“Z Rakowieckiej ku Niepodległości” – przypominamy patriotyczne widowisko ku czci Żołnierzy Wyklętych

Przedstawiam Państwu widowisko muzyczne pt. „Z Rakowieckiej ku Niepodległości” z udziałem wybitnych artystów, które realizowaliśmy na terenie okrytego ponurą sławą aresztu Mokotowskiego. Widowisko zainspirowane okrutną historią Żołnierzy Wyklętych – ofiar zbrodni komunistycznych i ich listami z rodzinami. Listami, które nigdy nie trafiły do swoich adresatów. Ponury paradoks – korespondecje ocalały dzięki temu, że więzienna cenzura zarekwirowała je na potrzeby dowodów w sprawach. Tak przetrwały do naszych czasów zdeponowane w magazynie więzienia. Decyzją Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry 29 lutego 2016 r. ówczesny areszt przy ul. Rakowieckiej został przekształcony w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Obecnie Muzeum jest zarządzane przez Instytut Pamięci Narodowej. 

 Dla wszystkich wykonawców (m.in. Natalii Rzeźniak-Pospieszalskiej, Basi Pospieszalskiej, Krzysztofa Cugowskeigo, Krzysztofa Iwaneczko, Andrzeja Lamperta, Adama Woronowicza) było to poruszające doświadczenie. Nigdy w tym miejscu nie brzmiała muzyka Chopina, Ravela, czy Krzysztofa Klenczona. Nigdy tych ponurych korytarzy nie zamieniono na salę koncertową, z kwartetem smyczkowym i fortepianem Steinway’a. 

Jeszcze sześć lat temu byli więźniowie, dziś jest Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych. Gdy za czasów carskich, na przełomie XIX i XX wieku budowano więzienie, były tu peryferie stolicy. W okresie międzywojennym miasto dogoniło areszt. Powstała nowoczesna dzielnica z dwoma uczelniami, szeroką arterią komunikacyjną i eleganckimi, modernistycznymi kamienicami. 

Zderzenie dwóch światów

Zawsze intrygowało mnie to napięcie jakie istnieje na styku dwóch światów. Z jednej strony, normalne życie miasta, z jego ruchem ulicznym, młodymi ludźmi wychodzącymi z uczelni, z drugiej, mroczne zabudowania więzienia. Te dwie rzeczywistości oddziela jedynie wysoki mur.  Inspiracją dla naszego widowiska stały się nazwy ulic, krzyżujących się tuż obok. Ulica Rakowiecka przecina Aleję Niepodległości. Dziś wiemy że bohaterowie zgładzeni na Rakowieckiej, ustalili cenę naszej niepodległości. 

Paradoksem jest, że w ciągu 120 lat, więcej niż połowę czasu funkcjonowania więzienia, nie służyło ono wymiarowi sprawiedliwości niepodległego polskiego państwa, lecz naszym wrogom. Najpierw carskiej Rosji, potem Prusakom, potem przez krótki czas II Rzeczypospolitej, ale już od 1939 roku, niemieckim władzom okupacyjnym, a w latach 1945 – 1989, peerelowskim władzom kolaboracyjnym. Obok złodziei, rzezimieszków, wszelkie go rodzaju bandytów i zbrodniarzy niemieckich, uwięzieni, torturowani i mordowani byli tu polscy patrioci – wszyscy, którzy kwestionując porządek narzucony Polsce siłą, mieli odwagę marzyć o niepodległości, także opozycjoniści i członkowie Solidarności. 

Bezmiar okrucieństwa

Po wejściu Sowietów, trafiali tu przede wszystkim żołnierze antykomunistycznego podziemia. To co ich spotkało, rozmiar potworności jakich doświadczali, najlepiej opisują słowa torturowanego tutaj Rotmistrza Pileckiego: „Oświęcim, to była igraszka”. Także odnalezione grypsy Łukasza Cieplińskiego z celi śmierci są dowodem okrucieństwa oprawców. Ciepliński na bibułce od papierosów napisał -​​”Wydaje mi się czasem, że giną moje siły, nie mogę już patrzeć na to, co się dzieje, słuchać jęku mordowanych, na to królestwo szatana.

O bohaterach podziemia antykomunistycznego mówimy dzisiaj żołnierze Niezłomni, żołnierze wyklęci. Mokotowskie więzienie dobitnie ilustruje znaczenie obu tych określeń. 

Zachowali się jak trzeba

Niezłomni, dlatego że wielu z nich wytrwało do końca. Nie zdradziło Rzeczypospolitej, uchroniło honor oficera, mimo tortur – ocaliło ludzką godność i wobec okrucieństwa oprawców zachowało się jak trzeba. Potwierdzają to biografie i ostatnie momenty życia Rotmistrza Pileckiego generała Fieldorfa Nila, Łukasza Cieplińskiego, Antoniego Olechnowicza, Danusi Siedzikówny – Inki, ks. Antoniego Baraniaka, Feliksa Selmanowicza- Zagończyka…. i wielu innych. 

Mówimy też o nich “wyklęci” dlatego że ich mordercy nie poprzestali na egzekucji, – fizycznej likwidacji. Zbrodniarzom zależało, by zlikwidować również pamięć o nich.  Dlatego ich ciała zostały wrzucone do dołów, a o miejscach starano się zatrzeć wszelkie ślady. Na terenie aresztu ciągle prowadzone są poszukiwania i ciągle znajdowane są ludzkie szczątki. 

Choć od kilku lat, prof. Krzysztof Szwagrzyk prowadzi poszukiwania i identyfikacje, to jednak dalecy jesteśmy od wypełnienia obowiązku wobec tych którym odmówiono pogrzebu. Nie zrealizowaliśmy nakazu odnalezienia bohaterów, by zgodnie z tradycją i cywilizacyjnym porządkiem, dokonać ich godnego pochówku. 

Neomarksiści poza obrębem naszej cywilizacji

Pamięć i szacunek do zmarłych, powaga wobec majestatu śmierci, godny pochówek ludzkiego ciała, to oczywiste komponenty naszej kultury. Marksiści, którzy wprowadzali sowiecki system w powojennej Polsce (biorąc pod uwagę choćby tylko stosunek do zmarłych), sytuują się trwale poza obrębem naszej cywilizacji. Poniewieranie ciała zabitych wrogów, właściwe jest prymitywnym ludom, gdzie nieprzyjaciół, nie tylko należało uśmiercić, ale też po śmierci pohańbić. 

Czerwona zaraza, która po wojnie zainstalowała się w Polsce, mimo modyfikacji, licznych prób odwilży, odnowy, pierestrojki i transformacji, z tego barbarzyńskiego rytuału – pohańbienia zwłok, nigdy się nie wycofała. Dlaczego tak mówię? W III RP ani Jaruzelski, ani Kiszczak, ani ich funkcjonariusze, sędziowie, prokuratorzy i urzędnicy, nie ujawnili miejsc gdzie zakopano szczątki bohaterów antykomunistycznego podziemia. Również żaden z reprezentantów młodszego pokolenia komunistów – Cimoszewicz, Miller, Rosati, Hubner, Belka, Gdula, nie zadali sobie trudu, by korzystając z rodzinnych i środowiskowych koneksji, postarać się ujawnić tę tajemnicę.  

Nie jest to tylko kwestia historyczna. Tu nie chodzi tylko o pamięć i sentymenty. Tu chodzi o coś więcej. Czy odwiedzając groby zmarłych jesteśmy pewni, że za jakiś czas gdy my odejdziemy, na naszych grobach ktoś zapali świeczkę i odmówi modlitwę?

Ohydna moda na antykulturę

Badania preferencji wyborczych prowadzone w 2018 roku wśród kadry naukowej polskich uczelni pokazały, że najwyższy odsetek bo aż 27% wykładowców popierało partię Razem, czyli najbardziej radykalny, zideologizowany neo-marksistowski i antychrześcijański, odłam lewicy. Dziś spadkobiercy tamtej dzikiej antykultury kształtują, umysły wrażliwość i sumienia młodych Polaków. 

Tamci marksiści poniewierali szczątki naszych patriotów, dzisiejsi marksiści, z jednej strony zwalczają pamięć o Żołnierzach Wyklętych (świadczą o tym działania np. Zandberga, Czarzastego), z drugiej – w imię rzekomej obrony klimatu, proponują np. kompostowanie ludzkich zwłok i użycie ich jako nawóz. Niech będzie to ostrzeżeniem dla ministra Czarnka i wszystkich, którym bliskie jest dziedzictwo naszej cywilizacji. 

Jan Pospieszalski

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji