Kardynał Kazimierz Nycz wypowiedział się w sprawie trwającego konfliktu o lekcje religii w szkole. Jego propozycja jest dość zaskakująca.
W rozmowie z Polską Agencją Prasową kardynał powiedział, że “jedna godzina lekcji religii w tygodniu powinna być absolutnie obowiązkowa dla wszystkich uczniów, skoro żyjemy w cywilizacji europejskiej, która wyrosła z chrześcijaństwa.”
Dodał także, że religia chrześcijańska jest kluczem do zrozumienia kultury europejskiej i jej dziedzictwa artystycznego. Zwrócił także uwagę, że w 27 krajach naszego kontynentu religia jest obecna w szkołach, a debata o jej potrzebie przetoczyła się kilka dekad temu.
To niespodziewana wypowiedź, którą trzeba potraktować jako rodzaj propozycji negocjacyjnej w relacjach z rządem. Kardynał Nycz z jednej strony zdecydował się ustąpić już w sprawie dwóch lekcji religii w tygodniu, czyli poszedł na rękę ministerstwu edukacji. Za to zaproponował, by wszyscy uczniowie byli zobowiązani do uczestnictwa, ale – jak się zdaje – w nowej formie.
Czy to dobre rozwiązanie? Próba osadzenia lekcji religii w perspektywie edukacji kulturalnej może wydawać się atrakcyjna, także dla tych, którym nie podoba się katechizacja w szkole. Jednak widać tu wyraźne niebezpieczeństwo, że lekcje religii zostaną przekształcone w religioznawstwo. Tego rodzaju rozwiązania już są znane z Niemiec i Irlandii. Są to kraje o wysokim współczynniku laicyzacji, których nie powinniśmy sobie stawiać za wzór.
Ukierunkowanie na tego propozycję sugeruje także opinia kardynała, wedle której miejscem pogłębionej katechezy nie jest szkoła, ale parafia. Wiadomo jednak, że katecheza parafialna nie jest mocną stroną Kościoła w Polsce. Jednak kardynał zdaje się w ten sposób oddzielać “lekcję religii” i “katechezę”.
Być może nie taka dokładnie jest myśl kardynała, ale w praktyce możemy otrzymać właśnie taki finał. Czy na na takim “wstępie do kultury poprzez religię” młodzież będzie miała choćby szansę, by zmierzyć się – w chrześcijańskiej perspektywie – ze swoimi egzystencjalnymi poszukiwaniami? Inaczej rozmawia się księdzem, siostrą zakonną czy nawet świeckim teologiem, niż z historykiem sztuki dla którego religia to tylko aspekt przedmiotu jego zainteresowań.
Dzisiejsza katecheza, pomimo wielu jej wad wciąż stanowi dla wielu młodych ludzi próg do życia katolickiego. Co z tego zostanie po zmianach? Nie powinniśmy dać się łatwo złapać na haczyk propozycji “religii dla wszystkich”. Czymś trzeba będzie w negocjacjach za takie pomysły zapłacić, z czegoś zrezygnować.
Tomasz Rowiński