Termin “homofobia” na stałe wszedł do słownika nie tylko progresywnego Europejczyka. 17 maja obchodzimy nawet rokrocznie Międzynarodowy Dzień Walki z Homofobią. Homofobia jest odmieniana przez przypadki w oficjalnych dokumentach ONZ czy UE, analizowana w równościowych i antydyskryminacyjnych politykach publicznych czy broszurach skierowanych np. do polskich studentów. To jednocześnie jedno z najbardziej zideologizowanych pojęć pseudonaukowych, używanych do uciszania debaty publicznej i dyskredytowania przeciwników.
Słowo “homofobia” znaczy dziś zupełnie co innego, niż znaczyło na początku. To termin obraźliwy i sugerujący zaburzenia psychiczne. Jeśli więc dziecko pyta nas: „Tatusiu, a co to jest homofobia?”, obyśmy nie dożyli czasów, gdy padłaby odpowiedź: „Ciii, nie tak głośno synku, bo jeszcze ktoś usłyszy…”
Czy to w ogóle jest „fobia”?
Pytanie: „dlaczego?” – jako odzwierciedlenie zdziwienia – jest podstawowym pytaniem filozofii. Pytanie o definicję: – „a co to jest?” – jest z kolei fundamentalnym narzędziem badania naukowego. Od rzetelnej definicji bowiem zaczyna się (a przynajmniej powinna się zaczynać) każda praca naukowa. Jak to dobrze, że dzieci wyręczają nas czasem w zadawaniu tego rodzaju pytań, tam, gdzie zabraknie odważnych.
Skoro więc pojęcie „homofobii” bezkrytycznie przyjęło się w publicznej narracji, odważmy się wziąć je pod lupę. Po pierwsze termin „fobia” – w klasycznym rozumieniu – to termin z zakresu diagnostyki psychiatryczno-psychologicznej. Według podręcznika DSM-V to „wyraźny lęk lub niepokój dotyczący określonego przedmiotu lub sytuacji (np. latania, wysokości, zwierząt, zastrzyków, widoku krwi)”. Fobie wiążą się ze znacznym cierpieniem psychicznym i często dezorganizują życie (zawodowe, osobiste), ponieważ są to lęki nieadekwatne i nieproporcjonalne do zagrożenia. Doprowadzają do unikania przedmiotu lub sytuacji wywołującej lęk, skutkują znacznym pobudzeniem, a objawy te trwają przez 6 miesięcy lub dłużej.
Już po tej charakterystyce widzimy, że termin „homofobia” podszywa się, zupełnie niesłusznie, pod termin diagnostyczny i naukowy. Bo kogo miałyby się bać osoby oskarżane o homofobię? Konkretnych osób o skłonnościach homoseksualnych? To oczywisty nonsens. Czy panicznie unikamy kontaktu z osobami homoseksualnymi, miejsc, gdzie mogą przebywać, obchodzimy z daleka tęczową flagę?
Prawdziwa homofobia istnieje, ale… gdzie indziej
Tu muszę Państwa zaskoczyć. Owszem, homofobia w znaczeniu diagnostycznym istnieje, ale oznacza zupełnie coś innego – to obsesyjny lek u osób heteroseksualnych, że mogą być homoseksualne. Mamy więc i silny lęk, i podejrzliwość (a więc trzymamy się definicji „fobii”). Homofobia może także oznaczać lęk przed ludźmi u osób homoseksualnych – i te dwa znaczenia podaje nie kto inny jak duet Z. i M. Lew-Starowicz w swojej książce „Homoseksualizm”.
Nie o taką jednak homofobię chodzi propagatorom Międzynarodowego Dnia Walki z Homofobią. Im chodzi o sceptycyzm wobec aktywizmu homoseksualnego na arenie społecznej, niesłusznie utożsamianego z wrogością wobec konkretnych osób homoseksualnych. Dlaczego więc Parlament Europejski w rezolucji z 18 stycznia 2006 roku (European Parliament resolution on homophobia in Europe) zdefiniował homofobię jako nieuzasadniony lęk i niechęć wobec homoseksualizmu i osób homoseksualnych oparty na uprzedzeniach? Dlaczego mówi się tu o dyskryminacji i zakładanej równości?
Uprzedzenia to nie to samo, co paniczny lęk. Zakłada się tu rozmijanie się z jakimiś standardami społecznymi i czyimś punktem widzenia (wyznaczonym przez kogo lub czyją prawdą?). Irracjonalny lęk i awersję do osób homoseksualnych oparty na uprzedzeniach suponuje też Tezaurus Euroepan Institute of Gender Equality – słownik Europejskiego Instytut na rzecz Równości Płci. Nie jest to więc tylko sprawa panicznych emocji w znaczeniu diagnostycznym, ale percepcji pewnego porządku społecznego. Widzimy tu, że w operowaniu terminem “homofobii” chodzi o coś więcej – o dość uznaniowo traktowane postawy społeczne.
Homorealizm, homouprzedzenia, homosceptycyzm czy… homofonia?
Słusznie rozróżnił tu dwie perspektywy dr Andrzej Margasiński, wymieniając homouprzedzenia (postawy dyskryminacyjne nacechowane wrogością i agresją) i homosceptycyzm (nieakceptację pewnych zachowań związanych z homoseksualizmem, ale bez osobistej wrogości). Ja dodałabym jeszcze homorealizm, który jako postawa społeczna obstaje przy opartym na szacunku, ale rzetelnym prezentowaniu danych na temat zachowań homoseksualnych i postulowanej zmiany porządku społecznego czy człowieczeństwa w ogóle.
Obszerne wyjaśnienie tych zagadnień odnajdą Państwo w przekrojowej pracy „Homoseksualizm. Przegląd światowych analiz i badań. Przyczyny, objawy, terapia, aspekty społeczne” Beaty Wieczorek. Jako wytłumaczenie dla nagłaśniania zjawiska rzekomej homofobii autorka proponuje HOMOFONIĘ, czyli jednogłos, brak uczciwej, rzetelnej dyskusji na tematy dotyczące homoseksualizmu.
CZYTAJ TAKŻE: Koń trojański kilku współczesnych ideologii. Ujawniamy kulisy manipulacji w… diagnostyce
Homohisteria a typy homofobii i ukryte cele
Propagatorzy narracji o homofobii nie zatrzymują się na społecznym szantażu emocjonalnym, który kryje się za terminem „homofobia”. Idą dalej, wyróżniając różne typy i podtypy rzekomej homofobii: integralna, skrzyżowana, zinternalizowana. Mówią o homohisterii lub heteroseksizmie albo homonegatywizmie. Wszystkie te pojęcia znakomicie wpisują się w neomarksizm kulturowy, z którego się wywodzą, gdzie mniejszości – tu seksualne – są dźwignią rewolucji społecznej.
Wszystko to byłoby może do przełknięcia, gdyby chodziło o rzeczywistą przemoc wobec osób homoseksualnych, która jest moralnie naganna i która niestety się zdarza. Po co jednak, dysponując pojęciem „przemocy”, która nie wymaga zresztą dookreślania konkretnych grup społecznych, bo jej definicja wywodzi się z godności każdego człowieka, wprowadzać jeszcze termin „homofobia”? Przemoc jest wszak przemocą i kropka. Cele są jednak w tym wypadku inne niż zapobieganie rzekomej przemocy, którą zakłada się niemal strukturalnie.
Zwróćmy uwagę, że terminy „homofobia” czy blisko spokrewnione określenie „mowa nienawiści” są mocno niedookreślone i właściwie może zostać tu podciągnięte, co komu się żywnie podoba. I właśnie o to chodzi, o społeczne wyróżnianie konkretnej grupy, o wzbudzanie lęku, podejrzliwości i społecznej autocenzury, a zwrotnie: o sianie podziałów społecznych, które niestety negatywnie oddziałują na same osoby homoseksualne.
Skutki są opłakane – dochodzi do takich paradoksów jak blokowanie dyskusji naukowej, a nawet cytowania rzetelnych danych statystycznych, które rzekomo obrażają osoby homoseksualne. Sama doświadczyłam tego na sobie, gdy odmówiono mi wydrukowania przeglądu historycznego na tematy związane z homoseksualizmem na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu głównie – jak się domyślam – dlatego, że wspominałam w podsumowaniu, iż nie można stwierdzić, że homoseksualizm jest wprost wrodzony. Stało się to pomimo, że artykuł przeszedł już zasadniczą redakcję.
Homofobia i inne „fobie”
Ogromnym problemem jest również to, że termin “homofobia” stał się rodzajem matrycy dla wykuwania kolejnych pojęć pokrewnych. Pełna nazwa obchodzonego wczoraj “święta” brzmi bowiem: Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii. Fala idzie więc dalej. A ponieważ liczba orientacji seksualnych i płciowych wynosi jakoby 235 (wg doniesień Instytutu „Ona i On”), powstaje pytanie: czy będą się również mnożyć i inne „fobie”?
CZYTAJ TAKŻE: Cudowne życie byłej lesbijki. Dziś pomaga innym wyjść na prostą
Sam jesteś homofobem!
Tak czy owak termin „homofobia” jest obraźliwy i sugerujący zaburzenia psychiczne i źle się stało, że „przełknęliśmy go” tak gładko. No chyba, że osoby, które go stosują, same są homofobami. Jak to? Pojęcie to pochodzi od dwóch greckich słów: phobia, czyli lęk oraz homo – który to wyraz znaczy „taki sam” (i od tego znaczenia wywodzimy homoseksualizm), ale także „człowiek”.
Homofobami można by więc równie dobrze nazywać osoby, które boją się prawdy o człowieku, choćby prawdy biologicznej, która stwierdza, że człowiek rozmnaża się wyłącznie dzięki komórkom rozrodczym dwóch płci, a nie jednej. Tym bardziej, że początkowo określenie to oznaczało lęk występujący u osób homoseksualnych, będący odzwierciedleniem presji społecznej. Nie zdziwmy się więc, gdy krewki rodak na oskarżenia o homofobię odpowie: „Sam jesteś homofobem!”.
Na początku było zupełnie inaczej
Jak się podaje, termin „homofobia” ukuł psycholog George Weinberg. Po raz pierwszy w wersji pisemnej pojawił się on w pornograficznym piśmie dla heteroseksualnych mężczyzn “Screw” w 1969 roku i oznaczał obawę, że jest się homoseksualistą (kłania się np. Z. Lew-Starowicz). Magazyn “Time” w tym samym roku za homofobię uważał już mieszaninę odrazy i lęku, mówiło się o „homoseksualnej panice”.
Dopiero Kenneth Smith przekuł znaczenie tego słowa na awersję do osób homoseksualnych, ale tylko w określonym kontekście. W artykule „Homophobia: A Tentative Personality Profile” (1971) zasugerował on, że „negatywny stosunek do osób homoseksualnych może przyczynić się do problemu” (osób homoseksualnych). Artykuł pojawił się w kontekście zdrowia psychicznego i fizycznego osób homoseksualnych i wykreślenia homoseksualizmu z listy zaburzeń. I tak od sugestii do sugestii termin „homofobia” zrobił zawrotną karierę.
Najpierw zaczęto wmawiać osobom heteroseksualnym, że są totalnie odpowiedzialne za stan psychiczny osób homoseksualnych (dziś nawet za zakażenia HIV!), co potem zamieniono – na bazie statusu mniejszości – już w bezpośrednie oskarżenie i z góry zakładane uprzedzenie. Bo czy niesprzyjanie homoseksualnej agendzie zmiany społeczeństwa rzeczywiście jest homofobią?
Jak więc naprawdę zdefiniować „homofobię”?
Szafowanie terminem “homofobia” to nieuzasadnione i niedookreślone podszywanie się pod termin diagnostyczny w celu szantażu emocjonalnego i kontroli reszty społeczeństwa nieprzychylnej nieuzasadnionym przywilejom społecznym dla osób homoseksualnych pomimo braku indywidualnej wrogości; szantaż emocjonalny i obwinianie osób heteroseksualnych za wszelkie problemy osób homoseksualnych; obraźliwe wmawianie zaburzeń psychicznych (fobia) zmierzające do uciszania debaty publicznej i dyskredytowania przeciwników oraz kryminalizacji sprzeciwu (kary więzienia np. w Szwajcarii); termin mylony z homosceptycyzmem (sceptycyzm wobec aktywizmu homoseksualnego) lub homorealizmem (szerzeniem pełnej prawdy o człowieku).
A co gdyby o definicję homofobii zapytało nas dziecko? „Homofobia jest synku wtedy, gdy Marek w piaskownicy zabierze ci i zniszczy zabawkę, i krzyczy do ciebie ‘beksa’ lub ‘homofob’, gdy płaczesz”. „To ja nie lubię tatusiu tej homofobii”. „Słusznie synku, słusznie” – poradziłby mądry ojciec. Módlmy się, abyśmy nie dożyli czasów, gdy ojciec lub matka w takiej sytuacji powiedzą tylko: „Ciii, nie tak głośno synku, bo jeszcze ktoś usłyszy…”