Istnieją dwie podstawowe drogi przeciwdziałania wyludnianiu – pierwszą jest znalezienie skutecznego sposobu, który spowoduje, że Polacy zaczną rodzić więcej dzieci, drugi zaś to przemyślana polityka migracyjna i asymilacyjna. W Polsce wciąż realnie niewiele się jednak robi by powstrzymać kryzys demograficzny.
Jeśli chodzi o polskie braki dotyczące drugiej z wymienionych polityk pisałem o tym ostatnio felietonie Krajem migracyjnym jesteśmy już. Jednak to w zakresie stymulowania dzietności jesteśmy w naprawdę trudnej sytuacji. Pokolenie wyżu demograficznego urodzone w okresie przełomu lat 70 i 80. dobiegło już do czterdziestego roku życia i trzeba jasno powiedzieć, że więcej potomstwa mieć nie będzie. Kolejne roczniki zaś były coraz mniej liczne, a w konsekwencji dziś sukcesywnie zmniejsza się też liczba Polek, które dzieci mogłyby urodzić. Mamy zatem problem podwójny – po pierwsze niską dzietność w przeliczeniu na jedną kobietę czy też jedną rodzinę i coraz mniej kobiet oraz rodzin, które mogłyby dzieci wydać na świat.
Kryzys demograficzny trwa
Problem demograficzny jest bardzo poważny – nie wiemy jakie narzędzia mogą okazać się w tej materii skuteczne, przekonanie się o tym, że coś działa zajmuje wiele lat, a polityczne efekty tych zabiegów zapewne okażą się żałośnie mało spektakularne. Dlaczego? Choćby z tego właśnie powodu, że mało liczne pokolenia, szczególnie te urodzone po roku 1990 i tak będą dawać państwu i społeczeństwu stosunkowo mało potomstwa. Brak politycznych efektów może zaś zadać śmiertelny cios każdej długofalowej polityce w państwie demokratycznym. Tym bardziej w państwie takim jak Polska, rozrywanym konfliktem politycznym, który poza aspektami merytorycznymi nosi znamiona plemiennej wojny.
Należałoby zatem powiedzieć, że mamy do czynienia z lawiną problemów, które mogą w najbliższych dziesięcioleciach zakończyć demograficzną katastrofą. Analogiczną do tej już dotykającej choćby Chiny, o czym pisałem w tekście Demografia Chin przestrogą dla Polski. Rzecz jasna kraje azjatyckie charakteryzują się inną kulturą i specyficznymi problemami, jednak to właśnie na Dalekim Wschodzie mamy dziś do czynienia z niemal laboratoryjną sytuacją zapaści demograficznej. Warto przyglądać się skali tego zjawiska. Powinno ono zadziałać także dla naszą klasę polityczną otrzeźwiająco.
Katastrofa w Japonii
Szczególnie warte uwagi są dane spływające z Japonii, w którym to kraju katastrofa demograficzna nie jest przewidywana w przyszłości, ale już trwa. Populacja w Japonii tylko w grudniu 2022 roku zmniejszyła się o 85 tys. osób. W porównaniu z grudniem roku 2021 spadek liczby ludności wzrósł o 7,4 tys. osób. Urodzenia spadły 6-7 proc. rok do roku, a liczba zgonów wzrosła o 16 proc. Liczba zgonów w grudniu po raz pierwszy w historii wyniosła ponad 150 tys. osób. Najbardziej chyba uderzające jest to, że tylko w ciągu jednego roku populacja Japonii skurczyła się o ponad 500 tys. osób.
Czytaj także:
- Prawie 70 proc. kobiet w Polsce nie planuje dzieci. „To sygnał alarmowy”
- Ile dzieci chcą mieć Polacy? Zobacz dane z rządowego raportu
Na dziś trzeba powiedzieć, że proces depopulacji Japonii nasila się, więc założenie, że w ciągu dziesięciu lat Japończyków będzie “tylko” pięć milionów mniej, stanowi założeniem optymistycznym. Procesy bowiem przyspieszają. Negatywne trendy widać w każdym kolejnym miesiącu – w listopadzie 2022 spadek liczby ludności wyniósł około 56 tys. osób, co było wynikiem gorszym od sytuacji z listopada 2021 o 2800 osób. Rok do roku liczba urodzeń spadała w listopadzie 8-9 proc. podczas, gdy liczba zgonów wzrosła 5-6 procent. Cofając się miesiąc po miesiącu nie sposób znaleźć dane, które można by zinterpretować jako pozytywne. Co więcej poziom wzrostu zgonów przekraczał niejednokrotnie 10 proc. rok do roku – we wrześniu było to 10,3 proc. w październiku 13 proc.
Azjatyckie ostrzeżenie
Dzietność zaś konsekwentnie spada, zarówno jeśli chodzi o liczby urodzeń, jak i jeśli chodzi o współczynnik dzietności, który wynosi w Japonii już mniej niż 1,5 dziecka na kobietę. Równocześnie średnia wieku w Japonii na rok 2022 to ponad 47 lat. Japonia pokazuje nam jak szybko może postępować depopulacja. Kraj ten swój szczyt ludnościowy osiągnął około roku 2010, gdy wedle statystyk Japończyków było 128 mln, dziś jest to topniejące w oczach 124 mln.
Możemy oczywiście lekceważyć dalekowschodnie doświadczenia jako zbyt odległe od naszego kontekstu, jednak procesy rodzenia się i umierania, a także specyficzna dynamika oraz długotrwałość zmian demograficznych nie są aż tak bardzo zależne od kultury. Dobrze jest przyglądać się zjawiskom, które dotykają innych, by samemu nie być zaskoczonym własną sytuacją, a ta lada moment stanie się dramatyczna także u nas. Kryzys demograficzny staje się faktem.
Obejrzyj również: Film z cyklu “ale Rodzina!”. Odcinek: Wigilia u Cudzichów