Komentowany w Polsce od kilku dni wywiad jakiego udzielił szef ukraińskiego IPN-u Anton Drobowycz na temat m. in. wołyńskiego ludobójstwa, choć przynosi wiele wątków, które być może powinny zostać przedyskutowane w relacjach polsko-ukraińskich, zawiera jeden trop bezdyskusyjny. Chodzi o stanowisko wyrażone przez tego urzędnika w sprawie ekshumacji i godnego pochówku polskich rodzin pomordowanych przez Ukraińską Powstańczą Armię.
Jak powiedział Drobowycz, mówiąc o tablicy upamiętniającej żołnierzy UPA zabitych przez NKWD w Monasterzu koło Przemyśla: “Strona ukraińska stoi na stanowisku, że do czasu przywrócenia tego pomnika w Polsce nie można wyrazić zgody na nowe wykopaliska i ekshumacje Polaków pochowanych w Ukrainie, ponieważ ukraińskie groby w Polsce są nadal zagrożone”. Jeśli faktycznie strona ukraińska stoi na takim stanowisku, mamy do czynienia nie tylko z brakiem symetrii – ponieważ nie zawsze o nią chodzi – ale z elementarnym brakiem proporcji. Proporcjonalne zestawianie problemów składa się na każde sprawiedliwe zakończenie konfliktu. Rozwiązanie sprawiedliwe, powinno jednak być zarówno proporcjonalne, jak i uwzględniać uwarunkowania duchowe oraz psychologiczne obu stron szukających spokoju na zamknięcie problemów historycznych.
Sprawę ze strony polskiej najlepiej chyba podsumował Tomasz Rydelek, ekspert Fundacji Abhaseed: “To śmieszne jak bardzo ukraiński IPN walczy o treść tablicy w Monasterzu, a tymczasem polski prezydent musi składać kwiaty w szczerym polu, gdzie kiedyś znajdowała się polska wioska”. Czy Drobowycz, gdy mówi o “ekshumacji pochowanych” nie czuje, że właśnie żadnego pochówku nie było i o to, nam Polakom, chodzi? Kategoria śmieszności przywołana przez Rydelka nie jest może w tej sprawie najbardziej trafna, ale dobrze oddaje, to jak coraz częściej odbierane jest w naszym kraju stanowisko strony ukraińskiej. Coraz częściej podnoszą się głosy, że polski rząd źle postępuje nie wymagając od Ukraińców większej uległości w ważnych dla nas sprawach. O tym teraz nie zamierzam dyskutować. Ostatecznie za polską polityką łagodzenia, nawet kosztem naszych słusznych oczekiwań, także stoją pewne racje. Choćby ostrożność przed podejmowaniem działań, które mogłyby stać się impulsem do wyraźnych animozji narodowościowych w sytuacji, gdy miliony Ukraińców znajdują się na polskiej ziemi, a powszechne poparcie Polaków dla ukraińskiej wojny obronnej jest w naszym interesie. To jest jednak inna kwestia.
Takie wypowiedzi, jak ta wyrażona przez Drobowycza, są znacznie poważniejszym problemem, niż mogłoby się zdawać, ale nie w czasie mobilizacji wojennej, a w perspektywie pokoju, który kiedyś, w mniej lub bardziej trwałej formie, przyjdzie. Wypowiedź szefa ukraińskiego IPN najzwyczajniej w świecie podważa ukraińską wiarygodność w oczach polskich obywateli, podważa istniejące dziś przekonanie o możliwości przyszłego sojuszu Warszawy i Kijowa mającemu na celu odstraszanie Rosji. Jeśli stanowisko ukraińskie bez proporcji, a zatem z pewnego polityczną ekspansywnością, którą można traktować także w kategoriach wrogości, odnosi się do elementarnych polskich oczekiwań moralnych, to trzeba zapytać jaki jest w rzeczywistości stosunek Ukrainy do wsparcia otrzymywanego dzięki zaangażowaniu Polski. Czy rzeczywiście polska potrzeba, by pomordowane polskie rodziny znalazły godne miejsce pochówku jest czymś w ukraińskich oczach wygórowanym?
Ta niechęć strony ukraińskiej do rozwiązania problemów historycznych – w sposób jaki zrobili to choćby Niemcy i Francuzi po II wojnie światowej – może pokazywać w gruncie rzeczy instrumentalny stosunek Kijowa do wspomnianej polskiej pomocy. I to zarówno tej otrzymywanej od polskiego rządu czy za jego pośrednictwem, jak i pomocy której w dalszym ciągu udzielają polskie rodziny, u których wielu obywateli Ukrainy wciąż znajduje schronienie. Doświadczenia wojenne ostatnich kilkunastu miesięcy wyraźnie pokazały, że w Polsce chęć zemsty za przeszłość została przepracowana, a wola do wybaczenia stała się czymś dojrzałym. Właściwym byłoby powiedzieć, że polskie rodziny po prostu wybaczyły Ukraińcom przeszłe cierpienia. Teraz zwyczajnie chcielibyśmy pochować swoich zmarłych.
Stanowisko strony ukraińskiej wyrażone przez Drobowycza oznacza tyle, że albo to polskie przebaczenie nie zostało – pomimo wielu znaków na niebie i ziemi – zrozumiane, albo w dalszym ciągu Polska nie jest traktowana przez Kijów jako poważny partner regionalny, a jedynie doraźny wojenny pomagier. Wnioski z obecnego składu są na dziś trudne w Polsce do zaakceptowania, ale muszą wybrzmiewać. Powinniśmy przygotować się raczej na trudne relacje z Ukraina po wojnie, także być może na ponowny zwrot polityczny Kijowa w stronę Berlina, który, choć w przeszłości traktował Ukrainę niejednokrotnie lekceważąco, dysponuje środkami umożliwiającymi przyszłą odbudowę tego kraju.
Jest tu jeszcze jeden aspekt, który i strona ukraińska powinna wziąć pod uwagę. Pogorszenie emocjonalnego stosunku Polaków do Ukraińców nie będzie raczej skutkowało w bliskiej perspektywie wstrzymaniem pomocy politycznej. W naszym interesie jest osłabienie Rosji w sytuacji, gdy ta okazała się gotowa realizować swoje plany za pomocą militarnej agresji. Jednak nie da się wykluczyć czegoś innego. Zupełnie realne jest, że zacznie rozszerzać się w Polsce przekonanie, wedle którego lepszym pomysłem niż sojusznicza Ukraina, będzie Ukraina słaba, jako kraj buforowy o niskim potencjale politycznym. Nie wydaje się by ukształtowanie się takiej opinii w Polsce było korzystne dla Kijowa, który i tak, gdy walki ustaną, będzie mierzył się z trudnymi do wyobrażenia problemami wewnętrznymi.
Cokolwiek byśmy sądzili, stosunek dwóch narodów do wspólnej przeszłości jest probierzem współczesnych wzajemnych relacji. Akty lekceważenia polskich – elementarnych przecież – oczekiwań w sprawie pochówków ofiar wołyńskiej czystki etnicznej w dalszym ciągu mają w naszym kraju polityczny potencjał. Szczególnie jeśli się okaże, że Kijów zacznie w czasach powojennych pomijać Warszawę w swoich relacjach z zachodem. Hołd jaki prezydent Włodymyr Zełenski złożył niemieckiemu kanclerzowi Olafowi Scholzowi w czasie swojej wizyty w Niemczech, gdy odbierał Nagrodę Karola Wielkiego, dziś traktowany jako kurtuazja, może być znakiem wykuwania się zupełnie nowej polityki Kijowa. Polityki zmieniającej na niekorzyść Polski powojenne relacje w naszej części Europy. “Europa i Ukraina będą ci zawsze wdzięczne za siłę, jaką im dałeś” – powiedział Zełenski. Niestety tego rodzaju sygnały ukraińskiej niewiarygodności, jak wypowiedź szefa ukraińskiego IPN Antona Drobowycz, muszą być brane pod uwagę przy rozważaniu polskich scenariuszy na przyszłość. Nawet jeśli to co dzieje się na wschodzie Ukrainy to także nasza wojna, Drobowycz przypomniał prostą zasadę, którą polski duch romantyczny chętnie zapoznaje – niekoniecznie wrogowie naszych wrogów muszą stać się naszymi przyjaciółmi. Tak może być i w tym przypadku.
Tomasz Rowiński