13 kwietnia 1943 r. w Berlinie ujawniono informację o znalezieniu w Katyniu masowych grobów polskich oficerów zamordowanych przez NKWD na mocy decyzji najwyższych władz Związku Sowieckiego. To właśnie ten dzień od 2008 roku jest obchodzony jako Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Warto przyjrzeć się próbom zakłamania prawdy o tym sowieckim ludobójstwie.
Od początku wokół zbrodni katyńskiej wytworzyła się atmosfera kłamstwa i manipulacji. 3 grudnia 1941 roku podczas spotkania z generałami Władysławem Sikorskim i Władysławem Andersem, Józef Stalin zapytany o los polskich oficerów więzionych od 1939 roku w ZSRR odpowiedział, że zostali oni zwolnieni i zbiegli do Mandżurii. Dyktator dobrze wiedział, że pomordowani oficerowie leżą w lesie katyńskim. Sam wydał rozkaz ich zgładzenia.
Zatajona zbrodnia
– Tych ludzi zgładzono bez procesów i wyroków. Zostali zamordowani z pogwałceniem praw i konwencji cywilizowanego świata. Czym jest śmierć dziesiątków tysięcy osób – obywateli Rzeczypospolitej – bez sądu? Jeśli to nie jest ludobójstwo, to co nim jest? – te słowa miał wypowiedzieć śp. Lech Kaczyński podczas obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Obchodów, na które nie dotarł, ponieważ zginął w katastrofie smoleńskiej. Trudno się nie zgodzić z treścią tego przemówienia. Polscy oficerowie i cała elita, która zginęła w Katyniu, przez wiele dekad nie mogli doczekać się powszechnego uznania prawdy o zbrodni.
Rysy na sowieckim kłamstwie pojawiły się już latem 1941 r. Na mocy układu Sikorski-Majski Stalin zezwolił na utworzenie Armii Polskiej na Wschodzie. Tworzyli ją dawni więźniowie łagrów i przebywający w niewoli. Szybko okazało się jednak, że zgłasza się do niej bardzo niewielu oficerów. Józefowi Czapskiemu, jednemu z nielicznych ocalałych z obozu w Starobielsku, powierzono zatem zadanie odnalezienia towarzyszy niewoli oraz jeńców z dwóch pozostałych obozów. Prowadząc śledztwo, Czapski rozmawiał nie tylko z polskimi jeńcami i więźniami łagrów, ale również sowieckimi urzędnikami i enkawudzistami. Część z nich sugerowała, że zaginieni jeńcy zostali wysłani na najdalsze wyspy na Morzu Arktycznym. Podobne przekonanie wyrażała część towarzyszy niewoli, którzy uniknęli śmierci.
Kilka miesięcy później, podczas rozmowy między gen. Władysławem Sikorskim a Stalinem, na pytanie polskiego premiera sowiecki dyktator stwierdził, że tysiące polskich jeńców uciekło do Mandżurii. Wiosną 1942 r. polskie władze zwróciły się do Brytyjczyków o wsparcie w poszukiwaniach. Szef brytyjskiego MSZ Anthony Eden zabronił jednak dyplomatom angażować się w narastający m.in. wokół tej kwestii konflikt polsko-sowiecki.
Prawda wychodzi na jaw
Los polskich jeńców pozostawał w sferze domysłów. Wszystko zmieniło się w kwietniu 1943 roku, kiedy niemieckie radio 13 kwietnia 1943 r. podało informację o „odkryciu” miejsca kaźni nieopodal Smoleńska. Niemcy prawdopodobnie wiedzieli o tej zbrodni już latem 1942 roku, kiedy do polskich robotników, pracujących w okolicach Katynia dla III Rzeszy przy budowie wojskowych obiektów, zaczęły docierać informacje od miejscowej ludności. Niemcy nie kiwnęli wtedy palcem, byli bowiem pochłonięci realizacją planu Barbarossa. Wojska III Rzeszy maszerowały na wschód, zdobywając kolejne terytoria kosztem Związku Sowieckiego.
Wiosna 1943 roku to jednak początek ogromnych klęsk Niemców. Zwłaszcza przegrana pod Stalingradem odcisnęła na III Rzeszy ogromne piętno. Potrzebne były działania, które wbiłyby klin pomiędzy aliantów. Katyń był ku temu doskonałą okazją. Warto podkreślić, że Niemcy nie zrobili tego z dobroci serca ani z chęci poszukiwania prawdy, lecz wykorzystali propagandowo sowiecką zbrodnię.
Zobacz także:
Efektem pracy powołanej przez III Rzeszę komisji, złożonej ze specjalistów medycyny sądowej z krajów okupowanych przez Niemcy i z neutralnej Szwajcarii, która przebywała w Katyniu od 28 do 30 kwietnia 1943 r., był ogłoszony w sierpniu raport jednoznacznie przypisujący mord na polskich oficerach Stalinowi wiosną 1940 roku. W tym samym czasie na terenie masowych grobów pracowała polska komisja. Jej pracę nadzorował Kazimierz Skarżyński, sekretarz generalny Komisji Technicznej Polskiego Czerwonego Krzyża. Na miejscu był obecny również przedstawiciel metropolity krakowskiego ks. Stanisław Jasiński, a także grupa dziennikarzy, w której znaleźli się m.in. polscy pisarze: Ferdynand Goetel, autor raportu z miejsca zbrodni, i Józef Mackiewicz, autor zbioru dokumentów dotyczących mordu katyńskiego.
Kiedy jesienią 1943 roku Niemcy zostali wyparci przez Armię Czerwoną z okolic Katynia, NKWD spreparowało „dowody”, podrzucając m.in. niemieckie gazety z 1941 roku. Efektem działającej na terenie lasu katyńskiego komisji sowieckiej Nikołaja Burdenki było ogłoszenie w styczniu 1944 roku raportu sowieckiego, przypisującego winę za mord na Polakach Niemcom jesienią 1941 roku.
Komunistyczna propaganda
Od końca II wojny światowej mamy do czynienia już nie tylko z zamiataniem prawdy o Katyniu pod dywan, lecz również prześladowaniem osób, które dążyły do jej ujawnienia. Zwiastunem tej rzeczywistości była niewyjaśniona do tej pory śmierć Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych i premiera rządu Polski na uchodźstwie, generała Władysława Sikorskiego w tzw. katastrofie gibraltarskiej 4 lipca 1943 roku. Zachodni alianci nie byli bowiem w żaden sposób zainteresowani dążeniem do prawdy o Katyniu i stali się współpracownikami Stalina w cenzurowaniu jej. O mały włos nie obarczono Niemców winą za zbrodnię podczas procesu norymberskiego. To jednak się nie udało, ale nie było również mowy o tym, aby odpowiedzieli za to Sowieci. Zwyciężyła zasada „zwycięzców nikt nie będzie sądził”.
Kłamstwo katyńskie stało się mitem założycielskim PRL. Przez niemal pół wieku komunistyczne władze z nadania Moskwy robiły wszystko, aby ukryć prawdę o tej zbrodni. Ich podejście ulegało zmianom przez cały okres Zimnej Wojny. W okresie stalinowskim twierdzono, że za mord odpowiadają Niemcy. Po 1956 r. starano się zupełnie unikać tego tematu. Komuniści liczyli na to, że przemilczenie zbrodni doprowadzi do zapomnienia o niej. Tak się jednak nie stało. Silniejsza była wytrwałość i upór rodzin ofiar, ich przyjaciół, historyków i polskich patriotów, wśród których nie brakowało osób duchownych (warto wspomnieć tutaj m.in. o ks. Zdzisławie Peszkowskim i ks. Stefanie Niedzielaku).
Zobacz również:
Szczególnym miejscem gdzie upominano się o ofiary zbrodni, były warszawskie Powązki. To tam w 1959 r. w pobliżu Alei Zasłużonych został przygotowany symboliczny grób ku czci wymordowanych polskich oficerów. Służba Bezpieczeństwa w związku z tym założyła nawet sprawę agenturalno-śledczą o kryptonimie „Powązki”. 31 lipca 1981 r. członkowie Komitetu Obywatelskiego Budowy Pomnika Katyńskiego z inicjatywy ks. Niedzielaka ustawili w Dolince pierwszy w Polsce pomnik katyński. Tej samej nocy krzyż został zdemontowany i wywieziony przez Służbę Bezpieczeństwa PRL. Pomnik w obecnym kształcie został odsłonięty dopiero w 1995 roku, choć wcześniej wmurowano tam ziemię z miejsc kaźni Polaków. Było to możliwe, ponieważ w 1991 roku upadł Związek Sowiecki, a rok wcześniej władze ZSRS przyznały się do mordu katyńskiego, nazywając go „jedną z cięższych zbrodni stalinizmu”. Oświadczenie to uznano za przełom w wyjaśnianiu okoliczności śmierci polskich oficerów, ale do dziś Kreml nie zgodził się na pełne ujawnienie akt katyńskich.
Tak w telegraficznym skrócie przedstawia się historia kłamstwa katyńskiego. Na szczęście prawda wyszła na jaw, pomimo licznych prób jej tuszowania i dotkliwych represji. Dzisiaj o Katyniu i innych sowieckich zbrodniach możemy otwarcie mówić. W ten sposób nie tylko przywracamy pamięć i godność polskim bohaterom, ale edukujemy również przyszłe pokolenia, dla których sowiecki totalitaryzm staje się powoli prehistorią. Nie oznacza to jednak, że przed polską polityką historyczną nie stoją kolejne wyzwania. Prawda o ludobójstwie wołyńskim, zbrodni w Jedwabnem czy KL Warschau to wciąż tematy, które wymagają pogłębienia i wyjaśnienia. Jesteśmy to winni ofiarom.
Paweł Zdziarski