Według danych Eurostatu w Polsce spada odsetek ludzi z wyższym wykształceniem w grupie wiekowej 25-34. Po ćwierćwieczu boomu edukacyjnego obecnie oglądamy bardzo wyraźną korektę danych społecznych w tym obszarze. Czy jest to powód by bić na alarm? Niekoniecznie, ale też nie należy zbyt łatwo słuchać uspokajających zaklęć, które obiegowo funkcjonują choćby w mediach społecznościowych. Jednocześnie mamy do czynienia z kolejną dziedziną, w której społeczne nierówności działają – przynajmniej statystycznie – na niekorzyść mężczyzn.
Dane na temat wyższego wykształcenia zebrał ostatnio w przejrzyste wykresy Michał Gulczyński, badacz społeczny związany z Klubem Jagiellońskim. Jak zauważa ten autor, dzięki upowszechnieniu szkolnictwa wyższego po roku 1989 Polacy – w 2006 roku w przypadku kobiet i w 2009 roku w przypadku mężczyzn – wyprzedzili średnią wykształcenia w Unii Europejskiej.
Źródło: @gulczynskim
Z opracowania Gulczyńskiego wynika, że zahamowanie przyrostu osób z wyższym wykształceniem nastąpiło w naszym kraju, w przypadku kobiet w roku 2018, a w przypadku mężczyzn już w roku 2015. Jednak wyraźna, spadkowa zmiana trendu daje się zauważyć od roku 2019 i dotyczy ona obu płci. Według danych za zeszły rok odsetek kobiet z wyższym wykształceniem w przedziale wiekowym 25-34 w Polsce wyniósł 50,1 proc. wobec średniej unijnej na poziomie 47,6 proc.
Jeśli chodzi o mężczyzn to tych z wyższym wykształceniem w tym samym przedziale wiekowym jest 31,2 proc. wobec średniej unijnej, która wynosi 36,5 proc. To dane za rok 2022. Od roku 2020 odsetek młodych mężczyzn z wyższym wykształceniem w Polsce stał się niższy niż średnia unijna i na dziś różnica ta powiększa się na niekorzyść polskich mężczyzn.
Wyższe wykształcenie a płeć
W Polsce wzrasta też rozwarstwienie jeśli chodzi o wyższe wykształcenie w odniesieniu do płci. Korekta, która dotyka wykształcenia mężczyzn jest głębsza niż ta dotycząca kobiet. Jednocześnie widać, że statystyka europejska stabilnie rośnie, a zatem w zaprezentowanych danych mamy do czynienia z trendami, które dotyczą Polski, a nie całego naszego otoczenia cywilizacyjnego. Z pewnością ciekawie byłoby zobaczyć dane dotyczące tylko regionu Europy Środkowej czy też np. tzw. nowych członków UE.
Za bazową, często powtarzaną hipotezę wyjaśniającą omawiane tu zjawisko, można uznać proces dewaluacji wyższego wykształcenia, szczególnie tego zdobywanego na prywatnych uczelniach prezentujących wątpliwy poziom, a nawet uznawanych swego czasu za fabryki magistrów. Często działały one według prostego biznesowego klucza – skoro płacę za studia, tytuł magistra mi się należy.
Wedle tej hipotezy pojawiło się społeczne przekonanie, że zwrot w przyszłych zarobkach czasu, wysiłku i kosztów zainwestowanych w studia jest niewystarczający. I rzeczywiście stopa zwrotu edukacji od roku 2006 spada, ale jednocześnie wyższe wykształcenie wciąż średnio daje wyższe zarobki.
Brutalnie sytuację relacji edukacji i miejsca na rynku pracy pod wpisem Gulczyńskiego podsumował strateg marketingowy Jacek Gadzinowski: “Nowe roczniki zaczęły przeliczać że 5 lat poza rynkiem pracy to strata być może nie do odrobienia później a i żadna gwarancja lepszej pracy czy jej warunków/stabilności. Tak jak “humanistyczne studia” to degradacja finansowa w późniejszych latach kariery”.
Wykształcenie a zarobki
Czy tak jest rzeczywiście? Jeśli wziąć pod uwagę, że najczęściej wypłaca się w Polsce pensję minimalną – nawet przy założeniu, że część dochodów jest w naszym kraju ukrywana – może się okazać, że przekonanie o bezwartościowości ukończenia studiów to dość szkodliwy mit. Można postawić pytanie, czy osoby rezygnujące z ukończenia studiów rzeczywiście skutecznie inwestują zyskane lata na umacnianie swojej pozycji na rynku pracy? Wydaje się to wątpliwe, raczej dotyczy to stosunkowo niewielkiego odsetka młodych ludzi.
Ciekawym byłoby także zbadanie jaki odsetek ludzi, którzy w czasie studiów wchodzą na rynek pracy nie kończy nauki obroną pracy magisterskiej, ponieważ są wysysani z systemu edukacji właśnie przez zaangażowanie zawodowe i np. start w życie rodzinne.
Z jednej strony rzeczywiście można przyjąć, że pojawił się rodzaj korekty wobec edukacyjnego entuzjazmu, jaki eksplodował w Polsce w latach 90. XX wieku. Jednocześnie być może na naszych oczach wykształcił się w kolejnych młodszych pokoleniach rodzaj “fałszywej świadomości”, wedle której studia nic nie dają. Jak na razie statystyka wciąż zaprzecza tego rodzaju opiniom.
Kampanie promujące studia?
Czy zatem jest możliwe, że dojdziemy do sytuacji, w której potrzebne okażą się kampanie informacyjne – państwowe i społeczne – przypominające, że studia, zarówno w perspektywie osobistej, jak i społecznej są jednak trampoliną rozwoju? Zresztą także tego rodzaju rozwoju, którego weryfikacja wykracza poza czekającą każdego młodego człowieka konfrontację z rynkiem pracy.
Zapewne sama tylko odpowiedź na pytanie o przyczyny obserwowanego od kilku lat zjawiska jest wielowymiarowa, a dalsze analizy tylko skomplikują obraz. W tle pojawia się pytanie, czy powyżej zaprezentowane dane, nie są echem jakiegoś rodzaju kryzysu obrządku społecznego, w którym to rodziny motywowały młodych ludzi do sięgania po wyższe szczeble edukacji. Czy nie oznacza to wyczerpania się ukształtowanego po roku 1989 modelu rozwojowego jednostek, ale i całego społeczeństwa.
Model ten zresztą z pewnymi korektami trwał od XIX wieku. Może edukacja przestała być trampoliną emancypacyjną dla niżej sytuowanych klas społecznych? Jeśli tak, to co może go zastąpić? A może trzeba go odbudować? Jeśli jako społeczeństwo i państwo nie zdecydujemy się na taką strategię, co to będzie oznaczać dla cywilizacyjnych perspektyw Polski?
Tomasz Rowiński