Krabem w bok, czyli rakiem do tyłu. Niebezpieczeństwa symetryzmu i nędza centryzmu

Od czasu do czasu zdarza mi się rozmawiać z ludźmi, którzy mogliby wiele zdziałać w swoim środowisku, w przełomowym czasie, kiedy nie wolno chować głowy w piasek, ale oni nie chcą. Szukają balansu, z którego są jeszcze dumni. Programowy symetryzm jest jednak niebezpieczny, a programowy centryzm jest formą ucieczki.

Nie mówię o łagodzeniu sporów, bo to jeszcze coś innego. Tu chodzi o wybór drogi. Mozolne szukanie prawdy i mądrości. Są jednak granice, poza które cofnąć się nie można, i fundamenty, których dać ruszyć nie wolno. Na bezrybiu rak wcale nie stanie się rybą. I to ucieczka w bok „krabem” powoduje burze i sztormy.

Krab to takie dziwne zwierzątko, które potrafi także przemieszczać się bokiem. W naszym kraju rzadko spotykamy kraby (mamy dwa gatunki obce), ale mamy za to raki, które także, podobnie jak kraby, posiadają szczypce. I mamy także przysłowie, które mówi o poruszaniu się rakiem, czyli do tyłu. Takie niestandardowe formy poruszania się i w przypadku kraba, i raka świetnie przydają się w sytuacji zagrożenia, wycofania się przed drapieżnikiem lub np. dominującym samcem z własnego gatunku.

Ten zoologiczny wstęp jest pewną ilustracją społecznej strategii przetrwania, z którą coraz częściej się spotykam. Rezygnowanie z koniecznej walki o pryncypia, jest tak naprawdę cofaniem się. Poruszać się krabem w bok oznacza niestety kroczenie rakiem do tyłu. Sprawy ochrony życia, rodziny, biologicznego wymiaru płci czy naturalnego małżeństwa do takich właśnie należą.

Siła kompromisu, nędza centryzmu

Nikt nie lubi kompromisów. Zazwyczaj nikt nie jest z nich do końca zadowolony. Na klasyczne pytanie małżeńskie, gdzie lepiej spędzić wakacje nad morzem czy w górach, w przypadku rozbieżnych stanowisk bardziej opłaca się znaleźć górzyste wybrzeże nad morzem (pewnie nie u nas). Bywa jednak, że w sprawach najwyższej wagi, gdzie spotykają się siły o zupełnie przeciwstawnych wektorach, z trudem uciera się niezbędny kompromis, z reguły na zasadach „coś za coś”. My ustąpimy wam w tym, a wy nam w tamtym. Albo wy dostaniecie to poletko, a my weźmiemy tamto. Takie kompromisy są koniecznością, gdy nie ma innej możliwości. Nie mam jednak na myśli i takich sytuacji.

Chodzi mi o sytuacje takie, gdzie celowo następuje trzymanie się przysłowiowego środka w imię przeczekania, nie narażania się, nie wychylania się, z myślą: „jakby co, to popieramy i tych, i tych”. Łatwo rozpoznać taką postawę po efektach, bo wychodzi na to, że staje przed nami „ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra”, bezideowa ameba, która próbuje być wystarczająco „postępowa” i nie za bardzo „wsteczna”.

Oczywiście istnieją koniunkturaliści, którzy udają kandelabr postępu, zmieniając barwy klubowe w zależności od wiatrów i koniunktury, ale to jeszcze inny gatunek. Podobnie jak tacy, co to czasem celowo udają ignoranta, co to „ani be, ani me”, dla własnych korzyści. Tu chodzi o celowanie w środek z rozmysłem i nie daj Boże z dumą, że oto wybieramy idealnie. Dobrze. W sposób zrównoważony. Kompromis bywa siłą i czasem jedyną drogą, zwłaszcza w polityce, ale centryzm motywowany abdykowaniem, strachem jest oddawaniem pola. Bo są takie sprawy, w których cofnąć się nie można.

CZYTAJ TAKŻE: USA: odmówiono adopcji ze względu na chrześcijańskie przekonania. Będzie pozew

Bądź zimny albo gorący

Od czasu do czasu zdarza mi się rozmawiać z ludźmi, którzy mogliby wiele zdziałać w swoim środowisku, w przełomowym czasie, kiedy nie wolno chować głowy w piasek, ale oni nie chcą. Unikają odpowiedzialności? Być może.

Chrześcijaństwo jest religią, która uczy społecznej odwagi i tam, gdzie trzeba, wyciszania niepotrzebnych starć, ale także bezkompromisowości, kiedy nadchodzi godzina próby sił. „Bądź zimny albo gorący” (inaczej wypluję cię z moich ust). Światła nie stawia się pod koszem, ale na świeczniku, aby wszyscy je widzieli, gdy wchodzą do pokoju – pouczają ewangelie. Zło jest silne milczeniem tzw. dobrych ludzi. Bierność sprawia, że zło rośnie w siłę.

Społecznej odwagi (i odpowiedzialności) powinniśmy uczyć zwłaszcza młodzież. Jeśli masz bowiem bić się i krzyczeć głośno, sprawdź chociaż podstawowe fakty. Nie bądź ignorantem, przygotuj się. Milczenie i bierność bywają jednak zgubne, czy to w przypadku braku reagowania wobec przemocy, łamania podstawowych praw publicznych, czy burzenia fundamentów trwałości społeczeństwa. Naiwni są ci, którzy uważają, że takie chwile można przeczekać i „wycentrować” skrajne postawy. Tymczasem tak zakrzywiona czasoprzestrzeń z czasem o lata świetlne oddali nas od właściwego kierunku.

Symetryzm – iluzja prawdy i sprawiedliwości

Słowo symetryzm rozpoczęło swoją karierę od obszaru polityki. Bywają jednak i intelektualni symetryści. Tak naprawdę są oni wyznawcami relatywizmu. Nie wierzą w obiektywną prawdę, ale w subiektywne dyskursy i narracje, których rzekomo nie można pogodzić. Dlatego jednej prawdzie przeciwstawiają inną. Hołubiona przez nich forma prawdy leży mniej więcej po środku i jest nawet uznawana za formę społecznej odwagi. Straszą zero-jedynkowością. Uciekają programowo od skrajności. Prawda tymczasem rzadko leży po środku, ale tam… gdzie leży.

W dodatku taki geometrycznie wyznaczany symetryzm ma jeszcze i tę wadę, że jest zależny od ekosystemu informacji, w którym taki symetrysta się porusza. Jeśli ma przed oczyma tylko lewy kraniec spektrum poglądów, to jego mityczny środek będzie nadal znajdował się poza faktycznym środkiem, do którego tak bardzo dąży. Podobnie miałaby się rzecz z prawą stroną poglądów. W czasach baniek informacyjnych o takie rozminięcie się nietrudno. Symetryzm stwarza iluzję zbliżenia się do prawdy i jest niebezpieczny, bo nobilituje takie podejście rzekomą sprawiedliwością rozumianą jako równowaga.

CZYTAJ TAKŻE: Wychowanie „neutralne płciowo” wcale nie jest neutralne. To nowa, groźna moda!

Prawda leży tu, gdzie leży

Równoważenie, balansowanie i programowe okraiwanie skrajności może tymczasem prowadzić do pozostawiania prawdy daleko w tyle. Nic jednak nie zastąpi intelektualnego mozołu szukania prawdy krok po kroku. Obiektywna prawda istnieje. Dyskursy to czysta retoryka. Rzeczywistość jest zawsze jakaś. Krowa jest czarna albo biała, albo biała w czarne łaty, brązowa etc. Nigdy nie negocjujemy koloru jej sierści. Być może różne osoby używają różnych nazw kolorów, ale kolor jest ściśle określony. Prawda jest poznawalna i mierzalna.

Owszem, czasem trzeba wiedzieć, jakie pytanie należy zadać. Nie można także uciekać od emocjonalnego wysiłku konfrontacji z przeciwstawnymi poglądami. To konieczny trud. Wybierać trzeba mądrze, a nie po środku. Zbadać sprawę dogłębnie.

Na bezrybiu mądrości są kraby, które wywołują sztormy

Programowy symetryzm jest więc niebezpieczny, a programowy centryzm jest formą ucieczki. Nie mówię o łagodzeniu sporów, bo to jeszcze coś innego. Tu chodzi o wybór drogi. Być może w sprawach niższej wagi potrzebujemy kompromisów i balansowanie jako tako ujdzie. W tych najwyższej rangi istnieją granice, poza które cofnąć się nie można i fundamenty, których dać ruszyć nie wolno. Na bezrybiu rak wcale nie stanie się rybą. A ucieczka krabem powoduje burze i sztormy.

Sztormy? Istnieje bowiem mit o krabie, który, poruszając się po dnie oceanu, wywołuje sztorm. Bierność i wycofywanie się uzbraja zło, które z czasem rośnie w siłę aż do monstrualnych rozmiarów. Po sztormie znacznie trudniej posprzątać. Bo prawda obroni się sama i tak w końcu wyjdzie na jaw, tylko to dużo kosztuje.

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji