„Zapraszamy pary LGBTQ+ do wzięcia ślubu w teatrze” – nakłania Teatr Współczesny w Szczecinie. Pseudoceremonia zaślubin odbywa się podczas spektaklu „Spartakus. Miłość w czasie zarazy”, „ślubu” udziela pracownik teatru jako instytucji publicznej, a osoby na widowni pełnią rolę świadków.
„Od momentu premiery „Spartakusa” kilkanaście osób LGBTQ+ zawarło performatywny związek małżeński – w Polsce jest to możliwe tylko w takiej formie, tylko w naszym teatrze” – informują pracownicy Teatru Współczesnego w Szczecinie. Publikują też wiadomości, które wysyłają do nich „nowopoślubieni”: “dziękuję w sumie za taką szansę. Dalej to wszystko we mnie pracuje i mam dużo w sobie emocji i myśli o tym wszystkim”, “ogólnie turbo emocje to we mnie wzbudziło – i mega niesie atmosfera. Nie mogłyśmy się potem nagadać o tym”, “jako żonatka czuję się wybornie”. Teatr zaprasza pary do „ślubu”, stawiając tylko jeden warunek – zgłaszać się mogą osoby pełnoletnie.
Gdy ogląda się spektakl „Spartakus. Miłość w czasie zarazy” w reż. Jakuba Skrzywanka nic nie zapowiada takiego obrotu sprawy. Przedstawienie bazuje na reportażach Janusza Schwertnera – materiałach dokumentalnych i wywiadach z pacjentami, rodzicami oraz medykami oddziałów psychiatrii dziecięcej w Polsce. Teatralni twórcy przenoszą nas do zaaranżowanego szpitala psychiatrycznego dla dzieci, do którego trafiają młodzi pacjenci, którzy mają za sobą próby samobójcze lub sygnalizują zamiar popełnienia samobójstwa. Warunki szpitalne są straszne. Pokrwawione prześcieradła, okropne warunki sanitarne, brak profesjonalizmu personelu i system kar, które mają jedynie na celu gnębienie pacjentów.
Poznajemy dramatyczne historie młodych ludzi, którzy z różnych powodów nie chcą już dłużej żyć. Nie trudno odnieść wrażenie, że miejsce, do którego trafiają, jest ostatnim, w którym może ich spotkać coś dobrego. Pacjenci trafiają z różnymi zaburzeniami i w różnym stanie zdrowia. Wśród nich jest dziewczyna, która czuje się chłopcem. Jej historia nie wyróżnia się szczególnie na mapie przypadków chorobowych. Urządzona na kształt obory dla zwierząt scenografia tylko podkreśla tragedię, której jesteśmy świadkami. Ot cały spektakl – nie najlepiej zagrane przedstawienie rzucające światło na problem młodzieży, która nie chce żyć…
Gdy spektakl dobiega końca, na scenę wbiegają poprzebierani w sukienki o tęczowych barwach aktorzy. Zapraszają dwie osoby z publiczności (które zgłosiły się wcześniej i były wskazane aktorom) i rozpoczyna się ceremonia przypominająca ślub. Pracownik teatru, przedstawiając się jako reprezentant instytucji kultury, wygłasza część formuły ze ślubu cywilnego i zachęca parę do wymienienia się obrączkami. Całość nazwana jest performatywnym ślubem, a „małżonkowie” są osobami nieheteroseksualnymi. Na spektaklu, na którym była Afirmacja, trudno było określić płeć „nowożeńców”. Młodzi ludzie posługiwali się pseudonimami. Teatr oszalał w salwie braw dla „młodej pary”, ze świętującymi aktorami na czele. „Ślubna” impreza skutecznie zagłuszyła tragedię dzieci, o których była mowa w spektaklu.
CZYTAJ TAKŻE: Łódzki teatr jak gabinet dla transseksualistów?