Jak wygląda demografia w Polsce? Jeszcze w roku 2019 można było się pocieszać, że choć pojawił się problem z pojawianiem się w rodzinach pierwszego potomka, to mieliśmy do czynienia ze wzrostami w rodzinach większych. Rosła liczba dzieci trzecich, czwartych i piątych. Oczywiście wzrost ten nie mógł zapełnić braków jakie wynikały niskiego poziomu urodzeń dzieci pierwszych i drugich, jednak wydawało się, że Polska ma chociaż jeden problem do rozwiązania mniej. Dziś nie ma w zasadzie żadnych danych, na które moglibyśmy patrzeć z optymizmem.
Ogólna liczba urodzeń jest dziś w naszym kraju niższa aż o 100 tysięcy w porównaniu do roku 2017, kiedy to udało się osiągnąć poziom bliski poprzedniej górce z roku 2011. Problem jaki obecnie mamy ma przynajmniej podwójny charakter – jest to niska dzietność przypadająca na jedną kobietę oraz gwałtownie kurcząca się realna liczba kobiet w wieku rozrodczym. Pokolenie wyżu z przełomu lat 70. i 80. nieuchronnie się starzeje i nie można liczyć, że to dzisiejsi czterdziestolatkowie będą dostarczać społeczeństwu nowych obywateli. Od czasu, gdy rodzili się przedstawiciele tego wyżu, długookresowo liczba urodzeń maleje pomimo tego, że zdarzały się też krótkotrwałe korekty, jak te z lat 2011 i 2017. Ta druga była efektem wprowadzenia programu “Rodzina 500+”, kiedy to wiele rodzin zdecydowało się zrealizować odkładane plany rodzicielskie. Czy bez tego programu kiedykolwiek by się one ziściły można powątpiewać, choćby dlatego, że deklaracje Polaków i Polek jeśli chodzi o oczekiwaną liczbę potomstwa od lat są wyższe niż ostatecznie zrealizowany plan.
500+ niewystarczające, a jednak
Czy niska dzietność przypadająca na jedną kobietę – może lepiej byłoby liczyć “na jedną rodzinę” – jest tylko kwestią kulturową, jak często można dziś przeczytać, szczególnie u tych autorów, którzy krytycznie patrzą na 500+? Sprawa nie jest wcale taka prosta i obciążanie polskimi problemami demograficznymi tylko konta zmian kulturowych byłoby znacznym uproszczeniem diagnozy. Przede wszystkim byłoby zdejmowaniem z państwa bezpośredniej odpowiedzialności ekonomicznej za demografię. Od lat dane pokazują, że Polki rodzą na emigracji więcej dzieci niż we własnym kraju, co dość wyraźnie wskazuje, że ogólna sytuacja ekonomiczna ma duże znaczenie dla demografii. Rzadko w analizach i komentarzach autorzy zadają pytanie jak wyglądałaby demografia w Polsce gdyby nie było 500+. Zwykle mamy do czynienia z ograniczaniem się jedynie do stwierdzenia, że 500+ nie przyniosło oczekiwanych efektów. Czy jednak bez 500+ nie byłoby dużo gorzej, czy nie byłoby z demografią dużo gorzej gdyby nie trwający od trzech dekad ogólny wzrost zamożności społeczeństwa?
W tej drugiej kwestii sprawy znów są skomplikowane, ponieważ to właśnie zamożniejsze społeczeństwa charakteryzują się niższą dzietnością. Być może taka sytuacja wynika akurat z większego zaangażowania zawodowego kobiet w społeczeństwach bogatych, ze społecznego “rozjeżdżania się” kobiet i mężczyzn, które to zjawisko jest w Polsce coraz wyraźniej zauważalne. Środowiska wielkomiejskie są nadreprezentowane przez kobiety, które z coraz większym trudem znajdują kandydatów na ojców swoich dzieci. Zwiększają się też różnice dotycząca wykształcenia pomiędzy kobietami i mężczyznami, a co za tym idzie umiejscowienie w strukturze klasowej. Przeciętny mężczyzna zajmuje niższą pozycję klasową od kobiety. Wszystko są to czynniki wzmacniające antynatalistyczne tendencje nawet przy jednostkowej, deklaratywnej chęci poszczególnych osób do posiadania dzieci.
Demografia: potrzeba długookresowego działania
Na to nakłada się proces, którego nie da się powstrzymać, czyli wchodzenie w wiek rozrodczy pokoleń z niżu demograficznego. Tu nie chodzi o to ile Polek chce urodzić, ale o to ile jest w Polsce osób, które mogą urodzić. Potrzebna jest zatem praca nad parametrami ekonomicznymi i kulturowymi, by zmienić za kilkadziesiąt lat zły trend bazowy. Czy opublikowana niedawno Strategia demograficzna 2040 pomoże rozwiązać problemy z dzietnością w naszym kraju? Dokument ten wymaga bardziej szczegółowej analizy. Z pobieżnej lektury wynika jednak, że główną jego zaletą jest próba wszechstronnego zmierzenia się z problemem na wszystkich możliwych poziomach. Brakuje jednak operacjonalizacji propozycji jakie tam zostały umieszczone. Nie ma zaś odpowiedzi na pytania – kto, jak i za ile ma proponowane pomysły realizować i czy wszystkie one rzeczywiście są sensowne. Papier jak wiadomo przyjmie wszystko, potrzeba jednak by oprócz pisania ktoś zaczął działać.