Od 80. rocznicy kulminacji ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej minął ponad tydzień. Czas więc spojrzeć na wydarzenia jej towarzyszące z pewnej perspektywy.
W mediach szeroko komentowane są wypowiedzi polityków, biskupów, historyków i ekspertów. Przy czym to ostatnie określenie bywa często nadużywane. Zdecydowanie po macoszemu traktuje się natomiast słowa tych, którzy 11 lipca każdego roku (i nie tylko wtedy) powinni być na pierwszym miejscu. Chodzi mianowicie o Rodziny Kresowe – ocalałych z ludobójstwa i ich potomków, a także rodziny ofiar.
Jednakże uwadze opinii publicznej umknęło jeszcze jedno. 80. rocznica „krwawej niedzieli” wiązała się z wydaniem trzech dokumentów, o których w mediach mówiło się zadziwiająco niewiele. O dwóch z nich pisałem w poprzednim tekście. Chodzi o list Rodzin Kresowych do episkopatów Polski i Ukrainy oraz o orędzie tychże episkopatów. Do tej listy należy jednak dodać trzeci dokument – uchwałę Sejmu w 80. rocznicę rzezi wołyńskiej.
CZYTAJ TAKŻE: Budujmy na prawdzie!
Brak konsultacji
Zanim przejdziemy do analizy treści uchwały, warto zwrócić uwagę na kulisy jej powstania. Fakt, że została ona przyjęta jednogłośnie przez wszystkie siły parlamentarne, może budzić pozytywne odczucia. Zdecydowanie mniej dobrego można powiedzieć o samym procesie jej powstawania. Po raz kolejny nie była ona w żaden sposób konsultowana ze środowiskami kresowymi. To pewien przykry trend, który trwa niezmiennie od dekad.
Po drugie, treść uchwały była przez długi czas owiana tajemnicą, podobnie jak i godzina jej uchwalenia. 11 lipca do Sejmu przybyli przedstawiciele Rodzin Kresowych, którzy w wyniku „przecieku” dowiedzieli się w ostatniej chwili, że dokument będzie procedowany. Zazwyczaj obrady rozpoczynają się od uchwalenia tego typu uchwał. Niestety, tym razem było inaczej. O godz. 10:00 głos zabrał przewodniczący PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, który wnioskował o minutę ciszy na cześć ofiar ludobójstwa. Po chwili jednak posłowie wrócili do bieżących spraw, niekoniecznie licujących z powagą tego dnia.
Dokument uchwalono dopiero o godz. 18:00. Zapewne chodziło o to, aby stało się to w obecności Rusłana Stefanczuka – przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy, który brał udział w centralnych obchodach w Warszawie.
CZYTAJ TAKŻE: Ludobójstwo na Wołyniu. Rodziny ofiar apelują o ekshumację i godny pochówek
Ludobójstwo wreszcie nazwane po imieniu
Omówmy jednak samą treść uchwały. Tutaj można wskazać więcej pozytywów. Już w pierwszym zdaniu czytamy: 11 lipca 1943 roku miała miejsce krwawa niedziela na Wołyniu – kulminacyjny moment Rzezi Wołyńskiej, ludobójstwa zaplanowanego przez przywódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), mającego doprowadzić do wyniszczenia Polaków na Kresach Południowo-Wschodnich, części Polesia, Lubelszczyzny i Podkarpacia.
Znajdziemy tu zatem słowo „ludobójstwo”, które nie padło np. w orędziu biskupów. Dalej zostało ono użyte jeszcze kilkukrotnie. Nie sposób również nie dostrzec sformułowania użytego w kolejnym zdaniu, gdzie jest mowa o sprawcach ludobójstwa. Wymienione zostały tam nie tylko oddziały OUN-UPA, ale również ukraińska ludność cywilna, która wspierała te zbrodnicze formacje.
W uchwale przypomniano przebieg wydarzeń sprzed 80 lat: Ataki na skupiska społeczności polskiej, zapoczątkowane napadem w dniu 9 lutego 1943 roku na wieś Parośla Pierwsza, objęły początkowo obszar Wołynia, a z czasem rozprzestrzeniły się także na pozostałe tereny południowej części Kresów Wschodnich Il Rzeczypospolitej, część Polesia, wschodnią Lubelszczyznę i Podkarpacie.
Niestety, w tym miejscu twórcy uchwały nie wzięli pod uwagę lat 1939-1942, kiedy również dochodziło do zbrodni. Już we wrześniu 1939 roku Ukraińcy dokonywali mordów na ludności polskiej w województwie tarnopolskim. W kolejnych latach miały miejsce pogromy Polaków i Żydów, np. w województwach lwowskim i stanisławowskim. Ramy czasowe ludobójstwa nie zostały zatem określone w uchwale w pełny sposób.
Na pochwałę zasługuje natomiast określenie zasięgu terytorialnego zbrodni. W przekazie medialnym wciąż pokutuje słowo „Wołyń”. Tymczasem masowe mordy objęły – całościowo lub częściowo – kilka województw przedwojennej Rzeczypospolitej: wołyńskie, tarnopolskie, stanisławowskie, lwowskie, poleskie i lubelskie (a według części historyków również krakowskie).
CZYTAJ TAKŻE: To najlepszy moment, aby mówić o Wołyniu! Prof. Kucharczyk o ukraińskim ludobójstwie
Problematyczne kwestie
Sejm wspomniał w uchwale liczbę ofiar ukraińskiego ludobójstwa – ponad 100 tysięcy Polaków, którzy ponieśli śmierć oraz dalszych kilkaset tysięcy osób z Kresów, uciekających w obawie przed podzieleniem ich losu. Niestety, jest to wciąż kwestia problematyczna. Nie wiemy, ile osób poniosło śmierć w ludobójstwie, dlatego też trudno mieć pretensję do rządzących, że podali „bezpieczną liczbę”, co do której nie ma żadnych wątpliwości. Prawdopodobnie jednak samych Polaków zginęło co najmniej ok. 150 tysięcy.
Ofiarami ludobójstwa była przede wszystkim ludność wiejska, wielodzietne rodziny, głównie kobiety, dzieci i starcy. Towarzyszyła temu grabież mienia, likwidacja wszelkich śladów polskości, niszczenie dziedzictwa kulturowego tych ziem, a w szczególności kościołów i innych miejsc kultu. Ukraińscy szowiniści mordowali także przedstawicieli innych narodowości oraz własnych rodaków – stwierdzono w uchwale.
To dobrze, że twórcy uchwały zaznaczyli, iż w ludobójstwie zginęli nie tylko Polacy, ale również przedstawiciele innych narodów. W sposób szczególny Sejm upamiętnił przedstawicieli narodu ukraińskiego, którzy z narażeniem życia przeciwstawiali się popełnianej przez swych rodaków zbrodni.
W uchwale nie zabrakło również odniesień do trwającej wojny na Ukrainie. Pojednanie polsko-ukraińskie, budowane od lat przez przedstawicieli obu narodów, musi objąć także uznanie win i upamiętnienie ofiar z lat II wojny światowej – podkreślił Sejm. Dziś, w obliczu brutalnej agresji rosyjskiej na Ukrainę, gdy naród ukraiński sam doświadcza zbrodni popełnianych przez najeźdźców, szczególnie wyraźnym i aktualnym staje się fakt, te przemoc i gwałt nie są właściwymi sposobami na kształtowanie stosunków pomiędzy sąsiadami – stwierdzono w uchwale.
Rodziny Kresowe już nie są przeszkodą
Na szczególną uwagę zasługuje wreszcie fakt, że Sejm w uchwale złożył podziękowania Kresowianom i ich potomkom oraz ludziom dobrej woli, od dziesiątków lat domagającym się prawdy i kierującym się mottem: „Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary”. Rodziny Kresowe upominają się nie tylko o pamięć, ale i o prawdę. Wspomniany akapit dokumentu można jednak uznać w pewnym sensie za przełomowy. Po raz pierwszy Kresowianie nie zostali potraktowani jak niepotrzebny balast i przeszkoda w dobrych relacjach polsko-ukraińskich. Ich rola wreszcie została doceniona przez parlament. To dobry znak, mimo że środowiska te zostały pominięte podczas prac nad uchwałą.
Rodziny Kresowe nie zostały również dopuszczone do głosu podczas centralnych obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa, które odbyły się 11 lipca w Warszawie, choć były tam one obecne – z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim na czele – z transparentami upamiętniającymi ofiary i wzywającymi do godnych pochówków, co nie mogło umknąć uwadze obecnych tam polityków.
Po mszy świętej w katedrze polowej Wojska Polskiego i złożeniu wieńców przy Grobie Nieznanego Żołnierza dalsza część uroczystości odbyła się przy pomniku Rzezi Wołyńskiej i pomniku 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Tam swoje przemówienia wygłosili m.in. marszałek Sejmu Elżbieta Witek i premier Mateusz Morawiecki. Mimo pewnych zastrzeżeń, oba wystąpienia można określić jako dobre i broniące polskiej racji stanu. Przede wszystkim wprost zostało wypowiedziane oczekiwanie Polski ws. pochówków ofiar ludobójstwa, czego strona ukraińska wciąż oficjalnie zakazuje.
CZYTAJ TAKŻE: “Zbrodnia wołyńska to było ludobójstwo”. Zobacz całe wystąpienie premiera Morawieckiego
Brutalne zderzenie z rzeczywistością
W tym miejscu docieramy do najbardziej problematycznej kwestii, czyli reakcji strony ukraińskiej. Z ogromną przykrością należy stwierdzić, że długo pompowane baloniki pod tytułem „na 80. rocznicę nastąpi przełom” lub „Zełenski przeprosi za Wołyń” nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości i musiały w końcu pęknąć. Rocznica minęła, a żaden przełom nie nastał. Od Ukraińców nie usłyszeliśmy ani gwarancji pochówków, ani tym bardziej przeprosin za ludobójstwo.
Zarówno z sejmowej uchwały, jak i przemówień polityków, dało się wyczytać przekaz: „zrobiliśmy dla was tak dużo, teraz mamy swoje oczekiwania”. Szkoda, że te słowa padły tak późno, ponieważ próżno było ich szukać choćby podczas wizyty prezydenta Zełenskiego w Warszawie. Dobrze jednak, że w końcu się pojawiły. Teraz w ślad za nimi powinny pójść konkretne decyzje. Strona społeczna powinna natomiast trzymać rękę na pulsie, aby wspomniane deklaracje rządzących nie były tylko przedwyborczą grą, ale zapowiedzią realnych działań.