ODRADZAMY! Jak porwać świętego?

„Święty” w reż. Sebastiana Buttnego to przełożenie na język filmu sensacyjnej historii z 1986 r., kiedy to z Katedry Gnieźnieńskiej zginęła srebrna figura św. Wojciecha, będąca fragmentem zabytkowego relikwiarza z XVII w.

Jak wiemy w krótkim czasie milicja zatrzymała sprawców i inicjatora kradzieży. Udało się też na szczęście odzyskać skradzione srebro, choć nie w całości. Część srebrnych elementów zabytkowego relikwiarza z XVII w. autorstwa Petera von der Renena została niestety przetopiona. To fakty, na podstawie których powstał film. Nie da się ukryć, że monumentalne wnętrze katedry, tajemnicza symbolika na drzwiach, nazwana w „Świętym” żartobliwie „średniowiecznym komiksem” i w końcu bezcenny skarb, dają duży potencjał filmowy. Ale Buttny zanurza się w realia tamtej sprawy głębiej. To przecież czas, w którym mundury milicji kojarzą się z opresją, a półtora roku wcześniej na zlecenie komunistycznych władz został zamordowany ksiądz Jerzy Popiełuszko. Jak więc w atmosferze ucisku oddać milicji śledztwo w sprawie „kościelnej”? Jak zaufać funkcjonariuszom MO? I jak to możliwe, że figura zginęła, skoro katedra była pod stałą obserwacją IV Departamentu MSW (stworzonego do walki z Kościołem), o czym mówi film?

Co jednak finalnie z tego wynika? Jaki obraz świata przedstawia nam „Święty”? Produkcja relatywizuje. Pokazując bohatera w zgniłych strukturach i zdrajcę w szeregach tzw. „naszych” nie przybliża nas do rozliczenia z systemem totalitarnym, jakim był komunizm. Jesteśmy zmęczeni tak w polityce, jak i w kinie brakiem „zerojedynkowego” przedstawienia świata z podziałem na dobro i zło. Czy rozmywanie jednego i drugiego nie przynosi zgubnej i wyświechtanej już refleksji, że komunizm nie był może taki najgorszy? I choć system terroru ukazany jest tu też w aspekcie rozbijania zaufania najbliższych sobie ludzi, którzy w tajemnicy zostawali tajnymi współpracownikami, to jednak nie opuszcza nas wrażenie, że filmowcy przedstawiają nam świat nieco bardziej cukierkowy, niż był on w rzeczywistości. Niestety w formie nie jest lepiej. Dialogi (często łopatologiczne), konflikty bohaterów (momentami niejasne) i logika zdarzeń (a czasem ich brak i niezrozumienie) nie podnoszą tego filmowego dzieła. Jedyną iskierką wydaje się być tu przyzwoita kreacja Mateusza Kościukiewicza w roli milicjanta Andrzeja Barana, prowadzącego śledztwo.

W filmie „Święty” jest scena, w której nyska milicyjna podjeżdżająca pod katedrę próbuje przecisnąć się przez tłum wiernych. Jedna z osób stojących przed świątynią, trzyma obraz błogosławionego Jerzego Popiełuszki. W tak a nie inaczej narysowanym przez twórców filmowych świecie, pewnie dożyłby on spokojnej starości…

Sylwia Kołodyńska

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji