Można przeczytać po śmierci Benedykta XVI, że zakończyła się pewna epoka i pewien model życia Kościoła. Zapewne jest w tych słowach jakiś rodzaj nadziei na lepsze jutro dla katolickiego życia. Niestety, na dziś sytuacja jest zła. Na dziś projekt reformy, który przyniósł Benedykt i który polegał propozycji wewnętrznego pojednania wspólnoty wierzących, zarówno pomiędzy sobą, jak i z minionymi pokoleniami, jest konsekwentnie odrzucany.
Papież Benedykt, po pierwsze chciał uruchomić proces, który miał doprowadzić do tego, że to, co było uznawane za święte w przeszłości i obecnie za takie będzie za takie uznawane. Szczególnie widoczna była ta intencja w decyzji przywrócenia do względnie normalnego kościelnego krwiobiegu dawniejszej formy rytu rzymskiego. To tylko jeden, bardzo ważny przykład. W końcu, jak mówią dokumenty Soboru Watykańskiego II, Eucharystia to źródło i szczyt życia chrześcijańskiego i jeśli w tym obszarze mamy do czynienia ze sporem, czasem nawet bardzo ostrym, oznacza to kryzys dotykający najgłębszych fundamentów życia Kościoła.
Sprawa miała jednak szerszą perspektywę, Papież Benedykt widział możliwość, by – zachowując zwykłą katolicka różnorodność – zasypywać przepaście jakie zostały wykopane w latach posoborowych. Kwestia dotyczyła nie tylko teologów, czy też sporów pomiędzy teologami a Magisterium Kościoła, ale też rzeczywistych waśni pomiędzy zwykłymi katolikami. Wreszcie chodziło o to by zasypywać przepaście powstałe między wyższym duchowieństwem, które zamiast nauczać uniwersalnej katolickiej prawdy, od dziesięcioleciu różnicuje się nie tylko w dość zwykłych sporach o wpływy, ale co gorsza także w sporach o katolicką prawdę.
Lekarstwo na relatywizm
Dlatego to właśnie kwestia relatywizmu, który zdominował myślenie wielu duchownych, teologów i zwykłych świeckich, była jednym z tematów szczególnie zajmujących najpierw ks. Ratzingera, a potem papieża Benedykta. Relatywizm, który od wewnątrz w Kościele kwestionuje prawdy wiary, ale także podważa szczególną i jedyna misję zbawczą Chrystusa oraz założonej przez niego Wspólnoty, jest zagrożeniem dla samego przekazu nieskażonych prawd Ewangelii. Relatywizm niesie niebezpieczeństwo, że prawdy, które znamy o Bogu dzięki Chrystusowi, zostaną rozpuszczone w nijakości tego świata. I to przez tych, którzy są powołani by szczególnie ich strzec. Relatywizm idzie zresztą w parze i pod rękę – co nie powinno dziwić – z odrzuceniem dziedzictwa duchowego, intelektualnego i rytualnego katolickiej przeszłości.
Benedykt XVI wiązał te sprawy z jeszcze jedną ważną kwestią, a mianowicie postulatem odbudowy katolickiego racjonalizmu. Papież widział w nim skuteczną obronę przez nowoczesnym traktowaniem wszystkich religii, jako równie prawdziwych lub równie fałszywych. W swoim słynnym wykładzie ratyzbońskich wskazywał, że prawdziwość lub fałszywość religijnych doktryn ma znaczenie dla życia społecznego i kwestie te nie powinnym być zaniedbywane przez nikogo. Nauka ta jest szczególnie ważna w czasach, gdy i katolicy często pogrążają się w rozproszonej religijności, na którą składają się elementy rozmaitych duchowych rzeczywistości. Tymczasem uznanie godności człowieka lub brak takiego uznania, stosunek do rodziny, stosunek do przemocy i wiele innych aspektów społecznego ładu, znajduje swoje oparcie w doktrynach religijnych nawet jeśli występują one w zsekularyzowanej postaci.
W swoich badaniach Benedykt XVI zajmował się bardziej problemami stricte teologicznymi niż antropologią, w takim sensie jak robił to Jan Paweł II, jednak nie pomijał problematyki rodzinnej w swoich duszpasterskich wypowiedziach. Na V Światowym Spotkaniu Rodzin mówił stanowczo: „Obrazowi Boga monoteistycznego odpowiada małżeństwo monogamiczne. Małżeństwo oparte na miłości wyłącznej i definitywnej staje się obrazem relacji Boga z jego ludem, i odwrotnie: sposób, w jaki miłuje Bóg, staje się miarą ludzkiej miłości”
Nieodkryty skarb
„Chrystus nie obiecuje, że na budowany dom nie spadnie ulewny deszcz, nie obiecuje, że wzburzona fala ominie to, co nam najdroższe, nie obiecuje, że gwałtowne wichry oszczędzą to, co budowaliśmy nieraz kosztem wielkich wyrzeczeń. Chrystus rozumie nie tylko tęsknotę człowieka za trwałym domem, ale jest w pełni świadomy wszystkiego, co może zburzyć trwałe szczęście człowieka. Nie dziwcie się więc przeciwnościom, jakiekolwiek są! Nie zrażajcie się nimi!” – dodawał. Niewątpliwie w nauczaniu o rodzinie Benedykt szedł w świat z orędziem papieża Wojtyły. Dawał pierwszeństwo swoim wątkom, lecz nigdy nie zaniedbywał nauczania, które stanowi fundament katolickiej etyki społecznej.
Pozwolę sobie postawić na koniec tezę, która może wyda się komuś zbyt śmiała, w teologicznym dziedzictwie jakie zostawił Joseph Ratzinger wciąż znajduje się wiele konkretnych odpowiedzi na pytania i problemy z jakimi mierzy się dziś Kościół. Na razie niestety skarb ten został głęboko zakopany przez ludzi, którzy dziś obecnie sprawują w Kościele najwyższe urzędy. Panuje brak jedności i relatywizm, kwestionuje się etykę katolicką, która zawsze stała po stronie osób i rodziny. Tym bardziej warto brać do ręki książki i teksty tego właśnie Papieża, który dziś już stanął na Sądzie Bożym, by zdać sprawę z dzieła swojego życia.