Quo vadis? Publikujemy felieton Marka Jurka odrzucony przez “Gościa Niedzielnego”

Dyskusja wokół pytań, jakie zaniepokojona grupa kardynałów postawiła papieżowi, ujawniła zaskakujący paradoks. Wielu komentatorów potraktowało wystosowujących dubia hierarchów jako orędowników abstrakcji, zakłócających swymi wymyślonymi zastrzeżeniami nowe znakomite inicjatywy duszpasterskie.

Wojciech Teister (w swym dość reprezentatywnym tekście) wręcz zarzucił im (co najmniej ocieranie się o) populizm i faryzeizm. Zarzutem populizmu nie będę się zajmował, ponieważ dziś oznacza on wyrażanie opinii, które „należy” przemilczać. Kardynałowie istotnie wyrażają ignorowane, a coraz powszechniejsze, odczucia. Podzielając je – jestem im za to głęboko wdzięczny. Natomiast przed faryzeizmem (skoro już tej kwestii dotyka) przestrzegałbym krytyka kardynałów. Pan Wojciech Teister pisze bowiem tak, jakby nie był świadom kontekstu postawionych przez nich pytań, jakby ten kontekst w ogóle nie istniał. Na tym właśnie polega paradoks sytuacji.

Gdy bowiem kardynałowie na przykład pytają, czy można uznać za „możliwe dobro (…) związki osób tej samej płci, nie dopuszczając się przy tym zdrady doktryny objawionej”, nie formułują abstrakcyjnej kwestii teologicznej, ale podejmują dramatycznie realny problem, najbardziej drastycznie manifestujący się w Niemczech. To tam, w dziesiątakach kościołów, bez interwencji ze strony biskupów (a w przynajmniej w jednym wypadku w obecności biskupa), odbywają się profanujące świątynie błogosławieństwa par homoseksualnych. Powtórzę, co już pisałem wcześniej: nie dotyczy kwestii odległego świata, ale kraju, w którym mieszka ponad półtora miliona Polaków, często naszych krewnych. To oni są moralnie dezorientowani, to ich dzieci zdane są na takie wzory, to oni (choć przecież nie tylko oni) mają prawo do naszego moralnego wsparcia.

Niestety, papieski respons właściwie legalizuje te sytuacje. Papież pisze w istocie, że po „rozeznaniu” można takich błogosławieństw udzielać; że takie błogosławieństwa mogą parom homoseksualnym „pomóc żyć lepiej”; że tego może wymagać „miłość duszpasterska”; że błogosławieństw należy udzielać ze względu na niepełną „poczytalność” tych, którzy się tego domagają.

Czy ten ostatni argument nie narusza godności domagających się błogosławieństw – nie będę oceniał. Na pewno natomiast rozmija się z rzeczywistością. Setki par uczestniczących w tych ceremoniach, publiczne poparcie dla nich ze strony niemieckich instytucji kościelnych – to nie są żadne przypadki zagubionych, niepoczytalnych jednostek. Kościół ocenił polityczny ruch homoseksualny (w sposób bardzo nowoczesny, to znaczy adekwatny, odnoszący się do wcześniej nieznanych problemów) w dokumentach Kongregacji Nauki Wiary za pontyfikatu św. Jana Pawła II, a za prefektury późniejszego Benedykta XVI. Nie można udawać, że mówimy o indywidualnych przypadkach, gdy mamy do czynienia z ruchem politycznym i prądem społecznym. Kościół uczy, że nadawanie ustawowych przywilejów homoseksualizmowi to w praktyce zachęta do jego praktykowania (por. Omosessualità 14), a tym bardziej zachętą jest nadawanie mu przywilejów „kościelnych”.

Żeby poszerzyć ten kontekst warto też spojrzeć na to, jak papieski respons odczytywany jest w świecie. W końcu roztropność władz Kościoła powinna polegać nie tylko na małodusznym unikaniu ataków, ale również (a dziś nawet bardziej) na unikaniu gorszących pochwał. „Gazeta Wyborcza” tymczasem streściła papieskie stanowisko w tytule: „Należy rozważyć błogosławienie par tej samej płci, oni nie są grzesznikami”. Oczywiście to przekręcenie słów papieża. Tyle że prostować to w pierwszym rzędzie powinni ci, którzy to stanowisko wspierają. Ich milczenie świadczy raczej o tym, że „Wyborcza” dokonała tu, owszem, uproszczonej, ale jednak bliskiej papieskim intencjom interpretacji.

Św. Jan Paweł II w Liście do Rodzin w 1994 roku pisał, że ciągle potrzebne są rodziny chrześcijańskie, „ażeby człowiek, który się w nich rodzi i wychowuje, wszedł bez wahania na drogę dobra”. W wykonaniu tego zadania rodzinom tym nie pomoże przyzwolenie na promocję związków homoseksualnych w kościołach. Św. Jan Paweł II zachęcał nas również do odważnego oczyszczania pamięci Kościoła. To zaś prawdziwy sens ma wtedy, jeśli gotowi jesteśmy oczyszczać jego teraźniejszość, by inni nie musieli potem jej oczyszczać po nas. Po prostu, jak w rodzinie, niech każdy sprząta po sobie.

CZYTAJ TAKŻE: “Mamy do czynienia z czynną herezją”. Smutna diagnoza stanu Kościoła na konferencji o “Veritatis Splendor”

OGLĄDAJ TAKŻE: