Współczesna popkultura nie promuje wartości, a szczególnie tych chrześcijańskich. Co więcej, w wielu kręgach bycie wierzącym jest piętnowane i uznawane za zacofanie. Do takiego „nowoczesnego” świata należy także piłka nożna. Wszak, gdzie wielkie pieniądze tam i „postęp”. Inaczej sprawę postrzega jednak piłkarski mistrz Polski Raków Częstochowa – on ma „gdzieś” tę popkulturę.
Raków Częstochowa to drużyna, która przez lata błąkała się po piłkarskiej mapie Polski. Grała w niższych ligach. W przeszłości występowała jednak w najwyższej klasie rozgrywkowej. I to właśnie tamte czasy były dla kibiców z Częstochowy wspomnieniem największych sukcesów, bo poza grą w ówczesnej I lidze – klub osiągnął niewiele więcej. To się jednak zmieniło.
Profesjonalny projekt
Wszystko zmieniło się za sprawą nowego właściciela klubu, który postanowił wziąć przyszłość „medalików” – bo taki klub ma przydomek, w swoje ręce. Trzeba przyznać, że ręce te wiedziały co robią. Michał Świerczewski podjął się realizacji ambitnego projektu. I trzeba przyznać, że musiał mieć w niego dużo wiary.
W sezonie 2016/2017 w klubie został zatrudniony Marek Papszun – znany tylko fanatykom niższych lig szkoleniowiec. Do tej pory prowadził zespoły z III i niższych klas rozgrywkowych. Wówczas Raków Częstochowa występował w II lidzie (odpowiednio trzecia klasa rozgrywkowa – Ekstraklasa, I liga, II liga, itd. przyp. red.). Michał Świerczewski postawił na tego nieznanego trenera z myślą o budowie długofalowego projektu. I to się opłaciło.
Sukces po sukcesie
Raków piął się coraz wyżej i coraz wyżej, żeby w końcu awansować do upragnionej Ekstraklasy. Była to realizacja prawdziwego marzenia. Po latach najwyższa piłkarska liga w Polsce wróciła do Częstochowy. Mało kto jednak przypuszczał, że to dopiero początek.
Raków Częstochowa był prawdziwym fenomenem. Drużyna nie miała żadnych kompleksów i grała z doświadczonymi klubami jak równy z równym. Medaliki były tak skuteczne, że zaczęły święcić tryumfy. Zaczęło się od półfinału Pucharu Polski. Do tej pory największym sukcesem klubu był występ w półfinale i finale krajowego pucharu. Miało to miejsce odpowiednio w 1972 w 1967 roku. Oba mecze zakończyły się jednak przegraną. Zatem występ w 2019 roku w półfinałowym meczu był powtórzeniem jednego z największych sukcesów. Mało kto przypuszczał, że dwa lata później Raków zamelduję się w finale. I osiągnie historyczny wynik – wygra trofeum. Wyczyn ten powtórzyli także rok później.
Można śmiało powiedzieć, że projekt Michała Świerczewskiego w pełni się udał. Raków walczył także do końca o tytuł mistrza Polski w 2022 roku. Ostatecznie nie udało się tego osiągnąć. Mimo to drużyna była fenomenem, a nieznany dotąd trener Marek Papszun był łączony z największymi klubami w Polsce. Niektórzy typowali go także na selekcjonera reprezentacji Polski.
Raków doskonale prezentował się w europejskich pucharach, choć infrastruktura i finanse klubu zdecydowanie różniły się od ich rywali.
Prawdziwy mistrz
To jednak nie koniec pięknego snu w Częstochowie. Trzeci raz z rzędu medaliki zameldowały się w finale Pucharu Polski. Tym razem jednak musieli uznać wyższość Legii Warszawa. Jednak prawdziwej sztuki dokonali w lidze. Ostatecznie sięgnęli bowiem po tytuł Mistrza Polski, czyli najważniejsze trofeum piłkarskie w Polsce. Coś o czym do tej pory mogli śnić stało się faktem.
To koniec pewnej epoki. Po tych historycznych wynikach z klubem pożegnał się Marek Papszun. Odeszli także niektórzy zawodnicy. Jednak prawdziwą klasę klub z Częstochowy miał dopiero pokazać.
Wiara i klasa
Choć swój historyczny sukces Raków świętował wraz z kibicami, w klubach i na ulicach, to cała drużyna ostatecznie udała się na Jasną Górę. Tam, przed obrazem Matki Boskiej podziękowali za wszystkie sukcesy i ten najcenniejszy tryumf – mistrzostwo Polski. Jako wotum przekazali złoty medal.
Postawa ta jest ewenementem. Oczywiście – Jasna Góra to szczególne miejsce w Częstochowie, jednak taki gest pokazuje, że za tym projektem i tym mistrzostwem stoi prawdziwa wiara.
Obserwując to, trudno dziwić się, że klub osiągnął takie, wydawałoby się, niemożliwe sukcesy. I mimo, że jest na świeczniku i w mainstreamie, to odrzuca fałszywą „nowoczesność” i pokazuje klasę. Bo za mistrzami stoi wiara.
Damian Zakrzewski