Fałszywy prorok? Na Netflixa zawsze można „liczyć”

Idź po wodzie na środek stawu”. Taki test na „boskość” przeprowadzają bohaterowie serialu „1670” na mężczyźnie przypominającym z wyglądu Chrystusa. Fałszywy prorok rozśmiesza widownię, wszyscy gremialnie zapomnieli o granicach, broniąc się tezą, że w tym serialu żartuje się przecież ze wszystkiego i wszystkich.

Internauci prześcigają się w wymienianiu najśmieszniejszych tekstów ze scenariusza Jakuba Rużyłły. A jest ich co niemiara. Twórcy netflixowego serialu żartują ze szlachty i chłopów. Wierzących i niewierzących. Podgrzewają fabułę szlacheckiej opowieści rodem z XVII w. wątkami współczesnymi. Są więc odpowiedniki marszu równości i ekshumacji. Są zaściankowe, przemocowe wystąpienia znęcającego się nad chłopami szlachcica. I są też chwyty retoryczne znane z telewizyjnych show. Jest w końcu on – szlachcic Jan Paweł (Bartłomiej Topa), który chce być najbardziej znanym Janem Pawłem w historii Polski.

W jednym z odcinków pazerny i bezwzględny ksiądz Jakub (Michał Sikorski) spotyka mężczyznę łudząco podobnego do Chrystusa. To skłania duchownego do szeregu zabawnie przedstawianych czynności, łącznie z obmywaniem stóp nowo poznanemu mężczyźnie. W końcu dochodzi do chwili próby. Matka księdza postanawia wystawić „boskość” brodatego mężczyzny na próbę i zachęca go do chodzenia po wodzie. W komediowej konwencji eksperyment ten ujawnia prawdę na temat nowego bohatera i jego cech nadprzyrodzonych bądź ich braku. „Fałszywy prorok”, jak wszystko w tym serialu, włożony jest między bajki.

Jeśli filmowcy nie wiedzą, dlaczego Jezus Chrystus nie powinien być obiektem kpin, to już i tak choćby najbardziej błyskotliwej odpowiedzi na to pytanie nie zrozumieją. Gorzej z widzami, którzy nawet jeśli niekomfortowo czują się, gdy ktoś obśmiewa Boga, ulegają filozofii tłumu, śmiejącego się ze wszystkiego, co komediowo podane…

CZYTAJ TAKŻE: Patomarketing lokalu „Madonna”. Lekceważenie uczuć religijnych ludzi wierzących jest przemocą

OGLĄDAJ TAKŻE: