Kiedy kilka tygodni temu brazylijskie władze podjęły decyzję o blokadzie środków finansowych osobom i firmom, które uczestniczyły i wspierały antyrządowe protesty, trudno było oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z kontynuacją niebezpiecznego trendu, rozpoczętego rok temu w Kanadzie. Niestety, istnieje realna groźba, że znajdzie on swoich zwolenników również w Polsce.
Zablokowanie kont zatwierdził sąd federalny w Brasilii. W konsekwencji do swoich majątków nie mają dostępu 52 osoby oraz siedem firm. Miała być to kara za szturm zwolenników byłego prezydenta tego kraju Jaira Bolsonaro na budynki instytucji państwowych. Według brazylijskich mediów zablokowano środki szacowane łącznie na 6,5 mln reali brazylijskich, czyli równowartość blisko 1,2 mln euro.
Czym posiadacze tych środków zasłużyli sobie na taką karę? Otóż według argumentacji sąd finansowali podróż autokarami do Brasilii przeciwników zaprzysiężonego 1 stycznia lewicowego prezydenta Luiza Inacio Luli da Silva.
Pomimo uznania na początku listopada przez Jaira Bolsonaro porażki w październikowych wyborach prezydenckich oraz wezwania swoich zwolenników do zaniechania masowych blokad na drogach, nadal dochodziło do ogromnych demonstracji, które wielokrotnie przybierały agresywny charakter. Ich uczestnicy kontestują wygraną Luli, twierdząc, że jego zwycięstwo niewielką przewagą głosów nad Bolsonaro to efekt oszustwa.
Niepokojący precedens
Niezależnie od samej oceny protestów, brazylijskie władze podjęły bardzo niebezpieczną decyzję, uderzającą w wolność i własność obywateli. A skoro zrobiły to już raz, to łatwiej będzie to uczynić po raz kolejny, wykorzystując do tego dowolny pretekst.
Brazylia nie jest pierwszym krajem, który zablokował środki finansowe osobom niewygodnym dla polityków. Rok temu w Kanadzie zablokowano konta osobom z Konwoju Wolności, które sprzeciwiały się obostrzeniom, restrykcjom, nakazom, zakazom i lockdownom oraz przymusowi szczepień na COVID-19. W przypadku rządu Justina Trudeau skrajny sanitaryzm poszedł w parze z atakiem na pieniądze obywateli. Nie ma się czemu dziwić, bowiem oba te rozwiązania pochodzą z tej samej antywolnościowej i antyobywatelskiej ideologii.
Ekologiczny pretekst
Globalni przedstawiciele tego nurtu i zasady „nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy” spotkali się niedawno po raz kolejny na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. Znaczna część wydarzenia była podporządkowana walce globalnym ociepleniem, której głównym orężem ma być dążenie do zeroemisyjności dwutlenku węgla. Jako wroga numer jeden potraktowano auta spalinowe, pomimo że uczestnicy forum przylecieli do Davos ponad tysiącem prywatnych odrzutowców.
W tym przypadku atak na własność obywateli jest podyktowany względami ekologicznymi. W dodatku w niepokojący sposób pokrywa się z dążeniem do wycofania z obrotu gotówki na rzecz transakcji elektronicznych. Kolejne banki centralne na świecie uruchomiły albo zapowiadają uruchomienie walut cyfrowych. Jednocześnie rządy wielu państw stopniowo redukują limity transakcji gotówkowych. Prym wiodą w tym zakresie Chiny, ale limity są wprowadzane także w Polsce.
Brońmy gotówki!
Na szczęście, póki co, pomysły odejścia od gotówki spotykają się w naszym kraju ze sprzeciwem obywateli. Doskonale przekonał się o tym Szymon Hołownia, który na początku miesiąca w wywiadzie dla Radia Zet stwierdził, że jak najszybciej należy skończyć z gotówką i przejść na pieniądz cyfrowy. Kilka dni później w trakcie internetowego live’a na swoich mediach społecznościowych Hołownia twierdził już coś zupełnie innego. Jak podkreślał, został źle zrozumiany.
W kontekście wykorzystywania ideologii ekologizmu do zamachu na mienie obywateli, warto również wspomnieć o wprowadzaniu przez banki tzw. liczniku śladu węglowego. Na polskim rynku jako pierwszy zdecydował się na takie rozwiązanie Santander, choć na razie tylko w serwisie internetowym. Zaczyna się to dosyć niewinnie, ale to narzędzie może mieć bardzo niebezpieczne skutki. Na podstawie takiego licznika bank będzie miał bowiem wgląd do tego, ile dany klient wydaje na „nieekologiczne” zakupy. Ta informacja z kolei może posłużyć do wprowadzania limitów na dane zakupy, np. paliwo czy bilet na samolot. Co więcej, wiele mówi się już o tzw. paszportach węglowych, które posiadałby każdy, kto robi zakupy. Jeżeli brzmi to jak science fiction, to przypomnijmy sobie sytuację sprzed ponad roku, kiedy rzeczywistością stały się tzw. paszporty covidowe.
Wszystkie przytoczone wyżej wydarzenia łączy fakt, że władza zyskuje nieograniczony dostęp do kontrolowania i inwigilacji obywateli, a w razie potrzeby – możliwość zablokowania środków na koncie. Zarobione przez nas pieniądze de facto przestają być naszą własnością. Dlatego tak ważne jest, aby w tych trudnych czasach bronić gotówki, ponieważ równa się to z obroną naszej wolności.