Budujmy na prawdzie!

Już za kilka dni przypada 80. rocznica kulminacji ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach i polskich obywatelach innej narodowości. Z tej okazji 7 lipca przedstawiciele episkopatów Polski i Ukrainy spotkali się w warszawskiej katedrze na wspólnym nabożeństwie, by wyrazić chęć pojednania obu narodów. Na miejscu byli obecni również potomkowie i krewni ofiar, a także środowiska upominające się o pamięć o ofiarach ludobójstwa. Oni również wyrazili gotowość do pojednania i budowania dobrych relacji polsko-ukraińskich. Zaznaczyli jednak, że aby do tego doszło, muszą zostać spełnione pewne warunki, których nie spełnili biskupi. Przyjrzyjmy się bliżej obu tym perspektywom.

Polsko-ukraińskie nabożeństwo w warszawskiej bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie składało się z liturgii słowa „Przebaczenie i pojednanie”, sprawowanej wspólnie przez abp. Stanisława Gądeckiego, metropolitę poznańskiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski (KEP); abp. Światosława Szewczuka, arcybiskupa większego kijowsko-halickiego, zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) i bp. Witalija Skomarowskiego, biskupa łuckiego, przewodniczącego Konferencji Biskupów Rzymskokatolickich Ukrainy. W czasie tego nabożeństwa zostało ogłoszone, po polsku i ukraińsku, orędzie „Przebaczenia i pojednania”.

Prawda bez eufemizmów

Niestety, w samym orędziu nie padło słowo „ludobójstwo”, podobnie jak w zaproszeniu na uroczystość, co zresztą było powodem fali krytyki pod adresem wydarzenia. Wspomniane słowo pojawiło się za to w przemówieniu abpa Gądeckiego, który zacytował list Rodzin Kresowych skierowany do obu episkopatów. „Nie da się dojść do jedności bez odniesienia do prawdy i bez nazwania ludobójstwa polskiej ludności na Wołyniu po imieniu, bez uciekania się do półprawd i eufemizmów” – przytaczał list przewodniczący KEP. Następnie biskupi udali się na pielgrzymkę „Przebaczenia i pojednania” na Wołyń. W Parośli Pierwszej koło Włodzimierza, gdzie doszło do masowej zbrodni OUN-UPA, mszy św. polowej przewodniczył i wygłosił homilię abp Gądecki.

Nie ulega wątpliwości, że biskupi poczynili kroki w kierunku odkłamania historii. Czy są one jednak wystarczające? Krytyczne zdanie na ten temat ma ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, kapelan środowisk kresowych. Zwraca on uwagę na brak zaproszenia rodzin ofiar do rozmów polsko-ukraińskich ws. przebaczenia i pojednania, które nie może dokonać się bez ich aktywnego udziału. Niestety, osoby najbardziej zainteresowane wciąż są pomijane przy tego typu uroczystościach.

Sam ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, mimo że otrzymał zaproszenie na nabożeństwo do katedry, stanął przed nią ze środowiskami kresowymi. Przybyli na miejsce trzymali transparenty wzywające do pojednania opartego na prawdzie, a także pamięci ofiar i najbardziej bolesnej kwestii – ciągle obowiązującego na Ukrainie zakazu pochówków naszych rodaków, którzy zginęli w ludobójstwie. Kapelan Kresowian pojawił się później z jednym z tych transparentów w Domu Arcybiskupów Warszawskich, chcąc podczas konferencji prasowej obu przewodniczących episkopatów zwrócić uwagę na ten ważny problem. Niestety, w tym momencie na miejsce została wezwana policja, która próbowała wyprowadzić z sali ks. Isakowicza-Zaleskiego, a także m.in. obecnego tam świadka ludobójstwa Antoniego Dąbrowskiego.  

CZYTAJ TAKŻE: Ludobójstwo na Wołyniu. Rodziny ofiar apelują o ekshumację i godny pochówek

Ofiary drugiej kategorii

Ta sytuacja niestety obrazuje pewną prawidłowość. Rodziny Kresowe miały bowiem zawsze pod górkę i de facto mało kto chciał ich słuchać. Nie chodzi jedynie o czasy reżimu komunistycznego, ale minione trzy dekady. Po 1989 roku nastała III RP, a wraz z nią – ogromne nadzieje. Tym większe zaskoczenie i ból musiały towarzyszyć tym, którzy liczyli na to, że Polska wreszcie upomni się o ofiary totalitaryzmów i wrogich ideologii. Częściowo się to udało – można dziś bez skrępowania mówić nie tylko o niemieckich, ale i sowieckich zbrodniach. Złowrogim symbolem zamilczania i zakłamywania prawdy historycznej był Katyń. O tej zbrodni dokonanej przez NKWD wiosną 1940 roku nie można było mówić, ewentualnie należało powtarzać kłamstwa o niemieckim sprawstwie.

To wszystko zmieniło się na lepsze, ale wciąż można mieć wrażenie, że w Polsce panuje podział na ofiary lepszej i gorszej kategorii. Do tej drugiej należą Kresowianie – Polacy, którzy urodzili się we wschodnich województwach II Rzeczypospolitej. Wielu z nich zostało zamordowanych, inni byli zmuszeni do opuszczenia rodzinnych domów, jeszcze inni zostali na miejscu, podlegając sowieckim represjom, a dzisiaj niesłusznie są nazywani „Polonią”, chociaż Polski nigdy nie opuścili, bo to nasz kraj zmienił granice, a oni zostali u siebie. Zresztą kolejny mit dotyczy wypędzonych i przesiedlonych na tzw. „Ziemie Odzyskane”. W PRL-u nazywano ich niesłusznie „repatriantami” i powielało się kłamstwa, że urodzili się w Związku Sowieckim.

Przez trzy dekady wolnej Polski te środowiska nie mogą doczekać się godnego traktowania. Nie chodzi tylko o zachowanie poszczególnych władz, ale często również, co szczególnie bolesne, hierarchii kościelnej, choć trzeba przyznać, że są biskupi, na których Kresowianie mogli i mogą liczyć. W tej perspektywie bardzo pozytywnie należy ocenić spotkanie u abpa Gądeckiego przedstawicieli ofiar ukraińskiego ludobójstwa na czele z ks. Isakowiczem-Zaleskim, do którego doszło w czerwcu w Poznaniu. Rodziny przekazały wówczas przewodniczącemu KEP postulaty, opublikowane później w specjalnym liście. Poniżej publikujemy jego skrót.

CZYTAJ TAKŻE: Polskim rodzinom należy się szacunek od Ukrainy

Bez tego pojednanie się nie uda

Po pierwsze, prawda. Prawdziwe pojednanie polsko-ukraińskie musi zostać oparte właśnie na niej. Ludobójstwo dokonane przez ukraińskich nacjonalistów na polskich obywatelach II Rzeczypospolitej musi być nazwane po imieniu, bez uciekania się do półprawd i eufemizmów typu „tragedia wołyńska”, „zbrodnia wołyńska”, „czystki etniczne” lub „akcja antypolska”.

Trzeba również podkreślić, że ludobójstwo miało miejsce nie tylko na Wołyniu, ale także na Polesiu i Lubelszczyźnie oraz w Małopolsce Wschodniej, czyli w dawnych województwach lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim. Czas jego trwania to nie tylko rok 1943, ale okres od 1939 do 1947. Z rąk członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińskiej Powstańczej Armii, Ukraińskiej Policji Pomocniczej i ukraińskich pułków policyjnych SS ginęli nie tylko Polacy, ale i Żydzi, Czesi, Ormianie, Węgrzy, Romowie i ukraińscy Sprawiedliwi, którzy ratowali Polaków.

Po drugie, ekshumacje i godne pochówki ofiar. Oficjalny i obowiązujący wciąż zakaz ekshumacji, podtrzymywany przez ukraińskie władze państwowe, jest najboleśniejszą raną w relacjach polsko-ukraińskich. Jest on również sprzeczny z punktu widzenia prawa międzynarodowego, norm cywilizowanego świata elementarnymi zasadami cywilizacji europejskiej, opartej o wartości chrześcijańskie i zasady prawa rzymskiego.

Po trzecie, stanowczy sprzeciw wobec kultu i gloryfikacji ludobójców, a także nawiązywania do zbrodniczej ideologii ukraińskiego nacjonalizmu. Niestety, z przykrością musimy stwierdzić, że w tym procesie bardzo często biorą udział ukraińscy politycy, naukowcy, dziennikarze oraz przedstawiciele Cerkwi greckokatolickiej i niektórych odłamów Cerkwi prawosławnej. Na cześć zbrodniarzy takich jak Stepan Bandera i Roman Szuchewycz stawia się pomniki i nadaje się nazwy ulic. Błędnie przedstawia się ich jedynie w kontekście walki z sowiecką Rosją, zupełnie pomijając ich odpowiedzialność za zbrodnie na polskich obywatelach. Marginalizowani i uważani za zdrajców są z kolei ukraińscy Sprawiedliwi, a więc bohaterowie, którzy mogą autentycznie zbliżyć do siebie nasze narody.

Bez spełnienia wskazanych warunków nasze pojednanie pomiędzy Polską a Ukrainą nigdy nie będzie możliwe. Ludobójstwo dokonane przez ukraińskich nacjonalistów jest niezabliźnioną raną, która ciąży na naszych wspólnych relacjach.

Trzeba wyraźnie podkreślić, że pojednanie naszych narodów leży w interesie zarówno Polski, jak i Ukrainy. Bez oparcia na prawdzie i szacunku do ofiar ono się jednak nie uda. Natomiast Rosja nadal będzie cynicznie wykorzystywać fakt nieuporania się Ukrainy z własną historią i przedstawiała będzie zbrojną agresję na niepodległy kraj jako „akcję denazyfikacyjną”. Pojednanie oparte na prawdzie wytrącałoby ten argument Kremlowi. Dlatego tak ważne jest, aby politycy, biskupi, dziennikarze, ludzie kultury i wszyscy rodacy wsłuchali się w głos rodzin ofiar, które wołają „nie o zemstę, a o prawdę i pamięć”.

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji