Odpowiedź najprostsza na pytanie, czy w sprawie ochrony życia możemy czegoś nauczyć się od lewicy, rzeczywiście może brzmieć jednoznacznie: niczego. Po prostu lewica to nasi przeciwnicy w zmaganiu o los najsłabszych z ludzi – tych, którzy nie mogą stanąć jeszcze w swojej własnej obronie. Nasz spór z lewicą dotyczy tego, czy przemoc może być zasadą wyznaczającą granice człowieczeństwa i społeczeństwa. Czy zdolność wyłączania ze społeczności ma mieć charakter bezdyskusyjny i działać tylko w oparciu konsensus tych, którzy mogą zadekretować, że jakaś część ludzkości, ze względu na swoje przygodne cechy może być wyłączona z życia?
Możemy pójść nieco dalej i uznać, że lewica ma rację tam gdzie zwraca uwagę na aspekt solidarnościowy sensu istnienia społeczeństwa. Deklaratywnie sens tej solidarnościowej intuicji jest dla lewicy tak wielki, że skłania ludzi o tej wrażliwości do zgody na zabijanie tych, którym tej solidarności nie da się zapewnić. To właśnie znajdujemy w dobrze znanych narracjach – gdy nie jesteśmy w stanie ukoić cierpienia poczętego dziecka, gdy nie jesteśmy w stanie wesprzeć rodziny, która ma przyjąć dziecko postrzegane jako przeszkodę egzystencjalną, pojawia się zgoda na rozwiązania radykalne. Łagodnie mówiąc – terminację, mniej łagodnie – eksterminację.
Przesądy vs argumenty
Oczywiście to straszliwy błąd sądzić, że najlepszym sposobem na uwolnienie człowieka od cierpienia jest usunięcie jego samego. Jest jasne, że te solidarnościowe intencje ukrywają bardzo często straszny egoizm, który miałby być zasadą rządzącą społeczeństwem lewicowego solidaryzmu. Bliższe przyjrzenie się lewicowemu czy liberalnemu spojrzeniu na życie prowadzi do wniosku, że tak naprawdę prawie nigdy nie chodzi o cierpienie dziecka, ale o subiektywny dobrostan matki, którą trzeba uwolnić od naturalnych konsekwencji jej postępowania. Czasem konsekwencji niespodziewanych i – tak, przyznajmy – niechcianych.
Zostawmy jednak kwestię tego, że przeciwnicy życia kurczowo trzymają się nieludzkich przesądów, które królowały w epokach przedmetafizycznych i przednaukowych. Przesądów, które zawężają myślenie o osobach do wąskich kategorii świadomości, woli czy uczestnictwa w systemie społecznym. Racjonalizują oni w ten sposób własną zgodę na niegodziwość, co do której nie może być zgody. My jednak, obrońcy życia, nigdy nie powinniśmy zapominać, tym bardziej, jeśli odrzucamy wszelką dehumanizującą segregację, o sensie intuicji solidarnościowej, o konieczności pomagania rodzinom – matkom i ojcom, nie raz też rodzeństwu – dla których pojawienie się dziecka, być może chorego, jest wielkim obciążeniem. Nie może mieć dla nas znaczenia, że lewica krytykując niedostateczny solidaryzm na prawicy sama robi jeszcze mniej, ponieważ wystarczy jej, skierowany do publiczności, moralny szantaż. Sprawa solidarności jest sprawą zasadniczą i wciąż nie dość podnoszoną.
Konsekwencja w działaniu
Wreszcie jednak jest sprawa ostatnia. Od lewicy możemy nauczyć się konsekwencji. Głoszenia spraw dla nas ważnych, spraw dotyczących życia i rodziny w każdym czasie, z żelazna niezłomnością, która nie ugina się przed opinią publiczną. To właśnie robi lewica – im bardziej jej koncepcje polityczne i moralne bywają kwestionowane, tym wyraźniej są one po lewej stronie artykułowane. Tym większa jest lewicowa nieustępliwość. Lewa strona nie wierzy w teorię wahadła społecznego, którą nieustannie nam podsuwa. Lewica wierzy, że należy nieustannie przesuwać coraz bardziej na lewo okienko debaty publicznej, ponieważ nawet sprzeciw oznacza dyskusję na temat tego, co jeszcze może chwilę wcześniej było nie do pomyślenia.
Dlatego nie należy się zadowalać tym, co już zostało osiągnięte, ale wskazywać na konieczność podnoszenia pozostającego przed nami postulatu pełnej ochrony życia i konieczność zakwestionowania pozostałych ustawowych przesłanek do aborcji. Trzeba też podnosić sprzeciw wobec konwencji stambulskiej, która stygmatyzuje rodzinę i religię, przypominać, że nie może być wyjątków od definicji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Czasy się zmieniają, nie wykluczone, że sytuacja polityczna w Europie sprawi, że trwająca kolejna już fala rewolucji obyczajowej zacznie słabnąć, a nawet opadać. Czy ktoś kwestionuje dziś opór wobec komunizmu jaki wielu prowadziło w czasach jego największej ekspansywności i okrucieństwa?
Konsekwencja i upór muszą dziś charakteryzować tych, którzy opowiadają się za cywilizacją życia, ponieważ tylko w ten sposób da się uchronić sprzyjający życiu charakter praw w Rzeczpospolitej. Im bardziej prawo do życia i prawa rodziny będą kwestionowane, tym bardziej trzeba o nich mówić jako sprawach niezbywalnych przynależnych do natury osób i społeczeństw. Prawa w długiej perspektywie wychowują, nawet jeśli początkowo budzą sprzeciw, równocześnie stały opór wobec presji niegodziwości staje się wehikułem zasad koniecznych do przetrwania społeczeństwa także w czasach panowania kultury śmierci. Zatem praca na rzecz życia wcale się nie zakończyła, ale musi trwać.