Czy Polacy chcą stref wolnych od dzieci?

Kilka dni temu śniadaniowe pasmo stacji TVN podniosło “ważki problem” społecznego zmęczenia dziećmi w Polsce. Tak, w Polsce, w kraju, w którym dzieci jest mniej i mniej z każdym dniem. 

Mogłoby się zdawać, że efektem przeprowadzonej rozmowy będzie gorący apel o większą obecność dzieci wśród nas. Jednak nic z tego. Aż 86 proc. widzów, którzy wzięli udział w sondzie trwającej w czasie programu, opowiedziało się za potrzebą stworzenia “stref wolnych od dzieci”.

Łatwo sobie wyobrazić jaki byłby poziom oburzenia, gdyby w TVN pojawiło się pytanie o strefy wolne od pewnych mniejszości pod tęczową flagą, albo wolne od ludzi starych, ludzi o innym kolorze skóry czy narodowości. Można mnożyć powody przewidywanego oburzenia. 

Nawet, gdy ktoś podniósł postulat stref wolnych od psów i kotów, nie da się wykluczyć, że pojawiłyby się poważne analizy o godnym potępienia wykluczeniu na tle rasizmu międzygatunkowego. Jedno jest pewne – nikt by się nie odważył zrealizować takiego programu w najbardziej głównonurtowej stacji telewizyjnej w Polsce.

Czy jednak może dziwić, że oburzenie na tę sytuację wyraziło niewielkie grono prawicowych publicystów. Spójrzmy prawdzie w oczy. Współczynnik dzietności w Polsce zbliża się do wartości jednostkowej. By mówić o zastępowalności pokoleń potrzeba by wynosił minimum 2,1 dziecka na kobietę. Tymczasem media codziennie uprawiają antynatalistyczną, a nawet antyrodzinną propagandę, promują zdrady małżeńskie i rozwody. 

Rośnie także rozwarstwienie pomiędzy mężczyznami i kobietami na tle edukacyjnym, co przekłada się na powstawanie nowych barier w powstawaniu związków, a w dalszej kolejności rodzin. Kobiety częściej idą na studia, mężczyźni szybciej podejmują pracę zawodową, a w konsekwencji ich status społeczny się rozjeżdża. 

Bezwzględne wymogi liberalnego rynku pracy zainteresowane są głównie drenowaniem sił wytwórczych ludzi, którzy wyciśnięci przez życie zawodowe nie mają już siły i ochoty myśleć o wchodzeniu trwałe relacje uczuciowe. Bez tych zaś nie będzie dzieci. 

Wreszcie, mówimy o społeczeństwie, a szczególnie o jego młodszych pokoleniach, które w roku 2020 dało się przekonać prostackiej propagandzie, że legalny dostęp do zabójstwa prenatalnego jest prawem człowieka. Niestety dotyczyło to szczególnie kobiet, wśród których przez ostatnie lata rozszerzała się mentalność zgodna z hasłem “nie rodzę, bo rządzi PiS”. Teraz nie rządzi, ale dzieci dalej nie ma. Jest tylko gorzej.

Niestety, trudno się dziwić wynikom ankiety, nie da się też problemu zepchnąć na specyficzną mentalność widzów TVN. Problem jest dużo głębszy.

Patrząc pesymistycznie na sytuację polskiego narodu chce się powiedzieć, że nie zniszczyły go zabory, nie zniszczył go nazizm, a ani komunizm, ale wygląda, że dobije go liberalizm. Ze słuchawkami na uszach i oczami wbitymi w smartfony uciekamy w coraz bardziej egoistyczny i zindywidualizowany świat. Świat bez dzieci, a w związku z tym bez przyszłości. 

Sami to sobie jako społeczeństwo robimy i do siebie tylko będziemy mogli mieć kiedyś pretensje. Pytanie jakie przed nami stoi jest proste, czy potrafimy jako naród o własnej, chrześcijańskiej kulturze jeszcze raz odrzucić ideologię, która ma ambicje przerobić nas na własną modłę. 

Tomasz Rowiński