Choć tekst ten – którego trzecią część publikujemy dzisiaj – powstał w swoich zasadniczych zrębach już dziesięć lat temu, gdy 1050 rocznica chrztu Polski była jeszcze perspektywą nadchodzących lat, jego zasadnicza wymowa nie straciła swojej aktualności. Więcej, zamieszanie religijne i duchowe w jakim znajdujemy się – z różnych zresztą powodów – dzisiaj, czyni go jak sądzę wartym przypomnienia. Bowiem źródło łaski, z którego wyrasta Polska, nie przestało bić i nie stało się tylko wspomnieniem przeszłości. Jednocześnie żyjemy w kulturze, której przedstawiciele wkładają wiele wysiłku by obecność Boga zniknęła z horyzontu ludzkiej świadomości. Poniższy esej był – i jest – niewielka próbą reakcji oraz oporu wobec tych złych zjawisk.
Część pierwsza: Chrzest Polski, czyli wprowadzenie do polskości
Część druga: Chrzest Polski, czyli narodziny chrześcijańskiego narodu
*
Odzyskiwanie państwa
Nowa anamneza wydaje się konieczna z kilku powodów – pierwszy jest być może najbardziej bolesny dla nas wszystkich. Polskie państwo nie zostało w ostatnim ćwierćwieczu odzyskane ani dla ludzi, ani dla Boga. Bardziej przypomina ono pod tym względem ślepe ciało PRL-u i – podobnie jak ono – jest realną pokusą dla narodu, by wybrać drogę ślepoty. Państwo nie jest tylko narzędziem, państwo formuje i kształtuje tych, którzy je zamieszkują. Preambuła do naszej konstytucji zaburzyła nasze widzenie i otworzyła drogę laicyzacji życia publicznego, nieprawe, związane ideowo, ale i kapitałowo z dawnym ustrojem media i środowiska przerzuciły więzy duchowe z komunizmu totalitarnego na neokomunizm demokratyczny, w którym pogrążona jest Europa ze swoimi ideologiami niereligijności czy płci. Z drugiej strony ta sama dwugłowa preambuła daje nam jeszcze nikły impuls do oporu wobec sił rozkładu i laicyzacji widzialnej obecności chrześcijańskiej formy narodu.
Zderzenie ze światem
Drugi powód, dla którego ważna i potrzebna jest anamneza i na którą mamy szansę, to trwające zderzenie Kościoła, którego częścią jest Polska, ze światem liberalnym i jego sposobami myślenia, ambicjami określania czym jest wolność, a także – religia. Religia w świecie liberalnym stanowi jedynie narzędzie, które ma demokratyzować i wzmacniać wartości proponowane przez państwo lub główny nurt ideologii. Liberalizm to w swojej podstawie duchowość – jeśli tylko duchowość zrozumiemy nie jako rodzaj wzniosłości wewnętrznej, która jest rodzajem psychozabawy, ale jako formę życia, ciała i osoby. Także narodu.
Dramat patriotyzmu niereligijnego
Istnieje też trzeci powód, dla którego duszpasterstwo pamięci trzeba uznać za konieczne. Ten powód jest być może pod wieloma względami ważniejszy od pozostałych. Oglądamy coś, co można by określić mianem kryzysu w obozie patriotycznym. Chodzi o trwający rozpad związku pomiędzy patriotyzmem a katolickością i formowanie się prawicy laickiej wokół świeckich mitów, takich jak tragedia smoleńska. Przed kilku laty wydawało się, że prawica laicka ukształtuje się w środowiskach zbliżonych do liberalizmu – znakiem tych dążeń był ideowy profil „Dziennika” ukazującego się pod kierownictwem Roberta Krasowskiego. Jednak projekt ten nie miał, mówiąc językiem czystej polityki, elektoratu.
Tymczasem wyraźnie widać, że w środowiskach przywiązanych do polskości coraz silniej dostrzegany jest kryzys wiary, a pojęcie tego, co narodowe, kształtuje się często w oparciu o język niemieckiego romantyzmu, który silnie ciążył ku pogańskim koncepcjom życia narodowego. Chrześcijaństwo staje się w nim rodzajem ornamentu, w odbiciu lustrzanym retoryki liberalnej także narzędziem do realizacji szczególnego partykularyzmu narodowego, opartego na specyficznie rozumianym pragmatyzmie.
Duch romantyzmu
Partykularyzm i pragmatyzm łączą się w sposób naturalny jako efekt odrzucenia całościowego i bardziej uniwersalistycznego podejścia do spraw narodowych charakterystycznego dla nauczania Kościoła. Patronem i symbolem postawy neopogańskiej mógłby być chociażby Jarosław Marek Rymkiewicz, najwybitniejszy współczesny polski pisarz, który sięga do Mickiewiczowskiego schematu dwóch narodów, ale także do niemieckiego romantyzmu i jego pogańskiego odchylenia. Dodajmy, że główna praca intelektualna pisarza od lat implicite skupia się na odnajdywaniu sensu historii Polski poza katolickością. To go różni od naszych romantyków XIX wieku.
Dramat patriotyzmu niereligijnego może być dla Polski równie niebezpieczny jak liberalizm. Nie należy się po nim spodziewać skłonności totalitarnych, jak chcieliby ci, którzy głoszą wszechobecność faszyzmu. Chodzi raczej o widoczny, chociażby w twórczości Rymkiewicza, autyzm – zgodę na to, by płonął świat, byle własny ogród, jego gawrony i krety wiodły spokojny żywot. Jednak wtedy okazuje się, że o Polskę chodzi znacznie mniej, niż wynika z ideowych deklaracji. Dla tej wygody i rozkoszy konformizmu można poświęcić wiele, ponieważ bez rozpoznawania Boga Polska może być czymkolwiek. Nie ma znaczenia, czym ona będzie, ponieważ nie jest jej dane żadne powołanie.
Czytaj także:
Zatem do odzyskania jest bardzo wiele i ta praca pozostaje przed Kościołem. Nie mamy dziś ani Wojtyły, ani Wyszyńskiego, nie mamy takich gigantów, jednak wciąż jest Kościół, jest ambona, jest możliwość obywatelskich projektów ustaw, które mogą nasz kraj – szatę naszego narodu – czynić bardziej chrześcijańskim, czyli po prostu bardziej ludzkim. Realizacja programu duszpasterstwa pamięci musi się odbywać na różnych poziomach – kaznodziejstwa, organizacji wystaw, a także wspomnianych inicjatyw ustawodawczych i uchwał parlamentarnych – w obronie życia, zmiany preambuły do konstytucji oraz większej sprawności i sprawiedliwości wielu innych organów państwa.
Polska forma
Sensem polskości jest bowiem w historii rozpoznawanie Boga zarówno przez naród, jak i państwo. W tej sytuacji pamięć jest jedną z najważniejszych naszych instytucji istnienia – trzeba ją chronić, zwłaszcza że jest zaniedbywana przez państwo, które kuleje i wymaga naprawy. Kościół także powinien wyjść z modelu duszpasterstwa jedynie wewnętrznych spraw duszy, a powrócić do mówienia o widzialnym chrześcijaństwie. Przygotowania do obchodów roku 2016 mogłyby być okazją do zintegrowania różnych aspektów aktywności Kościoła, który mógłby powiązać uwagę wiernych w wymiarze moralności prywatnej z silniej wskazanym, publicznym powołaniem narodu. Niekoniecznie przez wskazywanie zbyt buńczucznych misji reewangelizacji Europy, ale przez zrozumienie siebie, przez wskazanie, że bycie Polakiem i katolikiem, chrześcijaninem jest znakiem głębokiej jedności i że praktyczny oraz polityczny wymiar wiary ma także znaczenie duchowe, ponieważ dotyczy formy. A forma i duchowość przede wszystkim odwołują się do rozumu, o czym zapominamy w naszym postromantycznym, emocjonalnym skrzywieniu.
Ważnym elementem dziedzictwa polskiego katolicyzmu, który mógłby zostać przywrócony współczesnym i zrealizowany w sposób konkretny, jest aktualizacja spuścizny polskiej inteligencji katolickiej. Inteligencja katolicka jest ogromnie obolała. Można nawet podejrzewać, że nie istnieje, ponieważ ci, którzy zostali na placu zmagań, zwykle ulegali i wciąż ulegają jakiegoś rodzaju postchrześcijaństwu – liberalnemu, postsekularnemu, demokratycznemu, genderowemu itd. Kryzys ten widać było już w reakcjach środowisk inteligenckich na wydarzenia roku 1966. Dziś można by podjąć wysiłek dania impulsu dla nowego myślenia – z wnętrza nadprzyrodzoności. Nie cieszyć się, że jako katoliccy intelektualiści bywamy podobni do świata i świat nas czasem lubi (to chwilowa chwała), ale wydobywać to, co rzeczywiście dobre w świecie i co wskazuje na Tego, który wskrzesi nas w Dniu Ostatecznym.
Tomasz Rowiński