W poniedziałek (26.06) 23-letni Anderson Lee Aldrich usłyszał wyrok dożywocia w związku ze sprawstwem masakry w gejowskim klubie w Colorado Springs w listopadzie ub.r. Mężczyzna zastrzelił wówczas 5 osób i ranił kolejnych 46. Relacjonujące sprawę media pomijają jednak pewien istotny fakt z biografii zbrodniarza.
Tragiczne wydarzenia w Colorado Springs wykorzystane zostały przez media, organizacje LGBT, a nawet samego Joe Bidena do forsowania przekazu o tkwiącej w amerykańskim społeczeństwie homofobii. Wszystkie te narracje starały się jednak pomijać fakt, że Aldrich… sam deklaruje się jako osoba niebinarna i żąda, by zwracano się do niego nieokreślającymi płci zaimkami.
Co znaczące, milczące na temat tej okoliczności media chętnie wspominają z kolei o przynależności mordercy do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (czyli mormonów), mimo iż od wielu lat nie uczestniczył on już w nabożeństwach wspólnoty.
Część komentatorów sprawy Aldricha podważa fakt jego niebinarnych upodobań seksualnych, traktując to jako wybieg skazanego i linię obrony przed sądem. Centrum Przeciwdziałania Nienawiści w Sieci potwierdziło jednak zaangażowanie mordercy w ramach ruchu LGBT.
Fakt ten w żadnym wypadku nie tłumaczy rzecz jasna dokonanej przez Aldricha zbrodni, podważa jednak powstałą wokół niego narrację o homofobii jako sile napędowej sprawcy. Prawda na temat mordercy jest prostsza i bardziej złożona jednocześnie.
Wychowany w rozbitej rodzinie (jego ojciec był aktorem porno) Aldrich od dawna zmagał się z problemami psychicznymi, w prywatnych wypowiedziach wyrażając chęć eksterminowania również m.in. chrześcijan. Na 1,5 roku przed masakrą 23-latek wziął nawet na zakładników własnych dziadków. Więzienia uniknął tylko dlatego, że ci nie chcieli później zeznawać przeciwko wnukowi.
CZYTAJ TAKŻE: Tatusiu, a co to jest homofobia?