Każdy kolejny dzień przynosi coraz to „odważniejsze” pomysły osób, które na sztandarach niosą hasła o wolności. Niestety przyzwyczajono nas do tego, że hasła te są używane przez lewicowych działaczy, które pojęcie wolności traktują bardzo oryginalnie. Przykład takiego działania możemy zaobserwować w Wielkiej Brytanii.
- Konserwatyzm w Wielkiej Brytanii istnieje tylko w nazwach, pokazały to m.in. zmiany w brytyjskim rządzie
- Parlament na Wyspach Brytyjskich uchwalił prawo, które tworzy tzw. strefy buforowe przed klinikami aborcyjnymi.
- Naruszenie tych stref np. poprzez namawianie kobiet chcących zabić swoje nienarodzone dziecko, grozi nawet dwuletnim więzieniem
- W USA trwa kampania wyborcza, w której głównym tematem jest aborcja; w związku z tym służby prześladują obrońców życia
Brytyjczycy są ponoć konserwatywnym społeczeństwem. Chcąc przychylić się do tej tezy należałoby znaleźć gdzieś przyczynę coraz to nowych pomysłów rządzących, których nie da się sklasyfikować jako konserwatywne. Brak protestów i ogólne zezwolenie na takie działania być może spowodowany jest wieloletnim już i agresywnym marketingiem na rzecz lewicowych ideologii. Do takiego można np. zaliczyć oflagowanie jednego z najbardziej znanych na świecie towarów eksportowych Wysp Brytyjskich, czyli piłkarskiej ligi angielskiej, tęczowymi barwami.
Od wzniosłych haseł, po kolorowe bandy okalające boisko czy tęczowe opaski kapitanów drużyn. Być może właśnie w tego typu marketingu jest przyczyna. Dochodzi do tego także szereg akcji równościowych, które mają na celu solidaryzowanie się z pokrzywdzonymi, prześladowanymi, tłamszonymi. Tak jest np. w przypadku przyklękania przed rozpoczęciem meczów na znak protestu przeciw rasizmowi. Czy w tak „równościowym” kraju będzie można solidaryzować się z prześladowanymi obrońcami życia? Pewnie nie. I to nie tylko z uwagi na to, że sam „otwarty i wolnościowy” system zaczyna ich prześladować, ale na i na to, że lewicowa wolność kończy się na jej własnych, ideologicznych punktach.
Dura lex sed lex
Do tak konserwatywnego społeczeństwa pasuje jak ulał konserwatywna partia. Bo to właśnie taka rządzi w Wielkiej Brytanii. Eksperci podkreślają jednak zgodnie, że konserwatywna to ona jest tylko z nazwy. Przekonała się o tym chociażby Liz Truss, która nie cieszyła się zbyt długo posadą premiera, podobnie jak i jej minister finansów, który swój urząd sprawował rekordowo krótko. Kwasi Kwarteng urzędował raptem pięć tygodni. Wszystko za sprawą tego, że zarówno premier jak i minister finansów chcieli… obniżyć podatki. Czyli pójść drogą wolnościową, kojarzoną z prawicą i twardymi rządami Margaret Tacher, które to pozwoliły Wielkiej Brytanii na nowo stać się silnym mocarstwem. Okazało się jednak, że takie konserwatywne pomysły są nie mile widziane w partii konserwatywnej i w konserwatywnym społeczeństwie. Takie więc jest to konserwatyzm.
Jednak do brzegu. To nie pomysły na brytyjską gospodarkę są tym, co powinno szczególnie zwracać uwagę wszystkich obrońców wolności. Brytyjski parlament przegłosował bowiem prawo, które wprowadza pod klinikami aborcyjnymi tzw. strefy buforowe. Zgodnie z przepisami nie można będzie „ingerować w decyzje jakiejkolwiek osoby w odniesieniu do zabiegów aborcyjnych”.
Ni mniej, ni więcej oznacza to, że odbywające się do tej pory pokojowe protesty obrońców życia na Wyspach Brytyjskich będą nielegalne. Co więcej, jeżeli komukolwiek przyszłoby do głowy odwodzić kobiety od zabijania swoich nienarodzonych dzieci, będzie groziło mu do dwóch lat więzienia. Przepisy zostały przyjęte przez 297 parlamentarzystów, 110 było przeciw.
Amerykańska wolność
Kwestią czasu jest więc to, kiedy świat zaczną obiegać informacje takiej jak docierają już do nas ze Stanów Zjednoczonych. Tam rządu sprawują przecież pragnący „wolności”, lewicowi demokraci. Dlatego też do drzwi osób walczących o prawa bezbronnych dzieci w łonach matek, pukają rano funkcjonariusze.
23 września do domu Marka Houcka wtargnęli policjanci, którzy na oczach żony i dzieci, zakuli mężczyznę w kajdanki i wyprowadzili z domu. Został oskarżony o to, że „pobił” jednego z ochroniarzy klinik aborcyjnych. W rzeczywistości, katolicki aktywista modlił się przed jednym z takich przybytków. W pewnym momencie ów ochroniarz zaczął słownie atakować jego syna. Mężczyzna lekko go szturchnął i tym samym dał pretekst piewcom wolności do zabrania mu jej. Na szczęście sąd odrzucił wszystkie oskarżenia wobec mężczyzny.
To nie jest jednak koniec, bo zarówno Mark Houck jak i inni obrońcy życia w kraju, są „dręczeni” przez agentów FBI. Portal Lifesitenews podaje, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest kampania wyborcza, w której główne skrzypce gra temat zabijania nienarodzonych dzieci. Tak więc pragnący wolności w zabijaniu dzieci rządzący demokraci, starają się aby ci którzy uważają inaczej, nie mogli za bardzo cieszyć się wolnością.
Damian Zakrzewski