„Za co warto umierać? Myśli o tym dla czego warto żyć”
abp Charles Chaupt OFMCap.
Wyd. SSL. 2022
—————————————————————————————————————————-
Żyjemy w czasie, kiedy każdego dnia ukraińskie matki, ojcowie, siostry i bracia, narzeczeni, stają nad otwartą mogiłą, aby pożegnać swoich bliskich, którzy zginęli z ręki moskiewskich okupantów.
Nie wiemy czy pogrążeni w niewyobrażalnym bólu znajdą ukojenie w słowach otuchy, że ich ofiara z życia ma wielki i prawdziwy sens dla tych, którzy tę wojnę przetrwają. Wiemy, że tak jest i że nowe pokolenia będą ich dłużnikami i będą korzystać z owoców wolności dzięki poległym obrońcom wolnej Ukrainy. Ale pytanie o sens życia i śmierci pozostaje.
Czy warto się zastanowić za co warto umierać? Warto. A nawet trzeba się nad tym zastanawiać nie tylko w cieniu Męki Chrystusa. Zachęca nas do tego wysiłku myślowego autor niewielkiej książeczki pt. „Za co warto umierać?”
CZYTAJ RÓWNIEŻ: „Spokojnie o wojnie. Czy Rosja zaatakuje Polskę” [RECENZJA]
Jego ojciec był właścicielem zakładu pogrzebowego i z tego powodu cała rodzina żyła w naturalnej symbiozie z fenomenem ludzkiego życia jakim jest śmierć człowieka. Młody Charles Chaput jako nastolatek pomagał ojcu w przyjmowaniu zmarłych i przygotowaniu ich zwłok do ostatniej drogi ku wieczności. Jak sam pisze: „nie było w tym nic mrocznego „lecz naturalny cykl życia. Jak przemijanie pór roku dla mieszkańców wsi.” Dość powiedzieć, że ten etap życia i towarzysząca mu świadomość wartości i kruchości życia sprawiły, że wybrał drogę kapłaństwa. Kilka lat temu, gdy przeszedł na emeryturę postanowił opisać swoje doświadczenia i refleksje kierując się maksymą ojca naszej europejskiej myśli etycznej Sokratesa, wedle której cała jego filozofia jest przygotowaniem na śmierć poprzez poznanie prawdy, która jest jedyną mądrością filozofa. Fundamentem prawdy i filozofii jest pamięć. Ona to bowiem jest zbiorem naszych doświadczeń i powinna być skarbnicą płynących z nich nauk. Czyli inaczej mówiąc mądrości. Ta książka jest dobrym przykładem literatury mądrościowej, która odwołując się do przeszłości wskazuje myśli i przykłady z życia, które mogą stać się dla nas pomocnym drogowskazem w naszej codziennej wędrówce przez życie ku wieczności. Nie jest to wykład ani teza udowadniana ciągiem logicznym i przyczynowo skutkowym. To garść myśli i zdarzeń opowiadanych ku pokrzepieniu dusz, a jednocześnie rodzaj poradnika w sprawach zasadniczych dla naszej ziemskiej egzystencji. A zatem o co chodzi z tym umieraniem? Paradoksalnie chodzi o to, że jeśli myślimy poważnie o śmierci to jednocześnie musimy się zastanawiać za co warto umierać. A jeśli tak to dla czego warto żyć. Co decyduje o wartości naszego życia? Dla kogo i dlaczego warto żyć? Co może sprawić, że nasze życie będzie miało sens, będzie piękne i sensowne nawet w biedzie i niedostatku, bo jak mawiał ojciec autora książki, pogrzebowy karawan nie ma bagażnika.
A jeśli ktoś lub coś jest dla nas najbardziej wartościowe, najważniejsze, to czy jesteśmy gotowi coś innego poświęcić, coś zaryzykować? A może nawet zaryzykować lub wręcz poświęcić własne życie? Autor wskazuje nam, że nie chodzi tylko o wojnę. Mimo postępu medycyny każda kobieta decydując się na urodzenie dziecka, nawet jeśli minimalnie, ale jednak ryzykuje własnym zdrowiem lub nawet życiem. Każdy mężczyzna podejmując ciężką i niebezpieczną pracę lub stając w obronie własnej rodziny bierze na siebie realne ryzyko utraty zdrowia lub nawet życia. Zazwyczaj o tym nie myślimy, ale bardzo często w życiu podejmujemy ryzykowne decyzje, bo zależy nam na innych ludziach, bo najważniejsze jest dla nas ich bezpieczeństwo, ich dobro, ich szczęście, ich zadowolenie. A czasami bywa, że także zbawienie ich duszy. Według Charlesa Chaupt’a prawdziwa i mocna miłość wzmaga gotowość do poświęcenia i ponoszenia ofiar. To co kochamy najmocniej mówi wiele o nas samych. Dlatego, zdaniem autora, rodzina, w najlepszym tego słowa znaczeniu, jest szkołą wyrzekania się samego siebie ze względu na tych, których naprawdę kochamy…
Ale to zaczyna się już dzisiaj kruszyć, kiedy rodzice przestają wierzyć w sens ponoszenia wyrzeczeń dla swoich dzieci. Kiedy dzieci nie chcą już okazywać szacunku i wdzięczności swoim rodzicom poddając się ich woli, mimo odruchu niechęci czy braku przekonania do sensu ich poleceń czy decyzji. W epoce „róbta co chceta” każdy z nas zdaje egzamin z miłości bliźniego, gdy pokonujemy niechęć do wyrzeczeń wobec innych ludzi, gdy towarzyszymy przyjaciołom lub znajomym w cierpieniu lub samotności. Kiedy znosimy ich niecierpliwość i okazujemy współczucie i świadczymy realną i bezinteresowną pomoc. Zanik wiary i kruszenie się wspólnot religijnych sprawiają, że niszczący egoistyczny indywidualizm rozrywa nie tylko wspólnoty narodowe czy lokalne, ale także więzi rodzinne. Co więcej, w oczach wielu młodych odbiera sens Chrystusowej nauce: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Sprawa o tyle nie jest prosta, że nasze życie jest darem Stwórcy, który powinniśmy roztropnie chronić i nie narażać na niebezpieczeństwo dla głupstwa. Oczywiście tak jest, ale! Pod pozorem roztropności możemy ukrywać zwykłe tchórzostwo. Przykład, do którego się odwołuje autor znamy wszyscy bardzo dokładnie z własnego życia. Ukrywanie własnych przekonań, wyznawanych religijnych zasad i wartości. Czasami, wyjątkowo może to być nawet roztropne, ale zazwyczaj jest tylko tchórzliwym ukrywaniem się dla korzyści materialnych, dla prestiżu, dla awansu itp. Miłość bliźniego nie może oznaczać akceptacji czy obojętności wobec zła, które się dzieje na naszych oczach. To jest bowiem forma uczestnictwa w czynieniu zła. Historia pokazuje tę oczywistą prawdę, że w każdej epoce umiłowanie rodziny, przyjaciół, honoru, prawdy sprawiedliwości i uczciwości skłaniało wielu ludzi do walki i obrony tych wartości, które tworzą sens i wartość naszego życia. O tych między innymi sprawach pisze w kolejnych rozdziałach książki Charles Chaupt pokazując dla jakich wartości warto żyć i za jakie warto umierać. Przedstawia nam „przegląd spraw otaczanych dzisiaj czcią – nobilitującą bądź przeciwnie, bałwochwalczą – co do których wielu z nas żywi przekonanie, że warto dla nich żyć, a nawet umierać. Są wśród nich Ojczyzna, idee, ideologie, rodzina i bliscy oraz sam Kościół.
Wśród obrazów i zdarzeń, które przywołuje są także krucjaty z przełomu XI i XII wieku, kiedy z centrum chrześcijańskiej Europy ruszały zbrojne pielgrzymki wiernych do Ziemi Świętej. Prześladowania chrześcijan i ataki na pielgrzymujących do ojczyzny Jezusa i Maryi ze strony chciwych i okrutnych muzułmańskich władców postawiły mieszkańców Europy przed wyborem.
Zgoda na krzywdę i niesprawiedliwość czy obrona Grobu Chrystusa i braci w wierze. I ruszyli pewnego dnia do Jerozolimy pielgrzymi wszelkich stanów, zbrojni i bezbronni, z krzyżem na piersiach i modlitwą. Maszerowali 4 lata, przez 4 tys. kilometrów by wreszcie w 1099 r. zdobyć Jerozolimę i uwolnić Ziemię Świętą, ojczyznę Jezusa Chrystusa i pierwszych chrześcijan,
spod muzułmańskiej niewoli. Autor przypomina, że nawet jeśli przyłączali się do krucjat chciwi i żądni sławy ludzie to jednak większość stanowili ci którzy szli dla pokuty za grzechy, w intencjach modlitewnych za grzeszników lub chorych, dla obrony braci w wierze i ratowania świątyń i Grobu Chrystusa. Wielu umierało w drodze, jeszcze więcej popadło w choroby lub kalectwo. Mimo to szli z nadzieją na odpuszczenie grzechów i zbawienie duszy. Ryzykowali swe życie i zdrowie dla obrony wiary i czci Boga Ojca i Syna Jego Jedynego Jezusa Chrystusa. Czy te czasy minęły bezpowrotnie? Nie musimy już ryzykować życiem i zdrowiem dla naszej wiary? Zapytajmy Chrześcijan z Afryki, Bliskiego Wschodu, Palestyny, Indii, Chin, dlaczego trwają przy wierze w Chrystusa? Dlaczego narażają życie swoje i swoich bliskich? A może chodzi o prawdę, o której mówił Sokrates, czyli o pamięć? Pamięć o śmierci Jezusa z Nazaretu, który umarł na krzyżu 2 tysiące lat temu w Jerozolimie, aby zmazać nasze grzechy dając nam szansę na zbawienie, prawdziwe życie po śmierci? Oni chcą o tym pamiętać. „Jeruzalem, jeśli zapomnę o Tobie, niech uschnie moja prawica” woła do nas psalmista wygnaniec. Francuska mistyczka Simone Weile pisała, że w naszej epoce „chyba największą ze wszystkich zbrodni jest zniszczenie przeszłości”.
Charles Chaupt pisze, że w swoim długim życiu kapłana widział dwie największe pokusy czyhające na człowieka. Jedna to nieracjonalne dążenie do konstruowania sensu życia na własną rękę, co prowadzi w końcu do utraty jakiegokolwiek sensu. Druga to pokusa, aby żyć a nawet umierać dla wartości i celów pozornych, dla fałszywych bożków, dla idoli współczesności i nowoczesności, którzy z biegiem czasu wciąż na nowo pojawiają się i potem znikają. Ludzie ci odwracają wzrok od rzeczywistego sensu życia jaki wskazuje nam w DEKALOGU Bóg Izraela, Stworzyciel Nieba i Ziemi, który, jak pisał grzesznik i święty zarazem Augustyn z Hippony, „stworzyłeś nas dla siebie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie”. Czyli śmierć ma sens i do niej właśnie dążymy czy tego chcemy czy nie chcemy. Jest takie nagranie, na którym dr. Wanda Półtawska rozpoczyna spotkanie z młodymi ludźmi od słów: „Urodziliście się, żeby umrzeć” Na twarzach młodych rysuje się szok i niedowierzanie. Po chwili słyszą „…no co się tak dziwicie? Przecież tylko śmierć jest jedyną bramą do raju. Do zbawienia naszych dusz” Paradoks, o którym nie zawsze pamiętamy gdy jesteśmy młodzi i silni.
Charles Chaput przypomina nam także, że katolicka tradycja kontemplowania czterech rzeczy ostatecznych, czyli śmierci sądu piekła i nieba sięga czasów apostolskich i niesie w sobie bardzo ciekawą literaturę. Tym bardziej dziś intrygującą, że kultura współczesna ucieka od tematu śmierci, która napawa ją lękiem i którego sama nie potrafi oswoić by nadać mu sens.
Na koniec przywołam słowa autora o życiu, które nadaje sens naszej drodze do wieczności:” Cytując Tolkiena z drugiej części „Władcy Pierścieni” kiedy Sam Gamgee pyta Froda” Czy wielkie historie nigdy się nie kończą?” Frodo odpowiada: „Sama historia się nie kończy […], lecz osoby, biorące w niej udział, odchodzą, gdy skończy się ich rola.” ojciec Charles Chaput pisze:
„Mam 75 lat i moja rola dobiegła końca. Natomiast Kościół, jego misja i wielka historia chrześcijaństwa, w której wszyscy uczestniczymy, trwają nadal. I dlatego największym darem, którego mógłbym pragnąć dla przyszłych czytelników tych słów, jest to, by odegrali swoją rolę w tej historii z całą energią i zapałem jakie drzemią w ich sercach. Bo właśnie to jest coś, dlaczego warto żyć”.
Krzysztof Baranowski