Na tę wystawę na Zamku Królewskim w Warszawie, muszę przyznać, wyczekiwałam. Po pierwsze dlatego, że miałam za sobą lekturę arcyciekawej biografii mistrza, którego życiorys mógłby stanowić świetny scenariusz filmowy. Poza tym Mikołaj Kopernik, to nasz Leonardo da Vinci. Nie przesadzam. Jego umiejętności i zakres działalności są równie szerokie: był nie tylko astronomem, ale także medykiem, prawnikiem, ekonomem – zarządcą, kartografem, kierował obroną dóbr kapituły warmińskiej przez Krzyżakami, z którymi prowadził także pertraktacje. Zajął się nawet reformą monetarną (praca „Moneta Cudennde Ratio” na zamówienie króla Zygmunta Starego z 1522 roku). To także osoba duchowna. Niestety większość pamiątek po Koperniku znajduje się… w Szwecji – zostały rozgrabione w czasach potopu szwedzkiego. To sprawa bardzo bulwersująca, ponieważ szwedzki rząd konsekwentnie odmawia ich zwrotu. W Warszawie możemy zobaczyć chociaż ułamek tej „szwedzkiej” kopernikańskiej spuścizny (wystawa „Kopernik i jego świat” trwa do 30 lipca 2023).
Zwieńczenie wystawy z obrazem Jana Matejki „Mikołaj Kopernik czyli rozmowa z Bogiem?” z 1873 roku, na co dzień w zbiorach Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego
Na Zamku Królewskim w Warszawie do 30 lipca trwa wystawa „Kopernik i jego świat” z okazji 550- lecia urodzin naszego wielkiego astronoma. Na wystawie prezentowanych jest 170 unikatowych eksponatów wypożyczonych z 21 polskich oraz zagranicznych ośrodków muzealnych i naukowych.
Łupy wojenne? A gdzie honor i przyzwoitość?
Oczekiwałam z niecierpliwością tej wystawy, ponieważ kilka lat temu z wizyty na Zamku w Olsztynie wyjechałam mocno sfrustrowana. Znajduje się tam dużo pamiątek po Koperniku, także wciąż widniejące na murze kluczowe pomoce do jego przełomowych obserwacji i obliczeń astronomicznych stworzone przez samego mistrza. Jednak przy zabytkach piśmienniczych, listach, publikacjach, dokumentach, notorycznie widziałam karteczki uprzejmie informujące, że oto mamy do czynienia z kopią, a oryginał znajduje się… w Szwecji.
– Dlaczego w Szwecji? – dziwiłam się. Moje zadziwienie i konsternacja rychło przemieniło się we frustrację po rozmowie z pewną przypadkowo spotkaną, także w Olsztynie, lokalną nauczycielką historii, która równie uprzejmie mnie poinformowała, że główne pamiątki po Koperniku zostały wywiezione do Szwecji jako zdobycze po szwedzkim potopie. Jej frustracja była równie wysoka jak moja, ponieważ, jak relacjonowała, sama próbowała zainterweniować, gdzie tylko mogła, w tym zainteresować media – tematem tych, jakże bolesnych strat wojennych. Na próżno. Jakiś czas potem widziałam film dokumentalny o Szwecji, gdzie dziennikarz na miejscu zadawał pytania decydentom lub pracownikom instytucji kultury, czy nie razi ich, że polskie zabytki najwyższej rangi, w tym spuścizna po Koperniku zdobi szwedzkie biblioteki i zamki. Przy czym wiadomo niezwykle dokładnie, gdzie i co. Na 46 tomów kopernikańskich z osobistymi notatkami astronoma 39 znajduje się w bibliotece Uniwersytetu w Uppsali. Nie chodzi tylko o spuściznę po Koperniku, ale także np. o Statut Łaskiego z 1505 r. – pierwszy wydany drukiem zbiór praw Królestwa Polskiego. Owszem nawet niektórzy się pokajali, ale na tym sprawa stanęła. W każdym porządnym Polaku krew się tu wzburzy. Ponoć sprawa przedawniona od strony prawnej. A gdzie honor i poczucie przyzwoitości?
„Raptularzyk Uppsalski”- czyli jak rząd szwedzki odmawia zwrotu polskich zabytków
„Raptularzyk Uppsalski” – to rękopis Kopernika sprowadzony na wystawę, zawiera między innymi tablice ruchu księżyca. Ta nazwa najlepiej tłumaczy aktualny stan kontrowersji wokół własności spuścizny po Koperniku. Dlaczego nie nazywa się „Raptularzykiem olsztyńskim” czy „z Torunia” albo „z Fromborka”? Poniżej umieszczamy fragment bezlitosnego oświadczenia rządu szwedzkiego.
Fragment „Raptularzyka Uppsalskiego” – rękopis Kopernika ze strony UMK w Toruniu inne TU
„Rząd szwedzki nie planuje zwrotu dóbr kultury wywiezionych z Polski w związku z działaniami wojennymi prowadzonymi w XVII wieku.
Postanowienia często przywoływanej konwencji UNIDROIT o skradzionych lub nielegalnie wywiezionych dobrach kultury dotyczą roszczeń nie starszych niż 50 lat, wobec czego nie mogą odnosić się do dóbr z okresu tzw. „potopu szwedzkiego”, który miał miejsce niemal 400 lat temu. Najwłaściwszą w naszym przekonaniu drogą są zatem rozmowy z poszczególnymi muzeami, dotyczące depozytu lub wypożyczenia dóbr z tego okresu.”- czytamy na stronie szwedzkiej ambasady i Szwedzkiej Rady ds. Dziedzictwa Narodowego z 18 kwietnia 2018 roku.
Bez komentarza.
Co widzimy na wystawie?
Oto na rzeczonej wystawie na Zamku Królewskim w Warszawie pt.: „Kopernik i jego świat” mogłam wreszcie przyjrzeć się dokumentom pisanym ręką samego mistrza. Ma niezwykle drobne i regularne, piękne pismo – charakterystyczne dla ścisłych umysłów – widzimy np. list Mikołaja Kopernika do bp. chełmińskiego Jana Dantyszka. W wydaniu dzieła Ptolemeusza i Teona z Aleksandrii – odręczną dedykację dla Kopernika poczynioną ręką Joachima Retyka – to cenny fragment oryginalnej biblioteki słynnego astronoma (zabranej przez Szwedów z Fromborka i Braniewa właśnie głównie do Uppsali). Najbardziej obszerną część wystawy zajmują właściwie eksponaty z epoki mistrza, a nie pamiątki związane z jego osobą: gabinet lekarski, pracownia astronomiczna, czy tzw. przedsionek gabinetu Kopernika i wreszcie w sali nazwanej „Gabinet Kopernika” widzimy trochę pamiątek związanych z samym astronomem: przybory geometryczne, astronomiczne, globusy, astrolabium…etc. Z Museo Galileo – przyjechały nawet przybory pomiarowe Michała Anioła. Z Muzeum Narodowego we Francji pochodzi pierwsze wydanie z 1543 roku przełomowego dzieła Kopernika „O obrotach sfer niebieskich…”, czyli wydane po łacinie jako „De revolutionibus orbium coelestium, Libri VI”, i polski egzemplarz tego dzieła z 1566 roku. To tu przedstawił publicznie swoje główne założenia teorii heliocentrycznej.
A czego zabrakło?
Trochę jednak przeszkadzał mi brak planu wystawy na wejściu. Po obejrzeniu gotyckich rzeźb czy owszem pięknego modlitewnika królowej Bony narasta w turyście lekkie zdziwienie: „no gdzie jest ten Kopernik?”. Ale to raczej ogólny problem wystaw. Sądzę jednak, że osobom, które mają tylko bardzo ograniczoną wiedzę nt Mikołaja Kopernika – może być trudno docenić tę wystawę bez pomocy przewodnika, który połączyłby kropki i wskazał, na co zwrócić uwagę. No bo po co oglądają właśnie odważniki monet – jeśli prawdopodobnie nie zauważyli wzmianki na krótkim wprowadzeniu do sali nt kopernikańskiej reformy finansowej lub nie wczytali się w małe tabliczki przy eksponatach. Zabrakło mi także portretu reknstruującego wygląd astronoma na podstawie jego szkieletu, bo takim dysponujemy.
„Mikołaj Kopernik czyli rozmowa z Bogiem”
Na duży plus wystawy „Kopernik i jego świat”, trzeba zaliczyć kuratorom zwrócenie uwagi na fakt często pomijany, że nasz słynny rodak, autor teorii heliocentrycznej był osobą duchowną, kanonikiem warmińskim po niższych święceniach duchownych. Jego wuj, brat matki – Łukasz Watzenrode był biskupem warmińskim i jego głównym mentorem. Fakt to o tyle godny podkreślenia, że na wystawie widzimy np. wydanie jego głównego dzieła „De revolutionibus….” pod zmienionym tytułem „Astronomia instavrata” z 1617 roku (astronomia ustalona?), ponieważ Kopernik właśnie świeżo trafił na kościelny indeks ksiąg zakazanych w 1616r. Indeks ten przejrzał papież Benedykt XVI i wykluczył dzieła o teorii heliocentrycznej. Zresztą pierwsze wydanie „De revolutionibus….” było dedykowane papieżowi Pawłowi III. Kopernik podjął się m.in. reformy kalendarza na zlecenie Soboru Laterańskiego i w 1513 wysłał swoją pracę wprost do Rzymu. W dzisiejszej sekularyzującej, żeby nie powiedzieć coraz mocniej antychrześcijańskiej kulturze same wzmianki na ten temat związku nauki i Boga zasługują na pochwałę.
Czy wiecie Państwo że tytuł słynnego wielkoformatowego, monumentalnego obrazu mistrza Jana Matejki, który wieńczy zresztą warszawską wystawę brzmi „Mikołaj Kopernik czyli rozmowa z Bogiem?”. Tak, teoria heliocentryczna, to był przełom do pewnego stopnia duchowy – ale tylko dla tych, którzy nadinterpretowali, niesłusznie coś, czego Biblia wcale nie mówi. Po prostu przyjęło się od czasów starożytnych, że to Ziemia znajduje się w środku kosmosu. Być może kanonik warmiński, „który wstrzymał słońce i ruszył ziemię, polskie go zrodziło plemię”, rzeczywiście musiał przerobić ten szok kulturowy w sobie jako zderzenie światów i właśnie ten moment uchwycił Jan Matejko, który namalował ów obraz zresztą z okazji zresztą 400-lecia urodzin Mikołaja Kopernika. Na obrazie widzimy schemat układu słonecznego z dzieła „De revolutionibus”, poniżej zamieszczamy kartę oryginału, widoczną na wystawie. Sam obraz widoczny jest powyżej.
Agnieszka Marianowicz-Szczygieł