Trzeba przyznać, że tytuł omawianej dziś książki – “Potęga obecności” – ma moc! Słowo „potęga” budzi respekt, intryguje i w pewnym sensie stawia na nogi. Ale drugie słowo – „obecność” – jest tu dziwnie nieprzystające. Kojarzy się z intymnością, bliską relacją czy świadomością, że ktoś jest obok nas. I o to właśnie autorom chodzi.
Połączenie siły oddziaływania z bliską relacją z inną osobą. W tym przypadku chodzi o nasze relacje z dziećmi. Wszystko, co w tej książce znajdziemy, wiąże się z kłopotami, jakie prędzej czy później spadają na rodziców i dzieci, oraz dotyka samej istoty kryzysu rodziny i wzorców wychowania. Nie jest ona raportem analitycznym na ten temat, lecz poradnikiem dla każdej niemal rodziny.
Najprościej rzecz ujmując: ta książka jest o tym, „jak obecność rodziców wpływa na to, kim stają się nasze dzieci i jak kształtuje rozwój ich mózgów”. Dziś wiemy, że wychowanie ma aspekt duchowy, ale także psychofizyczny, co neurobiologia potrafi w badaniach potwierdzić i opisać jako zmiany w strukturach mózgu. Co też nie jest samo w sobie odkryciem Ameryki, ale autorzy chcą nam te mechanizmy opisać, byśmy lepiej rozumieli naturę procesu wychowania, którym w domu świadomie czy nieświadomie kierujemy.
“Rodzic idealny” i cztery filary wychowania
Najważniejsze jednak w ich przekazie jest słowo „OBECNOŚĆ”. Dlatego piszą, że jednym z najistotniejszych czynników wpływających na przyszłość dziecka, jego sukcesy edukacyjne, zdolności przystosowania do życia w grupie, budowania i utrzymania relacji z innymi, jest to, “czy przynajmniej jedna osoba dorosła konsekwentnie była przy nim” w okresie dzieciństwa i dojrzewania.
Poza tym autorzy przekonują nas także: „nie musicie być idealni, nie musicie nawet dokładnie wiedzieć, co robicie. Wystarczy, że będziecie obecni (…). Dziś, gdy tak dużą część naszej codzienności zajmują praca i cyfrowe rozrywki, gdy zdarza się, że rodzice mieszkają oddzielnie, to gdy pojawia się nowy członek rodziny, BYCIE Z DZIECKIEM może wydawać się dużym wyzwaniem. Łatwiej jest mu sprostać, gdy zrozumiemy cztery filary harmonijnego rozwoju dziecka. Każde dziecko musi poczuć się: bezpieczne, dostrzeżone, ukojone i pewne.
Na podstawie teorii więzi i najnowszych badań nad funkcjonowaniem mózgu autorzy „Potęgi obecności” dzielą się historiami, konkretnymi strategiami, przykładami i wskazówkami, jak skutecznie wprowadzić te cztery elementy do rodzinnej codzienności. Książka opisuje szczegółowo praktyczny wymiar każdego z tych filarów harmonijnego rozwoju dziecka przez liczne przykłady kłopotów wychowawczych, jakie napotykają rodzice dzieci w różnym wieku.
CZYTAJ TAKŻE: Można inaczej! Szkoła, która powstała z miłości wzorem dla innych
Czy chcesz, by inni meblowali głowę Twojemu dziecku?
Kluczem do wszystkiego jest kwestia realnej, fizycznej obecności rodziców przy swoich dzieciach. Nikt i nic jej nie zastąpi, a wszystko, co będzie – konieczną czasami – alternatywą, będzie tylko wypełniaczem egzystencjalnej pustki w życiu dziecka, niezależnie od jego wieku. Dotyczy to nawet tych momentów, gdy rodzice są zajęci domowymi obowiązkami, rutynowymi czynnościami lub gdy ze sobą tylko rozmawiają, okazują sobie pozytywne uczucia lub wykonują czułe gesty. Nawet wtedy proces wychowawczy toczy się bezwiednie, bo jesteście uważnie obserwowani i dostarczacie wzorce swoim wychowankom. Jeśli na waszym miejscu są obcy ludzie, to wówczas oni, a nie rodzice, będą „meblować głowy” i wypełniać i kształtować serca dzieci.
Każdy, kto raz uświadomi sobie, jak wpływa nieobecność rodzica na jego dzieci, powinien zadać sobie pytanie, czy jako człowiek dorosły i myślący w sposób dojrzały może uciekać przed wnioskami praktycznymi, które ta wiedza przynosi nieuchronnie. Czy i jaki to ma związek z czasem i intensywnością Twojej pracy? Co z Twoim czasem wolnym po pracy? Co z serialami, internetem, książkami, wypadami z przyjaciółmi, z twoim hobby, siłownią etc.? Co z tą chwilą, gdy wracasz do domu wykończona/y/, a tu czepiają się spódnic i nogawek twoje małe “hobbity” – sobowtóry. Albo, co gorsza, witają cię naburmuszone oblicza dojrzewających, „dorosłych” sublokatorów, czyli waszej progenitury.
Obecność obecności nierówna
Autorzy książki mówią: lepiej być niż nie być obecnym. Wszystko to oczywiście dobrze brzmi i wydaje się oczywiste, ale oni, co gorsza, wskazują, że równie ważne jest to, jak(!) rodzice są czy będą obecni przy swoich dzieciach. Pojęcie „obecności” ma bowiem rozmaite oblicza. Podstawowe znaczenie ma obecność fizyczna, której niczym nie da się zastąpić. Suma realnie spędzonych przy dziecku godzin daje proporcjonalny skutek wychowawczy. Kropka. Ale czy to wystarczy? Nie. Absolutnie nie wystarczy.
Liczy się także to, jaki to jest rodzaj obecności. Obecność neutralna, polegająca na zapewnieniu minimum, czyli wyżywienia, ubrania, zabawek, spokoju, bezpieczeństwa i edukacji szkolnej i zajęć dodatkowych? Obecność opresyjna, której sens sprowadza się do stawiania wymagań, wydawania poleceń, zakazów i nakazów oraz wymierzania kar? A może obecność „nowoczesna”, czyli bezstresowe wychowanie, polegające na realizowaniu dziecięcych, a potem młodzieńczych marzeń i fascynacji przy pomocy gotówki i usuwania przeszkód na drodze do dziecięcego „szczęścia”? Jest jeszcze forma obecności otwarcie demoralizującej, gdy rodzice sami swoim postępowaniem i domową „narracją” unieważniają podstawowe normy moralne i zasady naszej cywilizacji, dając młodym „wolność bez limitu”.
CZYTAJ TAKŻE: Od targu niewolników do piaskownicy. Jak zmieniała się wizja dzieciństwa?
Najpowszechniejsze błędy rodzicielskie
W omawianej książce autorzy wiele miejsca poświęcają analizie błędów, jakie rodzice bezwiednie popełniają nawet wówczas, gdy starają się być aktywnie obecni w procesie wychowania dzieci. I to jest jej zaleta podstawowa, bo każdy czytelnik może tu odnaleźć te problemy które są najbardziej typowe w jego własnym domu. Natomiast oczywiście warto zawsze czytać tego rodzaju poradniki z pewnym dystansem, bo nasz własny zdrowy rozsądek i doświadczenie podpowie nam, kiedy tezy autorów nie są tak zupełnie oczywiste.
W tym przypadku dotyczy to choćby dogmatów współczesnej psychologii, która każe wierzyć, że złe zachowanie dzieci można modyfikować tylko poprzez dialog i uświadamianie dziecku naszych dobrych intencji. Czasami zbyt łatwo autorzy przyjmują, że wszystko można dziecku wytłumaczyć i wówczas problem będzie rozwiązany. To naiwne i nierealne założenie, wynikające zazwyczaj z fałszywych przesłanek co do natury i źródeł zła w duszy człowieka.
“Potęga obecności” – lektura wartościowa, ale z zastrzeżeniami
W całej narracji książki nie znajdziemy odwołania do religii i duchowości chrześcijańskiej, która inaczej, bardziej realistycznie, wyjaśnia niektóre aspekty egoizmu zazdrości, a jednocześnie miłości rodzicielskiej i więzi rodzinnych. Czy kategoria miłości bliźniego nie była od wieków i nie jest nadal drogowskazem dla rodziców i dla dzieci w relacjach rodzinnych? Czy moralny nakaz obecności przy swoich dzieciach i aktywnej, pełnej poświęcenia miłości nie jest zapisany w Dekalogu i Ewangelii, które ukształtowały nasz model cywilizacyjny? Warto mieć to na uwadze przy lekturze omawianej tu książki, choć nie podważa to wielu wartościowych zawartych w niej treści.
Drugi istotny element to zbyt powierzchowne potraktowanie wpływu otoczenia kulturowego, w jakim rodzina funkcjonuje oraz konfliktu moralnego, jaki to w rodzinach wznieca i wręcz podsyca. Dotyczy to, obok szkoły, szczególnie mediów, które niszczą, relatywizują i unieważniają fundament moralny i duchowy procesu wychowania domowego.
CZYTAJ TAKŻE: Przekaz wiary w rodzinie? Katolicy mają wiele do zrobienia
Fałszywi prorocy współczesności
Autorzy „Potęgi obecności” piszą: „Dzieci mogą na przykład doznać doznać krzywdy, kiedy zobaczą pewne elementy rzeczywistości, na które nie są gotowe pod względem rozwojowym. Filmy, gry wideo, fotografie i media społecznościowe mogą skrzywdzić dzieci, pokazując im obrazy, których ich młode umysły jeszcze nie są w stanie przetworzyć w zdrowy sposób. Oczywiście nie wszystkie media są szkodliwe, ale przerażające obrazy, wizje i tematy mogą przytłoczyć dzieci, natomiast treści o tematyce seksualnej, nieodpowiednie na danym etapie rozwoju, mogą zaburzyć u dziecka poczucie bezpieczeństwa i pewności”. To ostanie zdanie autorów, czyli amerykańskich ekspertów, można polecić uwadze zwolenników seksualizacji dzieci w szkole i w mediach pod fałszywym sztandarem edukacji seksualnej.
Zabrakło tu jednak jasnego komunikatu: “Rodzice! Cyfrowe ekrany porywają wasze dzieci! Taka jest prosta prawda! Kiedy nie jesteś z nimi, przy nich, ktoś inny je porywa i wychowuje!” Najczęściej nauczyciele „samozwańcy”, pyszni prorocy nowoczesności. Ci cyfrowi idole to konkretni ludzie, którzy nie znają miary prawdziwej mądrości ani własnej głupoty. Nieświadomi albo nawet świadomi swojej ignorancji. Ludzie, którzy bardzo często sami nie panują nad własnym życiem, ale są gotowi za pieniądze powtarzać dowolne „modne bzdury” czy ideologiczne miazmaty lansowane przez właścicieli globalnych korporacji. To są ci nauczyciele i „wychowawcy”, którzy zajęli miejsce Sokratesa, Arystotelesa, św. Augustyna i św. Tomasza, Szekspira, Mickiewicza i Sienkiewicza.
Popularna swego czasu dzięki komercyjnej stacji telewizyjnej „Superniania” pytała kiedyś: „czy chciałbyś zostawić swoje dziecko z kimś, kto przeklina, straszy, jest agresywny, opowiada obrzydliwe i szkodliwe dla jego psychiki historie, paląc papierosa i popijając drinka? Nie? No to właśnie to robisz, zostawiając dzieci sam na sam z telewizją”. Dziś w miejsce słowa “telewizja” możemy wstawić “internet” i wydłużyć listę patologicznych treści o zjawiska, o których się „Superniani” nie śniło 20 lat temu.
Odbuduj zaufanie w rodzinie
W “Potędze obecności” nie znajdziemy odpowiedzi na wszystkie pytania, które niesie życie rodzinne tu i teraz. Ale skłania ona do zastanowienia nad ważnymi pytaniami: Czy klasyczny model rodziny, gdzie matka pracująca w domu zapewniała tak potrzebną dzieciom obecność rodzicielską i troskę o wychowanie dzieci, jest anachroniczny? Czy przymusowa aktywizacja zawodowa kobiet-matek ma swoją cenę, którą koniecznie trzeba zapłacić? Czy maksymalizacja dochodu rodzinnego jest jedynym kryterium tam, gdzie rodzą się dzieci? Czy żłobek to dobrodziejstwo, czy wręcz przeciwnie? Kto wychowuje Twoje dzieci realnie, a nie formalnie czy zwyczajowo i co z tego wyniknie w przyszłości? Gdzie jest mąż-ojciec, kiedy nie ma go przy dzieciach? Kto go zastępuje? Memento: kto nie zgrzeszył, niech pierwszy rzuci kamieniem. Kto z nas nie popełnia błędów wychowawczych? Kto nie ma tych grzechów na sumieniu? Odpowiedź jest oczywista, ale…
Książka “Potęga obecności” pokazuje, że błędy i pomyłki można naprawić i że nigdy nie jest za późno, aby odbudować zaufanie w rodzinie. W każdej, także tej niepełnej i poranionej. Warto o tym pomyśleć także na urlopie, patrząc na swoją rodzinę, na swoje dzieci. Jeśli nie dostrzegasz ich w polu widzenia, to może trzeba coś z tym zrobić?
Przeczytaj. Podaj dalej.
CZYTAJ TAKŻE: Zabójcze “czelendże” i heroina z “lajków”. Ochroń swoje dziecko!