Pytanie skierowane do młodych ludzi – czy zamierzają trwale związać się, założyć rodzinę i czy myśleli o dzieciach, wielu osobom wyda się mocno niestosowne. Sprawy trwałości relacji, przyszłości związku, decyzje dotyczące wspólnego potomstwa traktowane są jako wyłącznie osobiste, wręcz bardzo intymne. Ale jeśli tych samych młodych ludzi (lub ich rówieśników) zapytać, czy chcą jeździć elektrycznym samochodem, czy spalinowym dieslem lub jaka jest ich dieta albo czy zamierzają ograniczyć spożycie mięsa? Wtedy zapewne uznaliby, że te sprawy należą do problemów publicznych.
Być może z ożywieniem opowiedzieliby nam, że konsumpcja mięsa wymaga zakładania wielkich farm hodowlanych, a te katastrofalnie wpływają na klimat. Natomiast prywatna decyzja o zakupie samochodu z silnikiem spalinowym wg nich nie jest tylko prywatną, ponieważ emisja CO2 zagraża planecie. Jeszcze wyraźniej kwestie prywatne i bardzo intymne stają się poważnym problemem publicznym, gdy weźmiemy pod uwagę postulaty politycznego ruchu samookreślającego się akronimem: LGBTQIA+. W tym wypadku sprawy bardzo intymne natychmiast stają się publicznymi.
Kwestie niegdyś wyznawane w gabinetach psychiatrów są dziś hasłami wielkich ulicznych manifestacji. Sprawy seksu, płci, antykoncepcji, żądania powszechnej aborcji są najistotniejszymi punktami programów formacji politycznych. Sekretne upodobania, o których kiedyś mówiło się tylko w sypialni lub na kozetce u terapeuty-seksuologa, teraz rozważne są na forum Parlamentu Europejskiego, pochyla się nad nimi Komisja Europejska, rozstrzyga je z pełną powagą Europejski Trybunał Praw Człowieka. Tymczasem z pola widzenia europejskich polityków niemal zupełnie zniknął problem, wobec którego te wszystkie niezmiernie istotne postulaty będą niedługo kompletnie nieważne. Chodzi o zapaść demograficzną.
CZYTAJ TAKŻE: Dlaczego polska demografia dalej się nie odradza?
Czyja będzie Polska?
Jak sobie próbują z tym poradzić najbogatsze kraje UE, widzimy na ulicach zachodnio europejskich miast. Napływ ludności spoza Europy niesie ze sobą ogromne problemy. Do Polski na szczęście negatywne skutki napływu migrantów jeszcze nie dotarły, co nie oznacza, że prognozy dot. rynku pracy czy kwestia ubezpieczeń emerytalnych nie spędzają snu z powiek wszystkim tym, którzy poważnie myślą o przyszłości Polski.
W ubiegłym roku w naszym kraju przyszło na świat 305 tysięcy nowych obywateli, co stanowi połowę liczby urodzeń z przełomu lat 80- i 90-tych. Pokolenie dzieci jest więc o połowę mniej liczne od pokolenia rodziców. Depresja populacyjna, w jakiej znalazł się nasz kraj, jest najpoważniejszym wyzwaniem naszych czasów. Podstawowe pytanie brzmi: czy Polska ma trwać?
Wypada powtórzyć pamiętne pytania Jana Olszewskiego z dramatycznych dni czerwca 1992 r.: „Czyja będzie Polska?” Czy przekażemy ją naszym dzieciom i wnukom, czy też stanie się własnością tych, którzy napłyną tu z Bangladeszu czy Afryki? Dlatego pytanie o postawy i cele życiowe młodego pokolenia nie jest sprawa prywatną. Czy jako cel życia wybiorą „szczęśliwe życie rodzinne i wychowanie dzieci”, czy „życie pełne rozrywek”?
Właśnie takie pytania zadał respondentom Szymon Grzelak w ramach badań na grupie 80 tysięcy młodych Polaków. Odpowiedzi znajdują się w jego raporcie „Jak wspierać młodzież w niestabilnych czasach”. Nie są to odpowiedzi optymistyczne, ale to już temat na kolejny felieton.