywnej powinny wychodzić impulsy do rozwijania programów asymilacyjnych. Gdy tymczasem często dominują postulaty antymigracjonistyczne – ważne, ale w pewnym sensie dalece spóźnione.
Przeciwstawiać się wykorzenieniu
Jeśli zatem już dziś – i to od kilkunastu lat – mierzymy się w Polsce ze statystyką rosnącego odsetka ludzi napływowych, którym realnie dajemy coraz lepsze możliwości dostępu do naszego rynku pracy. Trzeba wykonać także drugi krok – ułatwić im proces społecznego zakorzenienia. Problemem na Zachodzie nie są imigranci, którzy odnaleźli swoje miejsce w strukturze społecznej i zaczęli korzystać z dobrodziejstw zarówno zamożności, jak i uznania społecznego. Główny kłopot jest z tymi ludźmi, którzy wciąż nie stali się w rzeczywisty sposób częścią wspólnoty politycznej.
Dziś idziemy jako państwo drogą niemiecką sprzed kilkudziesięciu lat i jest oczywiste – z uwagi na niemieckie doświadczenia – że powinniśmy z niej zejść. Czas pogodzić się z tym, że żyjemy w nowej fazie wędrówki ludów i naszym głównym zadaniem jest dać szansę by kolejni w dziejach “ludzie nowi” mogli zasilić polską tkankę narodową. W tym względzie potrzebna jest jednak aktywność państwa i perspektywiczne planowanie działań w zakresie polityki migracyjnej.