Dla ratowania dziedzictwa niszczą dzieła sztuki. Dokąd zaszli „ekoatywiści”?

Cały świat obiegła w październiku informacja o tym, że dwie młode dziewczyny weszły do londyńskiego muzeum i w ramach protestu klimatycznego, oblały zupą pomidorową jedno z najcenniejszych dzieł Vincenta van Gogha. Po tym zdarzeniu nastąpił prawdziwy wysyp przypadków niszczenia dzieł sztuki. Kiedy należy postawić stop takim zachowaniom?

  • Oblanie zupą pomidorową „Słoneczników” Vincenta van Gogha zapoczątkowało „modę” na niszczenie dzieł sztuki przez „ekoaktywistów”
  • „Ofiarą” padają obrazy i rzeźby w Europie i Ameryce. „Aktywiści” chcą w ten sposób zadbać o klimat
  • Działania przy budowie Nord Stream czy przekopie Mierzei Wiślanej są przykładami ośmieszenia „ekoaktywistów”

Słoneczniki” van Gogha to dzieło wyceniane na 84 miliony dolarów. Można podziwiać je w londyńskim Muzeum Narodowym. Już sama wycena obrazu wskazuje na jego wyjątkową wartość. Takie dzieła powinny podlegać szczególnej ochronie. Okazuje się jednak, że jest tak tylko w teorii.

Aktywistki klimatyczne

Dwie dziewczyny w wieku 20 i 21 lat postanowiły wziąć udział w proteście przeciwko klimatowi. Do nagrania przedstawiającego oblanie zupą wyjątkowego dzieła, dołączono opis, w którym można przeczytać, że „nasze dziedzictwo niszczone jest przez niepowodzenia naszego rządu w związku z kryzysem klimatycznym i rosnącymi kosztami życia”. W związku z tym, młode kobiety, aby ratować dziedzictwo, postanowiły zniszczyć jego element jakim są „Słoneczniki”. Bardzo logiczne, prawda? Następnie „aktywistki” przykleiły się do ściany.

Kiedy okazało się, że akcja nabrała dużego, ogólnoświatowego rozgłosu, a na dziewczęta zaczęła spływać krytyka, także z obozów ekologów, te zaczęły się tłumaczyć, że wiedziały iż dzieło pokryte jest szkłem i nic mu się nie stanie.

Nie straciły jednak animuszu, bo z pomocą przybyły liberalne środowiska i media. W rozmowie z jednym z tytułów, jedna z kobiet zdradziła, że celem zostały „Słoneczniki” ponieważ wiedziały, że wywoła to szok. Częścią wyróżnienia się była także zupa pomidorowa. „Aktywistka”, między mówieniem o ratowaniu planety i planowaniu kolejnych akcji, pochwaliła się także, że „jest osobą queer” (cokolwiek to znaczy) i że chce kiedyś wziąć ślub z kimś kogo kocha i dlatego walczy o lepszy świat (tak z grubsza można podsumować tę wypowiedź).

Moda na niszczenie obrazów

Rozgłoś jaki dała ta akcja skłonił innych „aktywistów” do prawdziwego szturmu na dzieła sztuki. Niedługo po poczęstowaniu „Słoneczników” zupą pomidorową, puree ziemniaczanym został obrzucony obraz Claude’a Moneta „Stogi siana” w Niemczech. Następnie w Wiedniu oleistą substancją oblano szybę, za którą znajduje się obraz Gustawa Klimta „Śmierć i życie”. Akcja jest popularna także na innych kontynentach. W Kanadzie syropem klonowym oblano obraz Emily Carr. Wcześniej „aktywiści” atakowali już inne dzieła. Oberwało się m.in. Mona Lisie Leonardo da Vinci. Dostaje się także rzeźbom. We Włoszech mąką obsypano dzieła Andy’ego Warhola, w Norwegii oblano farbą słynne rzeźby w Parku Vigelanda. Wszystkie te akcje mają wspólny mianownik. Za każdym razem przy informacji z tego zdarzenia podkreślane jest to, że celem danego wandalizmu było zwrócenie uwagi na ochronę klimatu.

„Aktywiści” podkreślają, że będą kontynuować takie działania do momentu, kiedy nie zaczną być realizowane ich postulaty. Trudno więc nie zdefiniować tych zachowań jako przykład działań terrorystycznych. Politycznie poprawna narracja stara się wychodzić ze zrozumieniem wobec takich działań, ale w końcu należy powiedzieć stop. W przeciwnym razie wyjście do galerii sztuki będzie wiązało się z ryzykiem ochlapania elementami niedzielnego obiadu.

Rezultaty

Należy zauważyć, że jedynym sukcesem jaki w ten sposób osiągają „aktywiści” jest rozgłos. Nijak jednak nie przyczynia się do poprawy sytuacji klimatycznej na świecie. Takie działania nie pomagają także wizerunkowi ekologicznych aktywistów. Wizerunek ten został nadszarpnięty przy okazji innych działań. Okazywało się bowiem, że protesty i akcje można szybko zakończyć dzięki odpowiedniej kwocie.

W ten sposób np. powstawała koronna inwestycja Niemiec i Rosji – Nord Stream i Nord Stream 2. Wtedy niemieckiego władze i współrządzący krajem „Zieloni” doskonale wiedzieli jak sprawić, żeby kilometry rury z gazem ciągniętej po dnie morza, nie wywoływały żadnych szkód dla przyrody. Wszystko oczywiście później wyszło na jaw przy okazji licznych dziennikarskich śledztw.

Podobnie było w przypadku przekopu Mierzei Wiślanej w Polsce. Tutaj jednak chodziło o to, że inwestycja, tak bardzo nie na rękę Rosji, bardzo szkodziła przyrodzie. Chodź niemieccy ekolodzy dwoili się i troili, nie udało się im zatrzymać inwestycji. W planach nie kryją także protestów dotyczących polskich inwestycji na Odrze. Tak zupełnym przypadkiem „troska” o przyrodę łączy się z interesami politycznymi.

W tym wszystkim najbardziej jest szkoda prawdziwych ekologów, którzy chcą zwrócić uwagę na realne problemy. Chcą działać prawdziwemu niszczeniu planety czy rzeczywistemu wybijaniu kolejnych gatunków zwierząt. Jednak dzięki „aktywistom” z Europy Zachodniej, podczas walki z wielkimi interesami, nie będą brani na poważnie. Bardziej zostaną skojarzeni z zupą pomidorową, ziemniakami i mąką, niż z poważną troską o to, co ważne.

CZYTAJ TAKŻE: “Potomstwo to miara miłości”. Jak ocenić świadome nieposiadanie dzieci?

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji