Polityka rodzinna i demograficzna w Polsce ma swoje blaski i cienie. Zmiana sposobu myślenia o miejscu rodziny w polityce państwa, która dokonała się po roku 2015, razem z dojściem do władzy rządów centroprawicy, musi być oceniona pozytywnie. Jednocześnie jednak trzeba zaznaczyć, że nie wszystko się udało i część problemów jest bardzo poważna. W konsekwencji grozi nam zapaść demograficzna.
Zmiana myślenia polegała przede wszystkim na odrzuceniu dominującego po roku 1989 neoliberalnego schematu, w którym rodzina, a szczególnie rodzina wielodzietna, nie jest dla wspólnoty narodowej żadnym wartym większej uwagi dobrem, a jedynie prywatną decyzją małżonków. Tak wyglądała polska rzeczywistość do zmiany politycznej w roku 2015.
Decyzja o potomstwie, nawet pierwszym dziecku, była równoznaczna ze zgodą na niemal całkowicie samodzielne niesienie ciężaru ekonomicznego, jaki wiąże się z posiadaniem dzieci. Każde kolejne dziecko w praktyce zbliżało statystyczną rodzinę do granicy ubóstwa. W czasach tych ironizowano, że posiadanie dzieci jest w Polsce czymś w rodzaju bardzo drogiego hobby.
Czytaj także: Polacy wymierają. Zatrważające prognozy demograficzne Eurostatu
500+ to nie “socjal”
Proste narzędzie redystrybucji, jakie stanowi wprowadzony w 2016 roku program “Rodzina 500+” (dalej: “500+”), w ramach którego rodzice na każde drugie i kolejne dziecko (od roku 2019 także na pierwsze) otrzymują – niezależnie od dochodu czy też innych czynników społeczno-ekonomicznych – 500 złotych, zmienił obraz polskiego społeczeństwa.
W pierwszej kolejności trzeba podkreślić, że program “500+” nigdy nie był ogłaszany ani konstruowany jako program socjalny. Jego powszechny charakter sprawił, że nie odtwarza on schematu społecznej segregacji, który często jest jednym z efektów np. państwowej pomocy wobec uboższych obywateli. Program “500+” wprowadzono raczej w duchu egalitarystycznym – jako sprawiedliwy udział w dobru wspólnym i rencie rozwojowej państwa, należny rodzinom ze względu na wysiłek, jaki wkładają one w danie i wychowanie społeczeństwu kolejnych pokoleń.
Po drugie – trzeba dodać – że efekty jakie osiągnięto po jego wprowadzeniu, co do akcentów były nieco inne od zamierzeń rządu. Program ogłoszony jako narzędzie mające odbudować demografię przede wszystkim ograniczył w Polsce ubóstwo dzieci.
500+ – przesądy kontra twarde dane
Zmiana sytuacji ekonomicznej dzieci w pierwszym dwóch latach działania programu okazała się wręcz szokująca dla liberalnie nastawionych ekonomistów i komentatorów. Program “500+” był z ich strony atakowany jako “rozdawnictwo” i marnotrawienie środków, które według nich miały być wydane, szczególnie przez gorzej sytuowane warstwy społeczne, na zbędną konsumpcję, wręcz pogarszającą ich sytuację społeczno-ekonomiczną. Miał się przyczynić np. do wzrostu pijaństwa. Krytycy programu dla jego zdyskredytowania wyciągnęli z lamusa najgorsze liberalne przesądy łączące ubóstwo ze społeczną degeneracją.
Tymczasem w stosunku do roku 2014 w roku 2016 ubóstwo skrajne dzieci spadło o 44 proc., a ubóstwo relatywne o 25 proc. Rok później dane te wyniosły odpowiednio 54 proc. i 30 proc. Oznacza to, że jeśli skrajne ubóstwo dotyczyło w Polsce około 10 proc. dzieci, to po wprowadzeniu programu jego zasięg obniżył się do około 5-6 proc.
Program próbowano także krytykować ze znanych pozycji argumentując, że jest on drogi (choć w skali budżetu państwa wcale taki nie jest), a poziom ubóstwa można obniżyć mniejszym kosztem. Być może jednak żaden z myślących neoliberalnie rządów tego nie zrobił. Poza tym efekt, jaki osiągnął program “500+”, był szerszy i dotyczył poprawy dobrostanu całych rodzin, a nie tylko dzieci, które można wspierać np. poprzez darmowe dożywianie w szkole. Nie o to w tym chodziło i wie o tym każdy, kto w Polsce ma dzieci, a jego dochody nie przekraczają stanów niższej klasy średniej.
Obfitość prorordzinnych programów
Program “500+” został uzupełniony innymi programami o mniejszej skali, jak np. “Dobry start” będący corocznym świadczeniem na szkolną wyprawkę. Rozwinął się też program “Karta Dużej Rodziny”, który zapewnia rodzinom zniżki przy zakupie jedzenia i kosmetyków, odzieży i obuwia, książek, zabawek oraz paliwa. Obniża także koszty rachunków za usługi telekomunikacyjne czy bankowe oraz pozwala na tańsze przejazdy pociągami i komunikacją publiczną w wybranych miejscowościach.
Rodziny 4+ mogą korzystać też ze zwolnienia od podatku do kwoty 85 tys. złotych. Oznacza to, że uboższe duże rodziny nie płacą podatków w ogóle. Funkcjonuje także, na zasadach podobnych jak “500+”, od roku 2019, program “Rodzinny kapitał opiekuńczy”. Stanowi on wsparcie finansowe dla rodziców dzieci pomiędzy 12 a 35 miesiącem życia. Wprowadzono także dofinansowanie pobytu dzieci w żłobkach.
Zapaść demograficzna – zagrożenie wciąż aktualne
Niestety te i inne wysiłki państwa nie przyczyniły się do poprawy sytuacji w zakresie głównego długofalowego celu, jakim jest odbudowa demografii. A taki był przecież deklarowany przez rząd cel programu “500+”, choć nawet najbardziej optymistyczne jego założenia nie byłyby wystarczająco ambitne, aby odwrócić postępującą demograficzną zapaść.
Polska obecnie podąża raczej drogą państw takich jak Finlandia, gdzie (pomimo wysokiego poziomu zabezpieczenia społecznego rodzin) dzieci rodzi się niewiele, niż drogą Czechów, którzy w ostatnich latach osiągnęli godne uwagi odbicie w tym zakresie. Południowi sąsiedzi Polski wydźwignęli się ze współczynnika dzietności na poziomie 1,13 w 1999 do poziomu bliskiego już zastępowalności pokoleń, który wyniósł 1,83 w 2021. Dane te opublikowano na początku 2023 roku.
Tymczasem w Polsce zanotowano w roku 2022 najmniej urodzeń od II wojny światowej. W roku 2021, czyli analogicznym do czeskich danych, współczynnik dzietności wyniósł w Polsce zaledwie 1,33 dziecka na kobietę. Program “500+” przyniósł wzrost liczby urodzeń w latach 2016-2019 ze szczytem przypadającym na przełom lat 2017-2018. Jednakże już w roku 2019 sytuacja wróciła do tej sprzed wprowadzenia programu. Okazało się bowiem, że zmiana polityki państwa wsparła pojawienie dzieci w rodzinach, które już potomstwo posiadały. Nie został jednak rozwiązany problem podstawowy – odkładanie przez Polaków decyzji o przyjęciu pierwszego dziecka.
Dla lepszej perspektywy trzeba dodać, że jeszcze w roku 1990 współczynnik dzietności wynosił w Polsce 2,06. Był on wtedy uważany za niski w porównaniu do dwóch powojennych wyżów z lat 50. oraz z przełomu lat 70. i 80. XX wieku. Dziś na zapaść demograficzną składają się dwa czynniki: pokolenie drugiego z wyżów nie wygenerowało trzeciego wyżu, a pokolenia z lat 90. i pierwszych lat XXI wieku nie dość, że są niezbyt liczne, to także pozostają małodzietne lub bezdzietne.
Tajemnica czeskiego sukcesu
Opublikowana w roku 2022 przez polski rząd Strategia Demograficzna 2040 wydaje się stanowić m.in. efekt analizy polityki demograficznej realizowanej w Czechach. Być może jednak problem jest głębszy. Ciekawy i szczegółowy raport na temat czeskiej demografii opublikował Instytut Pokolenia powołany jako eksperckie zaplecze działań państwa w zakresie demografii. Z raportu tego wynika, że prawie 50 proc. Czechów w wieku do 29 lat uważa posiadanie dzieci za wypełnienie obowiązku wobec społeczeństwa. W Polsce odsetek tak przekonanych wynosi zaledwie nieco ponad 20 proc. Jednocześnie ok. 55 proc. Polaków wieku do 29 lat nie zgadza się z tym, że posiadanie dzieci to wypełnianie obowiązku wobec społeczeństwa.
Być może zatem polskie problemy demograficzne nie wynikają ze złego systemu zabezpieczenia społecznego, ale ze społecznej atomizacji, która jest dziedzictwem nie tylko czasów realnego socjalizmu, ale także realnego liberalizmu, który dominował w polskim życiu społecznym przez pierwsze ćwierć wieku odzyskanej niezależności politycznej. I z tym dziedzictwem przede wszystkim być może trzeba się będzie zmierzyć.
Tomasz Rowiński
Tekst powstał na zamówienie francuskiego tygodnika “L’Homme Nouveau”.