Ryba psuje się od głowy, naród psuje się od elit, a elity od…

Ryba psuje się od głowy, naród psuje się od elit, a elity od sposobu edukacji i wychowania, w tym zwłaszcza w kuźniach elit, którymi są uniwersytety. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – mawiał imć kanclerz Jan Zamoyski, a cytat ten pochodzi z aktu założycielskiego Akademii Zamoyskiej w 1600 roku. Niewiele osób zna dalszy ciąg tego zdania: „… Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli”. Tak się jednak składa, że na polskich uczelniach wyższych, de facto publicznych, gniazdko uwiły sobie niestety lewicowe idee i są to coraz częściej kuźnie “kontrkadr” dla “kontrinstytucji”.

Fakt, że radykalna lewica nie ma równego dostępu do wielkich łańcuchów informacji i indoktrynacji, jest głównie odpowiedzialny za jej izolację. Podobnie z rozwojem niezależnych szkół i ‘wolnych uniwersytetów’ (…). Podkreśliłem kluczową rolę, którą odgrywają uniwersytety w obecnych czasach: ciągle mogą funkcjonować jako instytucje treningu kontrkadr. Restrukturyzacja konieczna dla osiągnięcia tych celów znaczy o wiele więcej niż decydujące uczestnictwo studentów i nieautorytarnego nauczania. Uczynienie uniwersytetu ‘odpowiednim’ dla dziś i jutra oznacza zamiast tego prezentowanie faktów i sił, które tworzą cywilizację dziś i mogą tworzyć cywilizację jutra. Oto POLITYCZNA EDUKACJA“.

Autorem powyższych słów był Herbert Marcuse, luminarz neomarksizmu (cytat z infografiki Instytutu Ona i On dostępnej TU). Kto więc miał rację w odniesieniu do Polski? Jaka wizja wychowania i edukacji wygrywa? Czy ta oparta o etykę, mentoring, racjonalizm, chrześcijańskie wartości, czy też oparta o neomarskistowską indoktrynację?

Race-class-gender studies, czyli o relatywizacji prawdy

Tzw. przeciętny Polak nie musi wiedzieć, że polska Ustawa o Szkolnictwie Wyższym nie zawiera w ogóle poszukiwania prawdy jako głównego celu działalności szkół wyższych. Docieranie do prawdy jest tu wskazane jako szlachetne zajęcie, ale zupełnie nie wskazuje się, kto miałby owo szlachetne rzemiosło uprawiać. Podkreśla się za to wolność badań naukowych.

Przeciętny Polak nie musi też wiedzieć, że w związku z tym badanie faktów i dowodów zastąpiono w humanistyce głównie badaniem narracji, opinii, performatywności, ekspresji, badaniem rozmaitych tożsamości, stanowiskami i oświadczeniami. Stąd także rozmaite „-studies” typu gender studies, race studies (czyli studia nad rasą), a nawet race-class-gender studies. Każda mniejszość ma bowiem własny punkt widzenia i własną prawdę, a prawda obiektywna z założenia ulega relatywizacji.

Przeciętny Polak nie musi wreszcie wiedzieć, że większość polskiej kadry uniwersyteckiej (na Zachodzie jest jeszcze gorzej) ma lewicowe poglądy, popiera eutanazję czy tzw. “małżeństwa” LGBT (por. raport: „Poglądy polityczne, społeczne, obyczajowe, środowiskowe i gospodarcze wśród polskich naukowców w 2018 roku”). Nie musi też sprawdzać, czy stosuje się cenzurę, której osobiście doświadczyłam kilkukrotnie.

Od wokeizmu do intersekcjonalności. Trudne słowa, które nie wróżą nic dobrego

Przeciętny Kowalski nie musi także znać znaczenia takich słów, jak: wokeizm, sprawiedliwość społeczna, intersekcjonalność, progresywizm, postmodernizm, konstruktywizm społeczny czy dyskryminacja skrzyżowana. Nasz rodak nie musi sobie zadawać pytania o sposób funkcjonowania szkół wyższych, które wszak włączone są we wspólny krwiobieg punktacji za publikacje, wzajemnych cytowań, promocji na konferencjach lub w fundowanych za społeczne pieniądze projektach. Szkolnictwo wyższe to klasyczna struktura hierarchiczna.

Z pewnością jednak wspomniany Kowalski słyszał, o tym, że uniwersytety stały się obecnie rozsadnikiem i pożywką dla starych ideologii i wylęgarnią nowych. Jeśli nawet nie dowiedział z mediów, to z pewnością słyszał w rodzinie lub nawet być może rozmawiał z takim adeptem współcześnie pojmowanych sztuk wyzwolonych. Widział zacietrzewienie usprawiedliwiane tzw. wrażliwością społeczną, rażącą jednostronność poglądów, brak krytycznego myślenia, a nawet ignorowanie zdrowego rozsądku. Krystaliczny hejt wylewa się często pod pięknym i wzniosłym sztandarem równości. To nie wróży nic dobrego. Przeważa także eksport idei z Zachodu, które (mówię tu z własnego podwórka) nie są często nawet weryfikowane, czołobitność i kompleksy lub urok hasła „nowoczesność” i „światowość”.

CZYTAJ TAKŻE: KONTRARGUMENT.pl – gdy już brakuje argumentów

Do habilitacji siedź cicho”

Nie chcę tu generalizować i wypada stwierdzić, że na polskich uczelniach wyższych i instytutach naukowych pracuje wciąż wielu wspaniałych badaczy, profesjonalistów i uczy się wielu wspaniałych młodych ludzi. Co jednak z tego, jeśli dyskretny lub coraz bardziej wprost wyrażany ostracyzm społeczny wobec tych, którzy okazali się być nieprawomyślni wobec dogmatów np. sprawiedliwości społecznej, robi swoje. Zbyt wiele razy o tym słyszałam, a utrzymuję stałe kontakty z naukowcami z różnych uczelni. Nawet hasło „do habilitacji siedź cicho” nie jest już aktualne, bo po habilitacji też…

Reformy, które rozzuchwalają. Na uczelnie wydajemy 37 mld w 2023 roku!

Konstytucja dla Nauki, czyli ostatnia duża reforma szkolnictwa wyższego, owszem, wprowadziła wiele udogodnień, ale głównie dla pracowników uczelni i np. doktorantów. Niestety w zbyt małym stopniu została w niej uwzględniona perspektywa dobra społecznego, Konstytucja nie wzięła pod uwagę ideologicznego przechyłu uniwersytetów i całej cywilizacji zachodniej. Co więcej, nawet utrudniła tu wszelkie korekty, bo zwiększyła autonomię organizacyjną uczelni. Słowem, nawet sam minister ma mało narzędzi, aby przywoływać do porządku pogrążone w ideologicznym szale uczelnie.

Wykształcił się więc system: społeczeństwo ma płacić (prawie 37 mld w 2023 roku!), ale nie wymagać rzeczy podstawowej, czyli szukania i nauczania prawdy. Zmiany w ustawie, które miały być tu rozwiązaniem dla dyskryminacji konserwatywnych poglądów, być może tylko zapobiegły przypadkom najbardziej jawnym i otwartym. Miały miejsce rugi uczelniane (np. wobec prof. Ewa Budzyńskiej), a teraz wystarczy napisać, że literatura jest zbyt przestarzała (pomimo, że większość pozycji np. dotyczy lat 2018 i nowszych) i… artykuł, recenzowany anonimowo (z punktu widzenia autora), nie jest dopuszczony do publikacji. Instytucja hierarchiczna znajdzie sposoby…

Co może minister? Niewiele

Minister sprawuje nadzór nad zgodnością z prawem działań podejmowanych przez uczelnie, a także nad prawidłowością wydatkowania przez nie środków publicznych. Realizując tę kompetencję, może on żądać wyjaśnień i informacji oraz przeprowadzać kontrole” – czytamy w „Przewodniku po systemie szkolnictwa wyższego i nauki” (s. 191).

Minister Edukacji i Nauki może zlecić kontrole albo nawet odwołać rektora, a nawet stwierdzić nieważność aktów uczelnianych oraz nałożyć finansowe kary, ale tylko, jeśli naruszone są przepisy prawa (np. za nieudostępnienie ogłoszenia o konkursie na stanowisko nauczyciela akademickiego oraz o jego wyniku kara wynosi do 50 000 zł). Ideologiczny przechył, tendencyjność, a nawet brak poszukiwania prawdy nie mieszczą się w tym zakresie powodów. Dopiero zresztą byłby raban!… Czasem są na tym froncie małe sukcesy, jak np. interwencja na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu w 2023 roku, gdzie minister Czarnek, powołując się pogwałcenie przepisów prawa właśnie, skutecznie podważył wprowadzenie „Deklaracji płci” opartych o identyfikację gender.

CZYTAJ TAKŻE: Zmierzch wyższego wykształcenia w Polsce?

Nienaukowe poglądy podszywają się pod autorytet nauki

Co zrobić jednak z faktem, że KRASP, czyli Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich, czy np. Komitet Bioetyki przy Prezydium PAN, a więc głowy samorządu polskiego szkolnictwa wyższego, pod szyldem krzewienia szacunku i równości wypowiadały się zgodnie z założeniami ideologii LGBT, choć rzekomo protestowały przeciwko słowu „ideologia” (z nauką i faktami pewne głoszone tu ex cathedra poglądy niewiele miały wspólnego).

Oto ciała te wsławiły się takimi „kwiatkami”, jak orzeczenia, że homoseksualizm jest wrodzony i nie podlega wyborowi. Badania mówią tu akurat coś przeciwnego (a mam duże doświadczenie naukowe w tej materii). Naukowe głosy, płynące nawet ze strony środowisk feministycznych, odnotowują, że owszem, u pewnych osób homoseksualizm jest zmienny i podlega wyborowi (badania Lisy Diamond i Clifforda Rosky’ego w artykule pt. „Scrutinizing Immutability: Research on Sexual Orientation and U.S. Legal Advocacy for Sexual Minorities”), a żadnego “genu gejostwa” (ani tym bardziej udowodnionego wrodzonego mechanizmu powstawania homoseksualizmu) jak dotąd nie odnotowano.

20 Pełnomocników ds. równości – mnożą się jak grzyby pod deszczu

Co zrobić z faktem, że niemal na każdej polskiej uczelni istnieją pełnomocnicy ds. równości, różnorodności czy dyskryminacji (a nawet całe działy) oraz wydawane są całe stosy poradników i procedur w tej materii. Kiedyś to sprawdzałam, przygotowałam odpowiednią tabelkę w Excelu i po 20 wiodących uczelniach wyższych i uniwersytetach przestałam już liczyć. UAM to „Uczelnia transinkluzywna”. „Równoważni” – to z kolei tytuł „Poradnika antydyskryminacyjnego dla osób studiujących i zatrudnionych na Uniwersytecie Warszawskim”. O dyskryminacji intersekcjonalnej poucza poradnik „16 dni akcji przeciwko przemocy ze względu na płeć” przygotowany przez UJ.

Międzynarodowe naciski

Kowalski nie musi wiedzieć, że Magna Charta Universitatum, czyli podstawowy dokument międzynarodowy, który wręcz definiuje idee uniwersytetu (przyjmowany przez polskie uczelnie), wprost zasadza się na zideologizowanym słownictwie, jak antydyskryminacja czy inkluzwność (to stąd ci pełnomocnicy ds równości na UAM, UJ czy UW?). Jak przy tak szerokiej polityce antydyskryminacyjnej możliwy w ogóle był raport Ordo Iuris „Lista najważniejszych ograniczeń wolności akademickiej w Polsce”, który donosił o represjach wobec osób o konserwatywnych poglądach, że zapytam z sarkazmem?

Europejska Karta Naukowca idzie o krok dalej, bo na str. 11, w osobnym dziale zatytułowanym „Nie- dyskryminacja”, wymienia dokładną listę tożsamości, których nie wolno dyskryminować, w tym LGBT. Co więcej, sygnatariusze Karty zobowiązują się do kierowania się regułą takiej niedyskryminacji przy przyznawaniu funduszy np. na badania. Z kolei Magna Charta Universitatum zachęca także do podważania „dogmatów” (religijnych też?). Tak się jednak jakoś składa, że wciąż istnieją tematy tabu i pytania tabu oraz tezy tabu i króluje tu niestety owa inkluzywność.

CZYTAJ TAKŻE: Tak się robi rewolucję! Kto stoi za aferą w Amerykańskiej Akademii Pediatrów?

UJ odmawia odpowiedzi na pytanie o naukowe podstawy gender

O tym, jak beznadziejna jest sytuacja, świadczy nierówna wymiana zdań i prośba o podanie naukowych podstaw gender oraz upublicznienie np. wydatków UJ na cele antydyskryminacji (akcja Instytutu „Ona i On”) po tym, jak wprowadzono tam ankietę nt. płci gender wśród studentów. Informacja o tym, jak zgrabnie odmówiono odpowiedzi TUTAJ (całą korespondencję w tej sprawie można prześledzić TUTAJ). Dział równości zatrudniał tu 8 pracowników (wtedy). Ale to jeszcze nic. Dział różnorodności Uniwersytetu California w Berkeley ma np. budżet w wysokości ok. 20 mln dolarów. Na wielu uniwersytetach przy rekrutacji obowiązują punkty za pochodzenie (np. etniczne), podobnie jak w Polsce za czasów komunizmu.

Debata w Collegium Intermarium

Dobrze, że w tym tygodniu w Collegium Intermarium odbyła się debata pt. „Jak odzyskać uniwersytety z rąk lewicy” (nasz portal sprawował nad nią patronat, relacja wideo niebawem), połączona z promocją książki „Encyklopedia Antykultury”. Miałam możliwość uczestniczyć w tej debacie i stała się ona bazą do przemyśleń do poniższego artykułu.

Samo definiowanie neomarksizmu to za mało. Z pewnością tego rodzaju debaty bez udziału posłów czy odnośnego ministra niewiele mogą wskórać. Od czegoś jednak trzeba zacząć, np. od zauważenia i nazwania problemu. Skoro ten problem dostrzegają młodzi ludzie i niedawni adepci uczelni, tym lepiej. Niestety lewicowe elity budują lewicowe społeczeństwo i nadal trwa walka o uniwersytety i młode pokolenie. Brak etycznej formacji sprawia, że młodzi ludzie dają się formować ideologicznym demiurgom i szukają wartości zastępczych w postaci np. sprawiedliwości społecznej. Obiecujemy, że będziemy kontynuować temat zapobiegania ideologizacji uniwersytetów.

OGLĄDAJ TAKŻE: