Nazywał się Mateusz Sitek. Był żołnierzem Wojska Polskiego. Poległ na granicy z Białorusią w obronie swojej Ojczyzny w czerwcu 2024 roku. Cześć Jego Pamięci.
Mateusz dołączył do narodowego panteonu bohaterów, którzy oddali życie w obronie naszej wolności i niepodległości. Tak, jak 80 lat temu polscy żołnierze ginęli na stokach Monte Cassino.
Nie wiem, jak wielu czytelników zdaje sobie sprawę z tego, że wbrew obiegowej opinii polscy żołnierze rzekomo nie zdobyli bynajmniej tego wzgórza w 1944 roku. Nie! Oni po prostu weszli na szczyt dopiero, gdy Niemcy opuścili już ruiny klasztoru patrona Europy, św. Benedykta.
Tę opinię niektórych polskich znamienitych publicystów słyszeliśmy znowu przy okazji tegorocznych obchodów majowej rocznicy bitwy pod Monte Cassino. Ta w istocie nieprawdziwa teza służy jako uzasadnienie krytycznych opinii na temat generała Andersa i jego decyzji o udziale żołnierzy II Korpusu w kolejnych atakach wojsk alianckich na niemieckie linie obronne tzw. linii Gustawa we Włoszech w 1944 roku.
Czyżby zatem „Czerwone maki na Monte Cassino” miały być tylko symbolem bezsensownej ofiary życia polskich żołnierzy? Przykładem polskiej „bohaterszczyzny” oraz egoistycznych ambicji polskiego dowódcy, który posłał na pierwszą linię naszych żołnierzy, bo nie chciał ryzykować konfliktu z aliantami?
Czy pytanie o sens tej ofiary z życia ma jeszcze dzisiaj jakieś znaczenie?
Tak, stawianie tego pytania ma sens. Problem jednak tkwi zupełnie w innym miejscu niż sugerują to krytycy generała Andersa.
Potwierdza to m.in. znakomita książka „Monte Cassino – nowe spojrzenie”. Szczególnie istotne jest to, iż jest to praca amerykańskich historyków. A zatem ukazuje obraz bitwy pod Monte Cassino pozbawiony subiektywizmu wynikającego z polskiego punktu widzenia i naszych sporów oraz zacietrzewień.
Uwaga autorów koncentruje się na wspomnieniach dowódców i żołnierzy wielu państw, które brały udział w tej bitwie. Wydarzenia opisywane są zatem przez świadków i uczestników. Podstawowe pytanie, które stawiają autorzy, dotyczy przyczyn i przebiegu operacji wojskowej, która kosztowała życie dziesiątek tysięcy żołnierzy z kilkunastu państw.
4 bitwy – największe straty
Jednym z najbardziej dramatycznych epizodów bitwy było zniszczenie klasztoru benedyktynów na wzgórzu Monte Cassino przez amerykańskie lotnictwo. Pamiątka z czasów świętego Benedykta i skarbiec europejskiej kultury pozbawiony znaczenia militarnego. Na tym przykładzie autorzy książki wskazują na skrajną niekompetencję dowódców alianckich, która przyniosła w efekcie ogromne straty w ludziach i w sprzęcie wojennym. Zburzenie klasztoru od dawna budzi wiele kontrowersji. Niektórzy komentatorzy dopatrują się w tej decyzji motywów wyznaniowych, wskazując na protestantyzm anglosaskich dowódców. Inni uznają, że niekoniecznie był to efekt nienawiści do katolicyzmu czy złej woli. Być może było to tylko lekceważenie katolickiego dziedzictwa, dla tradycji której nie uznawali za swoją, a zgromadzone tam skarby kultury nie miały dla nich istotnej wartości. Tak czy inaczej, autorzy książki wskazują, że wśród alianckich dowódców byli również tacy, którzy sprzeciwiali się bombardowaniu klasztoru Monte Cassino. Przekonywali, że zniszczenie sanktuarium chrześcijaństwa nie zmieni sytuacji militarnej lub wręcz pogorszy pozycję żołnierzy alianckich, lecz naczelny dowódca zignorował te zastrzeżenia. Uznał racje tych, którzy chcieli wierzyć, że dzięki temu bombardowaniu uda się oszczędzić życie wielu żołnierzy. Stało się dokładnie odwrotnie.
„Monte Cassino – nowe spojrzenie” – GLYNN HARPER i JOHN TONKIN COVEL
Amerykańscy historycy przytaczają wiele świadectw żołnierzy, z których jasno wynika, że cały plan ataku frontalnego na wzgórze Monte Cassino był najgorszym z możliwych manewrów na tym teatrze wojennym. Wiadomo było, że Niemcy bardzo dobrze przygotowali swoje linie obrony. Że zaplanowali możliwość prowadzenia ognia skrzydłowego i ubezpieczające się nawzajem stanowiska oporu. Ogień krzyżowy karabinów maszynowych i moździerzy na każdym odcinku frontu okazał się morderczy i skutecznie blokował kolejne ataki sprzymierzonych. Co gorsza, Niemcy mieli zgromadzone rezerwowe siły do kontrataków. Po chwilowej utracie linii oporu odizolowane posterunki nadal mogły walczyć pomimo okrążenia. Wiadomo było również, że linię obrony zajmują jednostki elitarne, wyspecjalizowane w walce w górach, spadochroniarze i strzelcy alpejscy. Co gorsza, wiadomo było także, że dowódcy niemieccy mieli znacznie większe doświadczenie bojowe w toczącej się wojnie niż Amerykanie czy nawet Brytyjczycy, ponieważ znali współczesne pole walki, a nie tylko wcześniejsze wojny i konflikty. Dowódca obrony linii Gustawa, gen. Kesselring, walczył na wszystkich frontach armii niemieckiej od 1939 roku!
A jakie wnioski wyciągnęli alianci, którzy dysponowali informacjami wywiadowczymi na ten temat? Postanowili atakować frontalnie bez względu na poziom strat, powtarzając czterokrotnie ten sam schemat operacyjny. Jednym dowódcą, który jeszcze przed bitwą proponował inny wariant natarcia w tym rejonie, był francuski gen. Alphonse Juin. Wskazywał, że nie należy atakować frontalnie wzgórza Monte Cassino, tylko obejść i oskrzydlać niemieckie oddziały, które będą musiały opuścić pozycje na wzgórzu, by uniknąć okrążenia. Dowódcy aliantów nie posłuchali go wówczas i wysyłali na śmierć kolejne tysiące żołnierzy – za każdym razem licząc, że to będzie już ostatni raz. Gdy w końcu, po kilku miesiącach hekatomby, pozwolili jego oddziałom zrealizować manewr oskrzydlający, okazało się, że miał rację. Niemieccy spadochroniarze wycofali się i oddali ruiny klasztoru oraz wzgórze, bo obawiali się okrążenia. Nie zmienia to jednak faktu, że równocześnie prowadzone przez Polaków ataki doprowadziły do znaczących strat wśród niemieckich żołnierzy i całkowitego wyczerpania rezerw. Niemcy wiedzieli, że następnego ataku Polaków już mogą nie zatrzymać. Pewne znaczenie miała także wcześniejsza akcja bombardowania linii zaopatrzeniowych. W świetle faktów przytoczonych w książce amerykańskich historyków nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie odebrać polskim żołnierzom zwycięstwa, jakie odnieśli w walce z niemiecką armią, która wszak okupowała jeszcze w tym czasie połowę Polski i do której szli z ziemi włoskiej.
Błędy popełnili dowódcy wojsk alianckich. Generał Aleksander popełnił błędy strategiczne, ponieważ nie zważając na inne okoliczności, za wszelką cenę chciał wkroczyć do Rzymu w glorii zwycięzcy. Przeżywanie chwil triumfu w Wiecznym Mieście oraz zapisy w podręcznikach historii były dla niego najważniejsze. A Niemcy potrafili to doskonale wykorzystać.
Gdy generał Anders otrzymał propozycję wzięcia udziału w kolejnym ataku na wzgórze Monte Cassino, uznał, że nie miał już sensownej alternatywy. Musiał zgodzić się na przystąpienie do walki polskich żołnierzy, ponieważ od niemal dwóch lat alianci finansowali szkolenie bojowe i uzbrojenie II Korpusu, który do tej chwili jeszcze nie wszedł do walki.
Jednak równie istotny był argument natury politycznej. Generał Anders chciał, by Polska dzięki tej ofierze polskich żołnierzy uzyskała status armii sojuszniczej, a więc de facto miała w ręku argumenty do negocjowania statusu niepodległego państwa po upadku III Rzeszy, w sytuacji gdy alianci byli już związani sojuszem wojskowym i politycznym z Rosją sowiecką, która już wkroczyła na tereny Rzeczpospolitej. Ofiara krwi w zamian za wolność narodową i niepodległość. I choć podjęte były już decyzje o utracie naszych Kresów Wschodnich, celem była niepodległość dla reszty terytorium odrodzonego państwa polskiego.
Łatwo dziś stawiać tezę, że ofiara polskich żołnierzy na stokach Monte Cassino była daremna, bo Polska odzyskała niepodległość dopiero po 1989 roku. Ale równie dobrze można dowodzić, że bez tej ofiary krwi żołnierzy Polacy mogli poddać się sowietyzacji, a Polska mogła stać się kolejną republiką w granicach ZSSR. Tak samo jak w przypadku ofiar Powstania Warszawskiego chcemy i musimy wierzyć, że śmierć żołnierzy otwiera bramy do wolności narodu i wolności każdego Polaka. Teraz i zawsze.
Przeczytaj. Podaj dalej.
OGLĄDAJ TAKŻE:
CZYTAJ TAKŻE: