Błyszcząca satyna, uwodzicielskie spojrzenia spod kapeluszy z woalkami, misterne fale i loki, sznury pereł, zmysłowe gesty. To wizerunek odświętny, za którym tęskni wiele kobiet, wizerunek, którego ucieleśnieniem może być dorobek artystyczny Tamary Łempickiej – ikony stylu art deco. Choć, jak się okazuje, twórczość tej polskiej malarki, której dzieła biją rekordy popularności na aukcjach, daleko wybiega poza stylowe portrety, a jej życie osobiste tylko pozornie może być ucieleśnieniem marzeń. Warto jednak, aby miłośnicy sztucy przekonali się o tym sami. Mamy obecnie, rzecz wyjątkowa, do wyboru aż dwie, uzupełniające się wystawy Łempickiej – jedną w Krakowie, w Muzeum Narodowym, a drugą w podwarszawskim Konstancinie, w Villa Le Fleur. Co zostało po latach z „bogini ery automobilu” o stalowych oczach lubującej się w „miękkim kubizmie”?
Ikona malarstwa
Malarstwo Tamary Łempickiej uwodzi blaskiem i szykiem międzywojnia. Ona sama z niezwykłą wprawą mitologizowała własne życie, starannie reżyserowała własny wizerunek, a nawet poprawiała swój życiorys. Była świadoma doniosłości autokreacji: zamawiała modowe sesje zdjęciowe z własnym udziałem (z woalką, papierosem, książką, w naszyjniku), wynajęła studio artystyczne w Paryżu, które urządziła w modnym wówczas stylu art deco, zwracała uwagę na dekoracyjność, zainwestowała w filmy promocyjne, gdzie odgrywała rolę kobiety modnej i szykownej. „UnBel Atelier Moderne”[1] – (piękna nowoczesna pracownia) – ten tytuł filmu mówi sam za siebie. Wreszcie otaczała się arystokracją, ludźmi zamożnymi, gwiazdami Hollywood – które masowo zamawiały u niej portrety. Z nich zasłynęła najbardziej. Pracowicie wykreowała własny styl, jej malarstwo było tak unikalne, że stało się łatwo identyfikowalną marką. „Tak więc galerie zaczęły wieszać moje prace w swoich najlepszych salach, zawsze pośrodku, bo moje obrazy były atrakcyjne, były precyzyjne, były skończone” – chwaliła się. „Malowałam królów i prostytutki…nie malowałam ludzi, dlatego, że byli sławni, malowałam tych, którzy inspirowali i wprawiali mnie w wibracje” – próbuje tłumaczyć swoją popularność.
Była (odgrywała rolę) kobiety wysublimowanej, zawsze eleganckiej, pewnej siebie, ale nieco odrealnionej. Znak rozpoznawalny jej portretów stanowiły: mocne, czyste kolory (krytykowała np. Cézanne’a za mieszanie kolorów), wyraźny rysunek i światłocień, wypełnianie kompozycją niemal całego obrazu (tzw. wąski kadr), nieco zgeometryzowane postacie. Twarze na malowanych przez nią portretach wyglądają trochę rzeźbiarsko, mają często błyszczące oczy, zamglone, rozmarzone spojrzenie. Nieodłączną częścią obrazów Łempickiej jest także oczywiście legenda, która ją otaczała.
Ten odważny i unikalny styl sprawił, że jej malarstwo – łatwo utorowało sobie drogę do pop-kultury. Jej obrazy osiągają niebotyczne ceny na rynku sztuki. Nabyła je Madonna, Jack Nicholson, Barbara Streisand, autor musicalu Evita.
CZYTAJ TAKŻE: Wiktoria Ulma – definicja kobiecości
Złudny świat w cieniu erotyki
Świat, który portretuje Łempicka pozbawiony jest w większości znamion codzienności, trudu i rutyny. To szykowne i uwodzicielskie złudzenie. Ulotne marzenie o kobiecie sukcesu, na siłę chcącej zatrzymać nieubłagany czas. Ten blask łamie i studzi jej życie osobiste, pełne seksualnych ekscesów, także biseksualnych, naznaczone rozstaniem z mężem (z tego właśnie powodu), które ugięło się pod presją krytyki i zmiany trendów w malarstwie. Nie bała się erotyki. Jej akty, są często „przysadziste”, a nawet w sposobie przedstawienia ciała kobiecego zbyt dosłowne, a nawet wulgarne, czasem trudno doszukać się w nich piękna. Nawet portrety jej własnej córki Kizette czy dzieci – bywają erotyzowane („Kizette w różu”).
Obie wystawy i ta w Krakowie i ta w Konstancinie – pokazują jednak i inne wcielenia artystyczne Łempickiej. Legenda portrecistki art deco – także nie jest więc do końca prawdziwa. Poznajemy Łempicką – która eksperymentuje z abstrakcją, wzoruje się na portretach włoskiego renesansu, tworzy realistyczne portrety w Meksyku, czy maluje naprawdę niezwykle perfekcyjne, jakże tradycyjne, martwe natury. To nieoczekiwane „wcielenie” Łempickiej zaskoczyło mnie chyba najbardziej. Jej winogrona świecą zamszowym blaskiem, jakby były dopiero co zerwane, a jedwabna, drapowana tkanina, wydaje się tuż na wyciągnięcie ręki, kuszą nas jakże soczyste jabłka. W Konstancinie wyraźnie śledzimy jej drogę malarską i nawiązania do epoki renesansu czy malarstwa flamandzkiego. Potrafi być także zaangażowana społecznie i z zapałem maluje uchodźców, los, którego boleśnie sama doznała, czy, na portretach które nie były już zamawiane – uwiecznia starca z mandoliną (dawnego modela Rodina, który pozował do słynnego „Pocałunku”) oraz zakonnicę (siostrę przełożoną z okolic Parmy) o niezwykle smutnym spojrzeniu, którą uznaje za swój najbardziej udany portret. Spotkała ją, będąc sama pogrążona w depresji. Poznajemy więc tu także warsztat Tamary – łączenie tradycji (nasycone barwy, umiejętność obserwacji) z nowoczesnymi formami wyrazu (kompozycja, tematyka, ekspresja), dostosowywanie się do obowiązujących kanonów sztuki. To jej zdecydowanie mniej znane oblicze, niż portrety np. na okładki niemieckiego magazyny Die Dame – jak słynny „Autoportret w zielonym Bugatti”. Na obu wystawach zamieszczono także osobiste pamiątki po malarce, zdecydowanie więcej znajdziemy ich w Konstancinie: kapelusze, rękawiczki, pudełka na biżuterię, fotografie, notatki, list potwierdzający odbiór obrazu, ale także paletę malarską (w Krakowie). Wystawa w Krakowie stwarza, być może przez scenografię, lepszą atmosferę do kontemplacji, ale bogatsza w treści i eksponaty wystawa w Konstancinie przedstawia lepiej artystyczny ferment w życiu malarki. Podziwiamy także jej malarstwo na tle niezwykle bogatej kolekcji malarstwa i rzeźby międzywojnia, w odtworzonych z pietyzmem i wyrafinowaniem wnętrzach z epoki, z towarzyszeniem muzyki z tamtych lat. Tu, w tym spójnym otoczeniu, zdecydowanie lepiej „czuć” Łempicką żywą i barwną.
Czy kobiety jak marzenie istnieją? …nawet jeśli „chce się wyczuwać elegancję w modelach” jak mawiała Łempicka? No cóż, z pewnością od czasu do czasu…Od tego są marzenia, aby je trzymać gdzieś na horyzoncie, a nie aby smarować nimi chleb. A Łempicka zaczęła malować z prozaicznych przyczyn, aby utrzymać siebie i swoją jedyną córkę – Kizette. Na wystawę w Mediolanie namalowała 28 prac w 6 miesięcy. Mimo to „Zielone Buggatti”, „Saint Moritz”, wypierają z naszej pamięci „Ucieczkę”, „Starca” czy „Uchodźców”.
Prawdziwe oblicze
Aby zdobyć swego przyszłego męża, na balu w Petersburgu, przebrała się za pasterkę i prowadziła dwie żywe, prawdziwe gęsi. Już wtedy umiała wzbudzać sensację. Szampan na ich weselu lał się strumieniami, gdy goście zajadali się kawiorem, plebs głodował na ulicach. Spotkała się oko w oko z ponura robotniczą rewolucją, gdy niemal naga wybiegła na ulicę próbując ratować aresztowanego męża, a poślizgnąwszy się wylądowała w truchle nadjedzonego przez żebraków konia. Nie zazdrośćmy więc Tamarze Łempickiej jej życia. O wiele bardziej realna wydaje się na niedokończonym prywatnym autoportrecie, eksponowanym w Krakowie, na którym uwieczniła siebie i swoją babcię – Klementynę Deklerową, która prawdopodobnie uczyła ją rysunku. Mała dziewczynka nie patrzy jednak na swoje dzieło, ale wtula się w postać babci. Chyba woli to niż włoskie pejzaże i nowojorski szyk, czy niepospolitość i ekstrawagancję. Czy to wreszcie „prawdziwe” oblicze Łempickiej? Dla mnie zwieńczeniem wystawy w Konstancinie jest dużych rozmiarów zdjęcie przedstawiające Łempicką w Meksyku, w zaawansowanym wieku, z papierosem, biżuterią, z tym olbrzymim, charakterystycznym dla niej sygnetem (jej sygnety widnieją także obok w gablocie), w szykownym, fioletowym berecie i modnych okularach. To spotkanie z odchodzącym człowiekiem, który podlega nieubłagalnym prawom natury, jak każdy inny. Zmagała się wtedy z depresją po śmierci kolejnego męża, problemami zdrowotnymi, które wręcz uniemożliwiały jej pracę, konfliktami z rodziną, kryzysem artystycznym i rozczarowaniem z powodu braku uznania nowej fali swojej twórczości. Nawet jeśli swoje prochy kazała niezwykle poetycznie rozsypać nad wulkanem Popocatepetl reżyserując i celebrując nawet swoją śmierć i odchodzenie, słychać tu wyraźnie memento mori, które przebija glamour. Twórczość Łempickiej oparła się próbie czasu, ale „kobieta jak marzenie” – nie. To już niezamierzona i niewykreowana spuścizna Tamary Łempickiej.
Wystawa „Tamara Łempicka a art déco” czynna jest w Konstancinie w Villa le Fleur w od 17.09. do 17.12.2022 https://villalafleur.com/
Wystawa „Łempicka”, 9.09.2022 – 12.03.2023. Muzeum Narodowe Kraków, https://mnk.pl/wystawy/lempicka
Mniej znane prace Łempickiej: Visual Learning, „TAMARA DE LEMPICKA – LIFE AND WORKS” https://www.youtube.com/watch?v=uxt9eO8Ovvs&t=823s
Film: Villa La Fleur – Roefler 2022: https://www.youtube.com/watch?v=i2TIeqiGny4
[1] https://gparchives.com/index.php?urlaction=doc&id_doc=4000&rang=1&langue=FR