Dziś w 75. rocznicę śmierci Rotmistrza Witolda Pileckiego upamiętniamy na róże sposoby bohatera niepodległościowego podziemia. W ubiegłym roku, przygotowując rocznicowy koncert na dziedzińcu Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, w dawnym więzieniu na Rakowieckiej 37, miałem okazję poznać szczegółowo zabudowania mokotowskiego aresztu. Rotmistrz Pilecki jest symbolem, ikoną, niewątpliwie najbardziej znanym z grona bohaterów zamordowanych w tym miejscu – męczenników ojczystej sprawy.
Czytaj także: “Z Rakowieckiej ku Niepodległości” – przypominamy patriotyczne widowisko ku czci Żołnierzy Wyklętych
Ale przecież los Pileckiego podzielili m.in. Łukasz Ciepliński, Gen. Fieldorf Nil, Antoni Olechnowicz i wielu, wielu innych. Dyrektor Jacek Pawłowicz i red. Jarek Wróblewski opowiadali nam krok po kroku jak wyglądały przesłuchania, tortury, egzekucje. Tym co ma niezwykłą wymowę i zapada głęboko w pamięć, to kneblowanie przed egzekucją ust skazańcom. Dlaczego? Jeszcze jedno upokorzenie? Jeszcze jedna perwersyjna tortura? Nie. Oprawcy kneblowali im usta, ponieważ w ostatniej sekundzie życia, gdy padała komenda: “pal!” bohaterowie krzyczeli z całych sił: „Niech żyje Polska!!!”
Nadzieja źródłem odwagi
Nadzieja na wolną Polskę pozwalała im patrzeć odważnie w lufy karabinów. Pewność, że Polska się odrodzi, że zmartwychwstanie i będzie rozkwitać dawała siłę, by przetrwać z godnością niewyobrażalne cierpienia. Nadzieja na wolną niepodległą chrześcijańską Polskę przebija z grypsów Łukasza Cieplińskiego. O tym, skąd czerpał siłę i nadzieję Witold Pilecki opowiada córka Rotmistrza, Zofia Pilecka-Optułowicz pokazując wskazaną jej przez tatusia lekturę: „O naśladowaniu Chrystusa”.
Inny świat
Wychodząc przez potężną metalową bramę aresztu, nagle wpadam w inny świat. Po drugiej stronie ruchliwej ulicy Rakowieckiej, pod gmachem uczelni, kręcą się kolorowe gromady młodych ludzi. Ładne dziewczyny, chłopaki w modnych ciuchach, biegną do stacji metra, wchodzą do głównego wejścia SGH lub siedzą na schodach, gapiąc się w telefony. Ten obraz, wzmocniony przez wiosenną oprawę drzew jeszcze bardziej kontrastuje z ponurą rzeczywistością, którą właśnie opuszczam. Ale czy budzi nadzieję? Czy jest spełnieniem tego ostatniego życzenia wykrzyczanego przez skazańców?
Zabójcze prognozy
Właśnie wczoraj dostałem od dr. Szymona Grzelaka z Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej, jego najnowszy raport, będący konkluzją badań na grupie 80 000 młodych ludzi – „Jak wspierać młodzież w niestabilnym świecie. Wyzwania i rekomendacje dla wychowania, profilaktyki i ochrony zdrowia psychicznego po trudnych latach 2020 – 2022”. Wprawdzie badania dotyczą nastolatków, ale za 3, może 4 lata, właśnie badane roczniki będą szturmować mury tej uczelni. Tym, co w obszernym raporcie zatrważa, to deklarowane postawy uczniów w tabelach „Cele życiowe”. Na tak postawione pytanie z roku na rok, spada liczba odpowiedzi „Szczęśliwe życie rodzinne i chęć posiadania dzieci” A nawet jeśli już wybierają tę odpowiedź – średnia, deklarowana liczba potomstwa w ostatnich latach gwałtownie się obniżyła. Dla chłopców wynosi 1,9 dla dziewcząt 1,5. Biorąc prognozy demograficzne dla Polski publikowane przez Eurostat, grzęźniemy w poważnej populacyjnej depresji, z której raczej już się nie podniesiemy.
Niech żyje Polska?
W roku 2022 urodziło się w Polsce 305 tys. dzieci, czyli mniej niż połowa pokolenia rodziców. Jeżeli nie stanie się cud, gdy urodzone dziś niemowlęta osiągną wiek 77 lat, w kraju, za który umierał Pilecki i bohaterowie z Rakowieckiej, będzie żyło 20 mln Polaków. Ten okrzyk skazańców brzmi dziś jak oskarżenie. Na własne życzenie „zwijamy się”. Zamiast rozkwitać – więdniemy, zamiast odżywać, kurczymy się liczebnie, wygaszamy potencjał. Oni krzyczeli „Niech żyje Polska!” … ale czy nam chce się żyć?
Jan Pospieszalski