Siła pokoleń. Buduj międzypokoleniową wizję swojej rodziny

Kiedyś podróżowałam w jednym przedziale kolejowym z młodą dziewczyną, która w trakcie rozmowy między pasażerami zwierzyła się pewnej pani, że nie ma żadnej rodziny, absolutnie żadnej. Ani mamy i taty, ani dziadków – którzy już nie żyli. Ponieważ była jedynaczką, nie miała też rodzeństwa. Nie miała (nie znała?) także cioć ani wujków.  Na Wigilię była zapraszana do znajomych. – Jakie to smutne! – pomyślałam wtedy. Z historii życia innej rodziny dowiedziałam się, że młode małżeństwo wychowywało swoje małe dzieci już na progu musząc pożegnać się na zawsze z każdym z czterech dziadków. – Jak bardzo wiele stracili – pomyślałam po raz drugi. 

Doceńmy zwyczajność

Każdy z nas urodził się w jakiejś rodzinie. Większość z nas także dorastała w rodzinie, otoczona mniejszym lub większym wianuszkiem cioć, wujków, stryjków, kuzynów, ciotecznego rodzeństwa. Centralne miejsce zajmują tu zazwyczaj tata i mama oraz ich właśni rodzice – dziadek i babcia z każdej strony. Większość z nas ma przynajmniej okazjonalny kontakt ze starszymi pokoleniami. Oczywiście bywają tu wyjątki, ale patrzmy z perspektywy większości. Doceniamy zaangażowanie i pomoc rodziców, rozpieszczających swoje ukochane wnuki prezentami, z coraz większym sentymentem patrzymy na starzejących się dziadków, którzy pamiętają o naszych ulubionych cukierkach i tak czule wspominają chwile z naszego wczesnego dzieciństwa. Kochamy i jesteśmy kochani. Niestety nie zawsze doceniamy tę bliskość i oddanie rodziny. Dlatego warto czasem się zatrzymać.

Na rodzinę patrzymy zazwyczaj relacyjnie i emocjonalnie, czasem praktycznie (przez pryzmat konkretnej pomocy – pilnowanie dziecka, wyprowadzanie psa, porady w sprawach urzędowych, cenna pomoc techniczna w sprawach różnej maści). Aż 19,3% ankietowanych w Polsce osób, twierdzi, że zdecydowałoby się na dziecko, pod warunkiem bliskości zamieszkania dziadków – podaje raport Centrum Badań i Analiz Rynku („Zbadanie i określenie warunków do poprawy kondycji demograficznej Polski wraz z rekomendacjami zmian w obszarze godzenia życia zawodowego i prywatnego”, 2021, s.54).

Przechowujemy także w pamięci piękne zdjęcia i wspomnienia z jubileuszy, wesel, urodzin naszych pociech. Na rodzinę często, choć nie zawsze, można także liczyć w chwilach kryzysowych – nagłej choroby, wypadków, problemów z podwiezieniem, awarii itp. Co więcej, to kryzysy wręcz świadczą o sile rodziny. Siłę rodziny, podobnie jak przyjaźni – poznajemy w przysłowiowej „biedzie”. Tak, wiem, że narysowałam tu stereotypowy model.  Problem w tym, że dziś tak bardzo „dłubiemy” w normach, że podważamy codzienność przytłaczającej większości Polaków. Tę piękną zwyczajność, którą warto docenić. 

Cykl życia rodziny

Zarówno w codzienności, jak i odświętności rodziny umyka nam czasem coś bardzo cennego i kluczowego – siła pokoleń i cykl życia rodziny, z którego bardzo dobrze zdają sobie sprawę np. familiolodzy. Niedawna „pociecha” i „maleństwo” szybko staje się „latoroślą” czy „dziedzicem”. Dziecko – rodzicem („rodzicielką”) i dziadkiem. Żeby te procesy zachodziły bez przeszkód – konieczna jest międzypokoleniowa wymiana wiedzy i doświadczeń – łączność między pokoleniami. Także w aspekcie przekaźników cywilizacji i kultury. Niezbędna jest także gotowość do pełnienia zmieniających się z czasem ról w rodzinie. Rodzice małego dziecka, a potem nastolatka, czy młodej mamy – powinni pełnić swoje role w zupełnie inny sposób. Zmienia się także perspektywa patrzenia na dziecko. Rodzina pilnuje niejako z definicji tej zmiany pokoleń. Nie jest dobrze, gdy „mali – dorośli” są wychowywani przez „infantylnych dorosłych” albo gdy pozwalamy zdziecinnieć i utonąć tylko we wspomnieniach naszym dziadkom. Rodzina jest zakorzeniona w przeszłości, ale patrzy stale w przyszłość, realizując się w teraźniejszości. Rozwija się, ewoluuje. Z drugiej strony nawet odległa przeszłość, pamiątki i wspomnienia o prapradziadkach – budują naszą dumę i poczucie tożsamości. Wiemy, że jesteśmy stąd, właśnie stąd. W pamięci utkwiła mi scena z opowieści biograficznej dotyczącej księżnej Izabeli Czartoryskiej, gdy w rodowej siedzibie, w Wołczynie, tym samym, w którym urodził się „kuzynek Poniatowski” – późniejszy król Polski, zabawom podlotków pod okiem babci Eleonory przyglądała się ze ścian gala portretów królów i przodków.

Dziadkowie, oprócz przekazywania dziedzictwa uczą nas dystansu do rzeczywistości – znając smak przemijania tego, co jest w życiu mniej ważne. Rodzice – uczą nas realizmu – bo już z niejednego pieca jedli chleb. Młode pokolenie – wnosi świeżość  i nieco zdrowego idealizmu do perspektywy zagonionych i pogrążonych w rutynie starszych pokoleń. Dzieci – dziwiąc się wszystkim i wszystkiemu – zatrzymują naszą uwagę nad nieoczywistością świata i jego małych i większych cudów.

Kultura rebelii czy kultura dziedziczenia?

Niedawno usłyszałam ciekawą definicję konserwatyzmu i liberalizmu (dokładnie na jednym z wykładów w ramach konferencji Polska – Wielki Projekt). Konserwatyzm definiuje wdzięczność wobec tego, co zastane i odpowiedzialność, aby przekazać dobre dziedzictwo dalej, dodając to, co sami osiągnęliśmy. Liberalizm i postmodernizm oparty jest na rycie kontestacji, podważania. To kurs wiecznej rebelii wobec dorobku poprzednich pokoleń. Pięknie spuentował to pewien pastor, Artur Śmieja, w małej książeczce pt. „Przekleństwo pierwszego pokolenia”. Chodzi o to, że każde nowe pokolenie, jeśli tylko buntuje się wobec poprzedniego pokolenia musi wszystko zaczynać od początku. Nie ma sukcesji, nie ma dziedziczenia, nie ma dobrych rad, nie ma inspiracji, nie ma życzliwego wsparcia. „Ten bój strawi kilku wieków rody”. Ale jest też alternatywa „Dni na dni Bóg mu przyczyni, a lata jego jako ród a ród” podawał „Słownik języka polskiego” Bogumiła Lindego z 1859 roku (s.53). I dalej: „Dzielni z dzielnych się rodzą, dobroć idzie rodem. Znać w ciołkach [młodych byczkach] – znać ojcowską cnotę w źrzebcu [źrebięciu] młode[y]m”. Tak, musimy dziś tłumaczyć pewne staropolskie nazwy, bo język, tak, jak świat ewoluuje, ale pewne prawdy pozostają niezmienne.

Biblijna międzypokoleniowa mądrość

W Księdze Malachiasza, ostatniej księdze Starego Testamentu, znajdują się nieco tajemnicze, ale jak widzimy w świetle tych rozważań – przełomowe słowa: „I skłoni on serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie obłożył ziemi klątwą” (Mal 3,23). Chodzi tu o coś więcej niż przełamanie „konfliktu pokoleń”, który jest naturalnym, a wręcz niezbędnym procesem na drodze dojrzewania młodego człowieka. Aby powstała nowa, własna tożsamość, trzeba choć na chwilę „odłączyć się”  od starego źródła. Tylko tak może nastąpić w pełni świadome samookreślenie młodego człowieka, aby nie był, nie funkcjonował jako zaledwie kopia, automat w rękach starszego pokolenia: „Ojciec prać? – Prać!” – podpowiedziałby tu Sienkiewicz ów stary model. Zdrowy rozwój pozwala jednak w końcu powrócić do „korzeni” i włączyć to, co dobre z rodzinnego dziedzictwa. Rolą starszego pokolenia jest jednak pozwolić na konieczną samodzielność, nie wtrącać się w każdy zakamarek młodej tożsamości i jednocześnie skorzystać z doświadczeń młodszych pokoleń, aby nie utknąć tylko w tym, co stare i znane. Chodzi o to, aby „wydawać owoc nawet i w starości, być pełnym soków i zawsze żywotnym” – jak podpowiada Psalm 92, 15. Otworzyć się na nowe. Nawet starość należy traktować jako zadanie – jak sugerowała w swej książce Kinga Wiśniewska-Roszkowska. Pułapką dla nowego pokolenia jest z kolei całkowita rezygnacja z pokoleniowego dziedzictwa. Odwrócenie się plecami od pokolenia rodziców i dziadków. Kiedyś usłyszałam taką piękną modlitwę generacji „ojców”: „Spraw, aby mój sufit był ich podłogą”. Młode pokolenie z kolei odwdzięcza się modlitwą wdzięczności, za to, co otrzymało. To spełnienie się obietnicy z psalmu 126, 4-5: „Jak strzały w ręku wojownika,  tak synowie za młodu zrodzeni. Szczęśliwy mąż, który napełnił nimi swój kołczan. Nie zawstydzi się, gdy będzie rozprawiał z nieprzyjaciółmi w bramie”.  Tak więc pokora i oddanie spotyka się z wdzięcznością i tak narasta, mnoży się pokoleniowe dziedzictwo. Ale w tym pulsowaniu pokoleń, nie wyczerpuje się międzypokoleniowa wizja rodziny. Biblijne, bardzo często powtarzane w tej świętej księdze zdanie „Pokolenie pokoleniu głosi nowe dzieła” oznacza także, że niektóre dzieła, zadania, wręcz nie mogą, nie jest to fizycznie możliwe, być zrealizowane w jednym pokoleniu. Zaczynane są w jednym, a kończone za kilka następnych pokoleń. Tak było i z wieloma założeniami architektonicznymi, ale także budową potęg państwowych czy wielkich firm. Katedrę Sagrada Família autorstwa Gaudiego buduje kilka pokoleń. W 1867 roku powołano towarzystwo założycielskie, następne pokolenie (w 1881 roku) zakupiło działkę. Gaudi nie doczekał realizacji swojego projektu. Na rok przed jego śmiercią, w 1925 roku ukończono budowę pierwszej dzwonnicy. Dopiero w 1978 roku rozpoczęto budowę ścian naw. W 2000 roku zamknięto sklepienia transeptu (nawy poprzecznej). Już po konsekracji świątyni w 2010 roku rozpoczęto budowę kolejnych wież. Zakończenie budowy przewidziano na 2026 rok. Pomyśl o swoim wielopokoleniowym projekcie. Co chcesz zbudować? Co po sobie chcesz zostawić przyszłym pokoleniom? Pomimo nieukończonej budowy Sagrada Familia znalazła się na liście zabytków UNESCO, co roku odwiedzają ją tłumy, stała się także inspiracją genialnego, nominowanego do Oscara filmu rysunkowego Tomasza Bagińskiego z 2002 roku pt.: „Katedra”. Czy ktoś pomyślał o takich sukcesach zakładając małe towarzystwo? „Nie lekceważ małych (skromnych) początków”, co więcej świadomie je kształtuj – poucza nas Biblia (Za 4,10).

To samo międzypokoleniowe prawo działa także w bardzo przyziemnych sferach. Raport międzynarodowej organizacji OECD głosi, że wychodzenie z ubóstwa do poziomu średnich dochodów trwa przez średnio 4-5 pokoleń („Society at a Glance” 2019, s.99).  

Sięgaj śmiało dalej

Zaczynaj – z dalekowzroczną wizją międzypokoleniowego sukcesu. Wszyscy wiemy, że dzieci sławnych rodziców miały pod pewnymi względami o wiele łatwiej. Miały zapewniony wstęp na salony, sieć kontaktów i nazwisko, które otwiera drzwi, często także finanse na starcie. Chopin musiał wprawdzie przebijać się na paryskie salony sam, ale miał w zanadrzu pakiet cennych liścików polecających, aby przynajmniej móc się przedstawić. Matteo Bocelli, Enrique Iglesias, Dawid Wildstein, Tomasz Łysiak, Maciej Dowbor – im było prawdopodobnie dużo łatwiej. Siła „dynastii”, rodu, plemienia, generacji, jest zawsze większa niż siła jednostki i samotnego „meteoru”. Nikt z nas nie jest do końca „samorodkiem”, nawet jeśli jest „wyrodnym” synem czy córką. A z wielu „ojcowizn” powstaje ojczyzna. Miej tę międzypokoleniową wizję, nawet jeśli przychodzi ci zaczynać na rodowym pobojowisku. Ród, rodzić i rodzina – mają w końcu ten sam źródłosłów. Tak, owszem, bywa, że synowie, muszą się wstydzić ojców albo chcą pracować całkowicie na własny rachunek, ale zawsze są czyimś początkiem, czyimś sufitem i zawsze stoją na czyjejś podłodze. Od słowa ród pochodzą także słowa oznaczające pomnożenie, powodzenie: urodzaj, obrodzić, uroda, odrodzenie, ale także rodowód, rodzaj, wrodzić się, rodak, rodzimy itd. „…wiernie nabyte dobro krześcijańskie pójdzie w naród z narodu, a co źle nabyte, rozchwytają to marnie ręce pospolite” – pisał Mikołaj Rej w „Wizerunku własnym żywota człowieka poczciwego”.

Trud generatywności wielokrotnie się opłaci

Aby była możliwa sztafeta pokoleń, potrzeba podjęcia trudu generatywności. Pojęcie to ukuł Erik Erikson w swojej psychospołecznej teorii rozwoju. Generatywność lub bliska jej twórczość (ang. generativity) to wyzwanie rozwojowe dla wieku średniego (40-64 lat), a jego przeciwieństwem jest …stagnacja. Generatywność wymaga wyboru inkluzywności, odpowiedzialności, produktywności, dumy (zamiast zawstydzania), rodzicielstwa zamiast nastawienia na siebie (koncepcja Ch.L.Slater). Rodzi zaś poczucie bycia potrzebnym zamiast samotności i alienacji, szczerość zamiast odrzucenia. W generatywności chodzi o twórcze przekraczanie własnych osobistych celów i potrzeb oraz skupianie się na potrzebach i prowadzeniu młodszych pokoleń. Rytualizacja generacyjna (rola mentora, rodzica, seniora rodu, patriarchy) ułatwia realizację trudu generatywności. Ale ten trud wielokrotnie się opłaci. Nie, nie mówimy tu tylko o korzyściach społecznych w postaci ciągłości pokoleń i sumowania się dziedzictwa czy międzypokoleniowej synergii czy praktycznych korzyściach: jak opieka, nauczanie, kreatywna pracy na rzecz innych i wychowywanie następców. Generatywność przynosi subiektywne poczucie spełnienia, bycia potrzebnym, bycia punktem podparcia dla innych, ponieważ ktoś inny zgodził się być naszą opoką. Ale pewien rachunek może zgodzić się wręcz tylko między pokoleniami: rodzice przyjmują nowe życie, bo ktoś powitał z radością ich samych na świecie. Dług wdzięczności za przewijanie „tysiąca pieluch”, gdy byli mali spłacają podarowując ten sam rodzicielski altruizm i poświęcenie własnym dzieciom. Przezwyciężanie egocentryzmu się opłaci. Tak, czasami dziedziczymy negatywne skrypty emocjonalne po przodkach. Nie ma ani idealnych rodzin czy rodziców. Wtedy także warto podjąć trud generatywności i budować pozytywny kapitał dla przyszłych pokoleń. Wszystkim odważnym dedykuję fragment  „Ody do młodości” Adama Mickiewicz, choć nie jestem pewna, czy dobrze akurat rozumiał błogosławieństwa generatywności, czy raczej poniósł go młodzieńczy, aczkolwiek piękny idealizm: 

„Razem, młodzi przyjaciele!…
Choć droga stroma i śliska,
Gwałt i słabość bronią wchodu:
(..) Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga;
Łam, czego rozum nie złamie:
Młodości! orla twych lotów potęga,
Jako piorun twoje ramię.”

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji