Roman Giertych zagraża wolności opinii katolickiej w Polsce
W oskarżycielskim wpisie przeciwko Kościołowi w Polsce, który Roman Giertych 18 sierpnia br. opublikował w mediach społecznościowych, atak na Radio Maryja, to przede wszystkim retoryczna piana, która ukrywa znacznie groźniejsze propozycje. Gra idzie o ubezwłasnowolnienie Kościoła w Polsce i zablokowanie głosu niezależnej i samodzielnej opinii katolickiej.
Państwo i Kościół, nowa odsłona sporu
Roman Giertych, który w ostatnich latach stał się jednym z głównych rozgrywających propagandy ekipy Donalda Tuska, nie tylko zaatakował rozgłośnię redemptorystów. Zaproponował także – między słowami – wprowadzenie w naszym kraju nowych porządków religijnych opartych na zależności Kościoła od władzy centrolewicowej koalicji. Jak można zrozumieć, jego zdaniem tak właśnie powinny wyglądać właściwe relacje państwa i Kościoła. By to uzasadnić zaproponował szczególną interpretację tekstu obowiązującego nasz kraj Konkordatu. Współpracę i autonomię władzy duchowej i świeckiej chciałby zamienić na podporządkowanie pierwszej wobec drugiej. Wobec wywodów posła Giertycha dotyczasową retorykę liberalno-lewicowych polityków o konieczności rozdzielenia państwa i Kościoła trzeba odłożyć na półkę z pustymi hasłami. Niewykluczone, że to co jest szykowane będzie czymś znacznie gorszym.
Przy chaotycznych oskarżeniach Romana Giertycha skierowanych w stronę o. Tadeusza Rydzyka, dotyczących politycznej korupcji, którą miał on praktykować w przeszłości, nie warto się dłużej zatrzymywać. Jednak, jak zobaczymy nie zostały one sformułowane bezcelowo. We właściwy sposób zareagowała na nie redakcja Radia Maryja w opublikowanym 21 sierpnia br. liście otwartym. “Czemu jako adwokat, a także polityk piastujący poważne funkcje państwowe nie złożył Pan w tym zakresie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa? Dlaczego Pan to ukrywał i to przez 20 lat? Czy jako adwokat i wysoki urzędnik państwowy nie wiedział Pan, co z tym „faktem” trzeba zrobić? Czy tak postępują adwokaci i poważni politycy?” – czytamy w ripoście ogłoszonej na stronie Radia Maryja.
Chybione zarzuty
Sedno oskarżeń Romana Giertych jest inne i dotyczy zarzutu łamania przez Radio Maryja ustaleń Konkordatu. Pozostałe zarzuty służą jedynie jako uzasadnieniu dla tego ciosu. “W radio tym od lat organizowana jest jawna propaganda tej partii politycznej, która w danym czasie zapewnia najlepsze finansowanie prywatnych instytucji o. Rydzyka (jaką jest np. Fundacja Lux Veritatis będąca właścicielem Telewizji Trwam)” – napisał poseł Giertych w swojej oskarżycielskiej notce.
Redakcja radia stanęła we własnej obronie i w przywołanym już liście podała celne kontrargumenty. Przede wszystkim zwróciła uwagę, że radio, którego właścicielami są redemptoryści, utrzymuje się ze składek słuchaczy i nie korzysta ze wsparcia państwa, a po drugie, że Fundacja Lux Veritatis “jest osobą prawną […] realizuje cele statutowe, podobnie jak tysiące innych fundacji działających w Polsce”. “Wszystkie dochody Fundacja przeznacza wyłącznie na realizację celów statutowych” – czytamy w liście. Redakcja radia, słusznie, odrzuciła także bezpodstawne sformułowanie mówiące o “prywatnych instytucjach o. Rydzyka”.
Teorie spiskowe posła Giertycha
Nieprzypadkowo Roman Giertych posłużył się w swoich wywodach retoryką przypominającą teorie spiskowe. Zacieranie relacji pomiędzy faktami, sugerowanie niejasnych powiązań, nakładanie tożsamości osób i instytucji oraz ich odpowiedzialności, wszystko to ma jeden cel. Chodzi o stworzenie wrażenia, że polityczna akcja, którą przyboczny Tuska być może chciałby przeprowadzić ma mocne podstawy. Efekt tych opowieści ma być prosty i bezpośredni: Radio Maryja, czyli o. Tadeusz Rydzyk, czyli redemptoryści, czyli Kościół robią lub robili coś niezgodnie z prawem, nie zgodnie z Konkordatem, a nawet nauczaniem samego Kościoła. W rzeczywistości jednak wpis Romana Giertycha nie przedstawia żadnych rzeczywistych zarzutów i jest dość schematyczną robotą propagandową żerującą na antyklerykalnych emocjach.
Poseł Giertych chciał – i zapewne dalej chce – przekonać swoich czytelników, że Radio Maryja, jako instytucja należąca do Kościoła “wtrącała się w procesy o charakterze politycznym”. Oczywiście w zamian za pieniądze przekazywane jej przez polityków partii politycznych. I właśnie tak zbudowane wrażenie miało posłużyć za przesłankę do zarzutu, wedle którego działania radia oznaczały łamanie Konkordatu. Jak widać, redakcja radia szybko rozprawiła się tą propagandową mgłą. Z pewnością jednak wpis Giertycha przekonał polityczną sektę wyznawców Donalda Tuska, do której m. in. był on skierowany. Do kogo był skierowany jeszcze? O tym za chwilę.
Co mówi Konkordat
Zobaczmy teraz, co Roman Giertych napisał bezpośrednio w sprawie Konkordatu.
“Zgodnie z art. 1 Konkordatu zawartego pomiędzy RP a Stolicą Apostolską, Państwo i Kościół Katolicki zobowiązały się do wzajemnego przestrzegania zasady niezależności i autonomiczności. To zobowiązanie obydwu stron, a nie tylko Państwa. W odniesieniu do Kościoła Katolickiego to zobowiązanie oznacza przede wszystkim, że Kościół nie będzie wtrącał się w procesy o charakterze politycznym w naszym kraju. Do tego sposobu interpretacji odnosi się zresztą preambuła Konkordatu, która mówi o dokumentach Soboru, które takie angażowanie potępiały zarówno w ramach indywidualnej, jak i zbiorowej działalności kleru. Innymi słowy, zarówno Sobór Watykański II, jak i Konkordat pomiędzy Stolicą Apostolską a RP zakazuje mieszania ról instytucji Państwa i Kościoła”
Powyższy akapit z wpisu Romana Giertycha także, podobnie jak formułowane w nim oskarżenia, tonie w niejasnościach. Pojawia się w nim nieznane ani historykom, ani też teologom tajemnicze potępienie, którego miałby sformułować Sobór Watykański II wobec polityki katolickiej. Jak wiadomo jednak – i to dość powszechnie – sobór ten żadnych potępień nie ogłosił. O co zatem może chodzić? Znów o wrażenie, że przedstawiciele polskiego Kościoła krytycznie komentujący liberalne rządy łamią jakieś kościelne zasady. Tyle, że po raz kolejny mamy do czynienia z manipulacją.
Kluczowe znaczenie ma tu fragment wpisu mówiący, że “Kościół nie będzie się wtrącał się w procesy o charakterze politycznym”. Choć Roman Giertych zdaje się sugerować, że referuje nam zapisy konkordatowe, to zadanie takie, czy nawet zbliżone, nie jest do odnalezienia w tekście tego dokumentu. Ogólną zasadę wzajemnych relacji określa jego art. 1. “Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są — każde w swej dziedzinie — niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego”.
Rzecz jasna Kościół faktycznie nie trąca się w to, co precyzyjnie określane jest mianem procesu politycznego. To znaczy, że biskupi i księża nie mogą być posłami, senatorami, a duchowni nie mogą wchodzić w skład rządu, czy obejmować funkcji urzędniczych. Kościół też nie może tworzyć partii politycznych. Nie powinien też uciekać się do form niedozwolonego wpływu, ale to przecież dotyczy każdego obywatela. Stąd jednak zapewne we wpisie Romana Giertych pojawił się wątek rzekomych działań korupcyjnych o. Tadeusza Rydzyka.
Opieka państwa nad Kościołem
Zapisy Konkordatu nie oznaczają z pewnością, że ludzie Kościoła, zarówno duchowni, jak i świeccy nie mogą posiadać, ani głosić swoich poglądów społecznych. Nie znaczy to także, że nie mogą zakładać fundacji i ubiegać się o dotacje na podejmowane przez nie działania. I to niezależnie od przyświecających im poglądów.
Mówią o tym dwa punkty art. 20 Konkordatu.
1. Kościół katolicki ma prawo swobodnego drukowania, wydawania i rozpowszechniania wszelkich publikacji związanych z jego posłannictwem.
2. Kościół katolicki ma prawo do posiadania i używania własnych środków społecznego przekazu, a także do emitowania programów w publicznej radiofonii i telewizji, na zasadach określonych w prawie polskim.
Można odnieść wrażenie, że Roman Giertych próbuje nas przekonać, że Konkordat byłby przestrzegany dopiero wtedy, gdyby religię ograniczyć do kwestii czysto konfesyjnych, gdyby duchowni przestali być częścią opinii publicznej i zaniechali działalności społecznej. A przecież zarówno do poglądów jak i działania społecznego mają prawo wszyscy obywatele. Powtórzymy, niezależnie od poglądów.
Tymczasem Konkordat obejmuje działania w zakresie misji Kościoła szczególną opieką. I tak, w zakresie w jakim polityka jest częścią etyki życia społecznego Kościół instytucjonalny może się na jej temat wypowiadać, a także działać na rzecz przyjmowanej przez siebie wizji świata. To jego misja. To mówi Konkordat. Zresztą takie prawa przynależą każdemu obywatelowi, a nawet większę, ponieważ świeccy obywatele mogą korzystać z biernego prawa wyborczego, podczas gdy Kościół sam sobie nakłada w tym zakresie ograniczenia.
Problem intencji posła Giertycha wyczuła dobrze redakcja Radia Maryja w tekście swojego listu. “Panie Mecenasie (tu zwracamy się do Pana jako do katolika), Radio Maryja nie narusza Konkordatu. Jak Pan dobrze wie, Radio Maryja realizuje zarówno cele ewangelizacyjne, jak też ważne cele społeczne” – czytamy w jednym z akapitów.
Skoro sieć zarzutów sformułowanych przez Romana Giertycha rwie się po jednym dotknięciu, to znaczy, że jawna groźba odebrania koncesji Radiu Maryja ma inne przyczyny. I przyczyny te mają dla nieformalnego lidera rządowej machiny propagandy znaczenie priorytetowe.
“Uważam, że sprawa odebrania koncesji dla Radio Maryja powinna być jedną z pierwszych decyzji ustawowych i faktycznych do przeprowadzenia po wygraniu wyborów prezydenckich, a ewentualne jej przyznanie innej instytucji kościelnej mogłoby być zrobione dopiero po udzieleniu gwarancji przestrzegania Konkordatu przez nowych wydawców oraz inne instytucje kościelne” – napisał Roman Giertych.
W co gra poseł Giertych
Pierwsza, powierzchowna odpowiedź na pytanie o priorytety Romana Giertycha jest oczywista. Chce on odebrać koncesję utrzymującemu się ze składek słuchaczy radiu dlatego, że było i jest krytyczne wobec obozu, w którym złożył on swoje nadzieje. Możliwe, że dochodzi tu także intencję osobistej zemsty na bliskim mu kiedyś środowisku. Nie da się jednak wykluczyć, że motywacje Romana Giertycha są – w sensie politycznej strategii – głębsze. Chodzi o zastraszenie i podporządkowanie Tuskowi możliwie szerokiego grona katolickiej hierarchii i duchowieństwa, a jednocześnie wydobycie na wierzch i dodanie sił środowiskom kościelnym gotowym do oportunizmu i bratnia się z liberalno-lewicowym rządem.
Roman Giertych, wbrew temu co pisze, dobrze wie, że Radio Maryja, ale i wiele innych katolickich mediów, nie głosi swoich poglądów społecznych i etycznych – które przekładają się na perspektywę polityczną – dla fruktów i dotacji. Media te mają swoje katolickie powody, dla których krytykują i dalej będą krytykować rządzącą koalicję, a życzliwszym okiem spoglądają na partie prawicowe. Z pewnością jest to stosunek posłów tych ugrupowań do ochrony życia, znaczenia cywilizacji chrześcijańskiej czy społecznej rola Kościoła. Z perspektywą rozmaitych korzyści w katolickich mediach zwykle zwycięża świadomość, że kościelna doktryna społeczna jest integralną częścią katolickiego nauczania. Jeśli chcemy brać poważnie Konkordat i wolność słowa należy jasno powiedzieć, że taka czy inna linia redakcyjna Radia Maryja w sprawach społecznych nie może być podstawą do decyzji o odebraniu tej rozgłośni koncesji.
Na dziś oskarżenia sformułowane przez Romana Giertycha trzeba uznać za zasłonę dymną, fałszywą racjonalizację arbitralnej decyzji być może dojrzewającej w politycznej kuchni Donalda Tuska. Decyzji, której praktyczna wykładnia zdaje się sprowadzać z jednej strony do opiłowywania katolików przywiązanych do swoich zasad, a z drugiej do korumpowania tych z nich, którzy byliby gotowi je porzucić.
Już wiemy, że propozycja Romana Giertycha, by odebrać koncesję Radiu Maryja, a potem przyznać ją “innej instytucji kościelnej […] dopiero po udzieleniu gwarancji przestrzegania Konkordatu”, nie ma wiele wspólnego z rzeczywistą treścią Konkordatu. Za to wiele ją łączy z praktykami z czasów komunistycznych, kiedy to katolikom przyznawano medialne koncesje, jeśli tylko przestrzegali ideologii partii rządzącej. Wygląda, że Romanowi Giertychowi marzy się zostanie nowym Bolesławem Piaseckim, może też marzy mu się nowe Stowarzyszenie PAX i nowi księża-patrioci, gotowi by stać się klakierami rządzącego antykościelnego reżimu politycznego.
Księża-patrioci Romana Giertycha
Zresztą kandydaci na nowych księży-patriotów zapewne szybko by się znaleźli. Może wśród kapłańskich środowisk promujących w 2020 tzw. “Apel zwykłych księży”? Był on faktycznym wsparciem proaborcyjnej rewolty jaka wybuchła w Polsce po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej. Należy sądzić, że księża ci znaleźliby dziś wspólny język nie tylko z Donaldem Tuskiem, ale i Romanem Giertychem. Czytelnicy zapewne pamiętają Donalda Tuska mówiącego, że “wszystko będzie zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy”. Obóz rządzący potrzebuje katolików gotowych zaakceptować katolicyzm taki jak go rozumie Tusk, potrzebuje też Kościoła myślącego jak Donald Tusk. I jak poseł Giertych.
Dlatego warto pamiętać o nominalnie katolickich intelektualistach – takich jak Dominika Kozłowska, redaktor naczelna koncesjonowanego w czasach PRL miesięcznika “Znak” – którzy w roku 2015, z jednej strony wzywali Kościół, by pozostał apolityczny, a z drugiej angażowali się w poparcie w wyborach prezydenckich dla Bronisława Komorowskiego. Tymczasem Komorowski, obnosząc się ze swoim malowanym konserwatyzmem w czasie kampanii wyborczej wspierał liberalne ustawodawstwo dotyczące procedury in vitro. Ci sami ludzie jesienią 2020 roku publicznie opowiadali się przeciwko prawnej ochronie życia domagając się rozdziału religii i porządku publicznego. Oni nie zniknęli, mają swoich duszpasterzy, a może nawet biskupów, mniej lub bardziej jawnie wspierających opcję liberalną. Nie można zapominać, że w większości przypadków nawoływanie do apolityczności Kościoła oznacza postulat by katolicy zrezygnowali z własnego głosu, odrębnego od liberalnego mainstreamu politycznego.
Giertych piszący, że potrafi “przeciwstawić się jednak zbytniemu rygoryzmowi biskupów (np. głosując za finansowaniem in vitro lub proponując aby aborcja do 12 tygodnia ścigana była wyłącznie na wniosek kobiety, która ją uczyniła)”, jest częścią tego samego świata katolickiej niesamodzielności. Niesamodzielności, która ponad wieczną doktrynę, zawsze stawia opinię aktualnie uznawana za dziejową konieczność – czy to będzie komunizm, czy liberalizm czy też tęcza lewicy. Wszystko wskazuje, że Roman Giertych jest gotowy do rozprzestrzeniania za pomocą władzy jaką otrzymał do Tuska wirusa, którym został zakażony. Korupcja i mentalna kolonizacja jaką Kościołowi szykuje Roman Giertych będzie czymś znacznie gorszym, niż to co oglądaliśmy przez osiem lat rządów PiS. Będzie oddaniem sprawy katolickiej w ręce tych, którzy dawno ją porzucili i nawet nie udają, że chcą ją po prostu zmiażdżyć.