Miliony osób wyszły na francuskie ulice. Co spowodowało masowe protesty?

Trzeba przyznać, że nikt tak jak Emmanuel Macron nie potrafi zmobilizować ludzi do działania. Podczas pierwszej kadencji prezydenta Francji, na ulice wyszły miliony Francuzów. Protest tzw. żółtych kamizelek rozpoczął się od wprowadzenia podatku paliwowego. Teraz prezydent rozwścieczył Francuzów podwyższeniem wieku emerytalnego. I to z pominięciem głosowania w Parlamencie.

Wprowadzone we Francji przepisy podnoszą wiek emerytalny z 62 na 64 rok życia. Francuski rząd zdecydował się na przyjęcie tej reformy bez głosowania nad nią w Parlamencie. Politycy motywowali to tym, że „nie mogą podejmować ryzyka związanego z przyszłością naszych emerytur, a ta reforma jest konieczna”.

Fala protestów

Od takich działań rozpoczęła się fala protestów we Francji. Choć obywatele wyrażali swój sprzeciw wobec tych przepisów już od początku roku, to apogeum manifestacji sięgnęło czasu przyjęcia tego prawa. Dodatkowo wszystko zaognił fakt pominięcia głosowania w parlamencie. 

W czwartek 23 marca w samym tylko Paryżu protestowało prawie 120 tys. osób. Agencje prasowe podają, że tego dnia w całym kraju na ulice wyszło ponad milion obywateli. Warto tu jednak podkreślić, że związki zawodowe informują o znacznie większej liczbie protestujących, podczas gdy władze – o znacznie mniejszych liczbach. Taki schemat znamy doskonale z Marszów Niepodległości w Warszawie.

Manifestacje szybko przerodziły się w agresywną konfrontację z jeszcze bardziej agresywną policją. Podpalane były kioski czy samochody. Podobnie wyglądały także poprzednie protesty w kraju. Związkowcy nie decydują się na złożenie broni i zapowiadają kolejne manifestacje aż rząd cofnie swoje decyzje. W sieci dostępnych jest mnóstwo nagrań, na których widać protestujące tłumy i agresywnie reagującą policję. Podobne obrazki można było obserwować także przy okazji strajku żółtych kamizelek.

Emmanuel Macron ma więc zdecydowany talent do wyprowadzania ludzi na ulicę. Choć pewnie sam szczególnie go sobie nie ceni.

Poparcie społeczne

Choć główne francuskie media przedstawiają protesty głównie jako okazje do dewastacji miast (znany schemat również nad Wisłą), to społeczeństwo zdecydowanie popiera postulaty protestujących. Jak podaje portal Politico, według najnowszego sondażu, ponad 60 proc. Francuzów opowiada się… za jeszcze bardziej agresywnymi strajkami, które skłonią rząd do zmiany decyzji. 

Warto wiedzieć, że kolejne masowe protesty to nie tylko porażka wizerunkowa, ale także realne zagrożenia. Przez ciągłe manifestacje turyści muszą liczyć się z utrudnieniami. Niemożliwe są również wizyty dyplomatów. Pałac Elizejski jest zmuszany do ciągłego przekładania wizyty w Paryżu brytyjskiego króla Karola III.

Mimo to, Emmanuel Macron nie daje znaków, że jest skłonny do zmiany swoich decyzji. W telewizyjnych wywiadach broni reformy i tłumaczy to brakiem alternatywy. Wskazuje, że Francuzi mają jeden z najniższych wieków emerytalnych w Europie.

Bruksela oficjalnie potępia przemoc i zgłasza gotowość do rozmów ze związkami zawodowymi. Jednocześnie jednak atakuje je i mówi, że te nie przedstawiają żadnych alternatyw.

Mimo twardej postawy, prezydent Francji będzie musiał podjąć jakieś decyzje. Służby donoszą bowiem, że może dojść do powrotu protestów „żółtych kamizelek”. W związku z tym rząd musi szykować się na najgorsze. Szefostwo związków zawodowych zaproponowało zawieszenie na pół roku reformy i podjęcia negocjacji. Czy prezydent Francji z tego skorzysta? Nie wiadomo.

W dużych mediach na świecie próżno jednak szukać szczególnych relacji z Francji. Podobnie sprawa wygląda z Unią Europejską. W tym miejscu należy zapytać jak by to wyglądało, gdyby sceny z paryskich ulic miały miejsce w Warszawie? Ot, równość, wolność i braterstwo.

Damian Zakrzewski

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji