„Kasiu – to już 30 lat. Kocham Cię! Rafał” – mural o takiej treści zauważyłam podczas niedawnego spaceru (dodam – długo przed Walentynkami). Wybijał się spośród plątaniny esów i floresów oraz mniej lub bardziej estetycznych bazgrołów.
Serca, wykrzykniki, dość wprawną ręką poprowadzona kaligrafia – zdradzały starannie zaprojektowany wzór. Kolory ostre i czyste: biel, czerwień, róż i żółć – jak kolory miłości, ognia, życia i krwi. Nie mam zielonego pojęcia, kim są Kasia i Rafał, ale trudno nie zauważyć, że ktoś zadał sobie trud, aby w oryginalny sposób celebrować wspólną rocznicę. Pewnie to małżeństwo (bo takich jest więcej i mają dłuższy staż), pewnie mają dzieci, ale po 30 latach faceta wciąż stać na romantyczną ekspresję.
Na ten widok uśmiechnęłam się z sympatią i moje myśli pobiegły do tysięcy polskich domów, gdzie pomimo codziennego trudu, znojów, trosk i niepokojów wciąż trwa rytuał pięknej, wiernej małżeńskiej miłości, o której powstaje najmniej piosenek i najrzadziej utrwala się ją w dziełach sztuki. Czułe gesty, uśmiechy w przelocie, kanapka do pracy, ulubione danie na obiad, intymność pomimo zmęczenia, wyszukany prezent na urodziny, kawa do łóżka i świeże bułeczki z rana pomimo stosu prania. Uśmiechy, które się spotkały nad słodkim snem dzieci po wspólnych „wygłupach”. Niby nic takiego. Milczenie w porę i słowa wsparcia na czas. To miłość nieodświętna, która wyraża się w zwyczajnej codzienności. Zbyt rzadko zauważana czy doceniana. Czasem spotyka się z miłością „od wielkiego dzwonu”: tą z rocznic, wesel kuzynki i bożonarodzeniowych życzeń. Aha, są jeszcze te Walentynki, trochę niezręczny import krajowej mobilizacji romantyzmu, okraszony serduszkami, które wylewają się z witryn sklepowych różnej maści: od galanterii, po słodycze i design.
CZYTAJ TAKŻE: “Potomstwo to miara miłości”. Jak ocenić świadome nieposiadanie dzieci?
A co by było, gdyby ta miłość zwyczajna jakoś wypośrodkowała swoją ekspresję po spotkaniu się z miłością „od wielkiego dzwonu?” Złapała balans i nieco większą bezpośredniość? Nie, to nie jest tylko kwestia komunikacji, chociaż tak, musimy wciąż uczyć się na nowo wyrażać bliskim osobom swoją wdzięczność, troskę, bliskość, docenienie i nasze wsparcie. Przede wszystkim to jednak kwestia uważności i gotowości serca, za którymi idzie decyzja i działanie. To z tych, może mniej oczywistych składników składa się wielka, choć może mniej krzykliwa Miłość przez wielkie „M”, która wykracza daleko poza, oczywiście, jakże piękne, ale jakże szybko przemijające i mocno zaślepione zakochanie, które skupia się mimo wszystko na sobie. Zakochanie jest raczej, jak mądrze zauważył jeden z moich ulubionych, popularyzujących psychologię autorów – zadurzeniem w naszym obrazie drugiej osoby, w wizji naszej wyobraźni. Miłość przez duże „M” jest zweryfikowana i przetrenowana przez trudne okoliczności. To ten cudowny ożywczy koktajl miłości PHILIA (przyjaźń), AGAPE – miłości rozumianej jako dobroć, wierność, poświęcenie, uniwersalna postawa oddania czy altruizm, LUDUS – miłości, która potrafi wpleść zabawę, taniec i flirt, którą spaja, ale nie dominuje EROS – erotyczne pożądanie i cicha STORGE – miłość w obrębie rodziny, także jako miłość rodziców do dzieci czy PRAGMA – miłość praktyczna, codzienna, zwyczajna, gdzieś po cichu wsparta PHILAUTIĄ – zdrową miłością i troską o samego siebie, która nie powinna jednak stać interesowna.
Każdy związek przechodzi ewolucję, zwykle zaczyna od EROS i LUDUS, dopiero potem wchodzi na poziom AGAPE, PHILIA czy STORGE. Współczesność tak bardzo redukuje jednak miłość do płytkiego zakochania czy erotycznego pożądania. W porównaniu do starożytnych, stajemy się jak intruzi w krainie Eskimosów, którzy wyróżniają ponoć 50 określeń na śnieg, a my tylko jeden czy dwa. W czasach, kiedy tak często młodzież popada w programowy cynizm i przestaje wierzyć w prawdziwą miłość czy podważa samą instytucję małżeństwa, warto i trzeba głosić pochwałę zwyczajnej miłości. Około 35% małżeństw statystycznie rozwodzi się w Polsce, czyli 65% jest sobie wiernych pomimo przeciwności i tego się trzymajmy.
Mam nadzieję, że to właśnie mniej więcej chciał powiedzieć Rafał ukochanej Kasi. W każdym razie ja tyle z tego graffiti wyczytałam.