„Wśród kolegów wspólnej niedoli oświęcimskiej dał się słyszeć jeden głos podziwu heroicznego poświęcenia życia tego kapłana za mnie” – napisał po wojnie Franciszek Gajowniczek, więzień Auschwitz, za którego o. Maksymilian Kolbe dobrowolnie oddał swoje życie. 29 lipca mija rocznica dobrowolnego zgłoszenia się przez przyszłego świętego na śmierć. By Niemiec zgodził się na zamianę więźniów, duchowny… usiłował pocałować go w dłoń. Sięgamy po wzruszającą książkę „Ojciec Kolbe nie wszystkim znany”.
Przyszły święty trafił do obozu Auschwitz 28 maja 1941 r. z numerem obozowym 16670. W tajemnicy przez oprawcami spowiadał, głosił kazania, a nawet sprawował msze święte. Był życzliwy dla wszystkich, również dla Niemców.
Zdumienie w Auschwitz
29 lipca tego samego roku kierownik obozu Karl Fritzsch wraz z drugim Niemcem wybrał podczas apelu dziesięciu więźniów, którzy mieli udać się do celi śmierci głodowej. Wtedy zdarzyła się rzecz nieprawdopodobna. Opisał ją po wojnie ocalony przez o. Kolbe Franciszek Gajowniczek:
W okresie żniw, w ostatnich dniach lipca 1941 roku, przy nadarzającej się sposobności, jeden z więźniów oświęcimskich z mojego bloku zbiegł. Jako represja za to na wieczornym apelu nastąpiło dziesiątkowanie więźniów mojego bloku. Dziesięciu więźniów z mojego bloku wyznaczono na śmierć. Dowódca obozu Fritzsch w towarzystwie Rapportfuhrera Palitzscha dokonał selekcji (wyboru). Nieszczęśliwy los padł również na mnie. Ze słowami:
– „Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam”
udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci głodowej. Te słowa usłyszał O. Maksymilian Kolbe, franciszkanin z Niepokalanowa. Wyszedł z szeregów, zbliżył się do Lagerfuhrera Fritzscha i usiłował ucałować jego rękę. Fritzsch zapytał tłumacza:
– „Was wünscht dieses polnische Schwein?” (Czego chce ta polska świnia?)
O. Maksymilian Kolbe, wskazując ręką na mnie, wyraził swoją chęć pójścia za mnie na śmierć. Lagerfuhrer Fritzsch ruchem ręki i słowem:
– „Heraus” (wyjść)
kazał mi wystąpić z szeregu skazańców, a moje miejsce zajął O. Maksymilian Kolbe. Za chwilę odprowadzono ich do celi śmierci, a nam kazano rozejść się na bloki. W tej chwili trudno mi było uświadomić sobie ogrom wrażenia, jaki ogarnął mnie; ja, skazaniec, mam żyć dalej, a ktoś chętnie i dobrowolnie ofiaruje swoje życie za mnie. Czy to sen, czy rzeczywistość?… Wśród kolegów wspólnej niedoli oświęcimskiej dał się słyszeć jeden głos podziwu heroicznego poświęcenia życia tego kapłana za mnie.
CZYTAJ TAKŻE: Na każdym podwórku był ołtarz – premiera filmu “Wiara’44”
Poznać świętego
W związku z 82. rocznicą tego zdarzenia warto sięgnąć po książkę „Ojciec Kolbe nie wszystkim znany”, będącą wyborem wspomnień o świętym. Publikacja ukazała się w tym roku nakładem Wydawnictwa Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie. Wyboru wspomnień dokonał (obecnie już śp.) o. Lutosław Pieprzycki. Publikacja, licząca ponad 540 stron, zawiera wspomnienia i świadectwa zebrane podczas procesu beatyfikacyjnego.
„Mimo iż książka czekała w redakcji w Niepokalanowie na swoje wydanie ponad 40 lat, nic nie straciła ze swej aktualności. Przeciwnie, dziś, gdy po kanonizacji św. Maksymilian jest powszechnie znany na całym świecie, świadectwa konkretnych ludzi ukazują nam jego świętość w jeszcze większym blasku. Pokazują, że był on człowiekiem z krwi i kości, zmagającym się z trudnościami i problemami, ale też potrafiącym je przezwyciężać poprzez bezgraniczne zaufanie Bożej Opatrzności i oddanie się Niepokalanej” – pisze w przedmowie prowincjał o. Grzegorz M. Bartosik.
Powtarzał cierpiącym: „w niebie już tego nie będzie”
„On żył tylko teraźniejszością, pokonywaniem obecnych trudności i przeszkód. Jedynie, gdy była mowa o Polsce, zapalał się, jak gdyby moment powstania wolnej Polski miał nastąpić zaraz” – wspomina ks. Władysław Dubaniewski, kolega szkolny. Choć książka zawiera opowieści o Kolbem już od czasów dzieciństwa, najbardziej wstrząsają wspomnienia z Auschwitz. Świadkowie zdarzeń, jego współwięźniowie, opowiadają o nadprzyrodzonej życzliwości, jaką okazywał Niemcom.
„Zauważyłem, że panowanie nad sobą i mimowolnym przejawem niechęci do naszych wrogów (Niemców) bardzo wiele go kosztowało. (…) Życzliwość, jaką im okazywał, była czysto nadprzyrodzona i była wynikiem walki wewnętrznej. Zawsze miał żywą wiarę w odzyskanie wolności, choć mówił, że on tego już nie dożyje” – relacjonuje franciszkanin Angelus Lucjan Michalski.
Kolbe pocieszał bezsilnych. Przytulał cierpiących i powtarzał im: „w niebie już tego nie będzie”. Franciszkanin Maksym Antoni Grefkowicz opowiada, jak o. Maksymilian rozdawał jedzenie, samemu go sobie odmawiając. Jak robił to z serdecznością i radością. W obozach przejściowych wartownicy niemieccy sami zalecali ojcu i jego współbraciom więźniom śpiew, bo lubili słuchać pieśni nabożnych, co wspomina franciszkanin Juwentyn Lucjan Młodożeniec.
Więzień Auschwitz, Henryk Sienkiewicz, opowiadał o wrażeniach, których doświadczał śpiąc z o. Kolbe w jednej izbie na podłodze. „Przypominam sobie pierwszą noc w obozie – słyszę: o. Maksymilian się modli. Zwróciłem się do niego i proszę, żeby spał, gdyż był wycieńczony pobytem na Pawiaku i transportem. O. Maksymilian odpowiedział mi: «Śpij, dziecko, gdyż cię czeka ciężka praca i musisz wypocząć, a ja, już stary, będę się za was modlił; ja tu przybyłem dzielić z wami niedolę obozową». Zdziwiło mnie to bardzo, gdyż się jeszcze nie spotkałem w obozie, ażeby ktoś za kogoś się modlił i chciał wspólnie przechodzić piekło hitlerowskich obozów”.
CZYTAJ TAKŻE: “Nie ma zgody na fałszowanie historii!” Lokomotywa z wizerunkami Ulmów na trasie do Berlina
“Ojciec Kolbe przywrócił mi wiarę!”
Jan Jakub Szegidewicz, muzułmanin, który poznał o. Maksymiliana w Auschwitz, opowiadał po wojnie o tym, jak serdeczny był duchowny dla niekatolików. „Nie dawał w żadnym wypadku odczuć jakiejkolwiek różnicy” – stwierdził. „Był dla mnie jak anioł i jak matka bierze swe pisklęta pod skrzydła, tak on mnie wziął w ramiona. Ocierał zawsze moje łzy. Od tego momentu wierzę o wiele bardziej w Boga, ponieważ od czasu, kiedy zmarli moi rodzice, pytałem siebie nieustannie: «Gdzie jest Bóg?». I straciłem wiarę. Kolbe mi ją przywrócił! On wiedział, że byłem Żydem, lecz to nie stanowiło różnicy” – napisał z kolei inny więzień Auschwitz Sigmund Gorson.
Obozowi sąsiedzi duchownego często podkreślają jego bezgraniczne oddanie się Matce Bożej i ciepło, które od niego emanowało. Franciszkanin O. Stanisław Antoni Frejlich wspomina świętego: „Któż z nas nie zna i nie pamięta świetlanej postaci o. Maksymiliana, tego anioła w ludzkim ciele, który przeszedł przez życie dobrze czyniąc? Szczęśliwy ten, kto choć z daleka obserwował go, stokroć szczęśliwszy ten, kto poznał go bliżej…”.
OGLĄDAJ TAKŻE: