Adrianna Sułek-Schubert to lekkoatletka, wicemistrzyni Europy w siedmioboju i halowa wicemistrzyni świata w pięcioboju. Zadziwiła sportową Polskę decyzją o niestartowaniu w Mistrzostwach Świata w Budapeszcie organizowanych pod koniec sierpnia. Kibice i media prześcigali się w domysłach. Spekulacje ucięła sama sportsmenka – „plotki o wszelkiej kontuzji dementuję, ciąża to nie choroba, a stan błogosławiony”.
Rola Adrianny Sułek-Schubert w polskim sporcie jest szczególnie istotna z tego względu, że znajduje się w gronie jedenastu reprezentantów Polski, którzy już teraz pewni są startu na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 roku. Dlatego też informacja o ciąży była zaskoczeniem dla wielu kibiców.
Ciąża – błogosławieństwo
Oglądając media, słuchając wiadomości i przyglądając się politycznym sporom można by odnieść wrażenie, że ciąża staje się dzisiaj synonimem problemu. Jeżeli już mówi się o dzieciach i rodzinie to w kontekście aborcji, patologii czy „praw” środowisk LGBTQWERTY+.
Adrianna Sułek-Schubert swoim zachowaniem wyróżniła się prezentując szerokiej publice to, że dla matki najważniejsze jest dziecko, dla którego jest w stanie zrezygnować ze swojej pasji i części przygotowań do najważniejszej imprezy dla każdego sportowca. Afirmuje tym samym normalność, której tak ciężko przebić się w dzisiejszej narracji.
O podejściu sportsmenki wszystko mówi jej wpis nt. wycofania się z Mistrzostw Świata: „Przygotowuję się do najważniejszej roli swojego życia. Moje ciało podjęło za nas decyzję o wycofaniu. Zdrowie i dobro naszej pociechy jest dla mnie priorytetem. Wierzę, że macierzyństwo ułatwi mi przenoszenie gór i osiąganie tych lekkoatletycznych szczytów” – pisała lekkoatletka w mediach społecznościowych.
Nie ma rzeczy niemożliwych
Adrianna Sułek-Schubert pokazała jednak nie tylko odpowiednie podejście do stanu błogosławionego, ale również to że, jak sama napisała „ciąża to nie choroba”. Zadbała bowiem o swoją pociechę rezygnując z aktywności kiedy to było konieczne, ale pokazała również że ciąża nie oznacza dla kobiety „końca świata”.
Kilka dni temu lekkoatletka poinformowała, że wznowiła swoje przygotowania do Igrzysk Olimpijskich. „Zaczynam przygotowania do olimpijskiego sezonu i roli mamy. Wam wydaje się to niemożliwe, a mi z każdym dniem obraz robi się coraz jaśniejszy i bardziej klarowny. Nie wątpiłam, nie wątpię i nie będę wątpić przez ani sekundę w swoje możliwości. Dobierałam przez kilka lat sztab stworzony do zadań specjalnych. Powoli się żegnam z kratą na brzuchu, ale tylko na jakiś czas 😜 powoli.. jak widać na załączonym obrazku 🤭Pewnie teraz byłoby łatwiej o życiówkę w pchnięciu kulą. 😂😂” – poinformowała we wpisie na Instagramie.
Czytaj także:
Tym samym przyszły rok będzie dla niej podwójnie szczęśliwy – z powodów prywatnych i zawodowych. Tak to przynajmniej sama odbiera: „Zabieram się do pracy, mądrzejszej niż kiedykolwiek i, na tyle na ile sztab pozwoli, najmocniejszej. Oczywiście, my planujemy a Pan Bóg się śmieje, ale ja wierzę w scenariusz, który ma dla mnie w zanadrzu. Czuję, że 2024 będzie najpiękniejszy pod wieloma względami.”
Sukces i wygrana
Mimo, że do Igrzysk Olimpijskich pozostało jeszcze trochę czasu, to siedmioboistka już może świętować swój sukces. Pokazała i udowodniła bowiem, że po prostu można być… człowiekiem. Jeżeli bowiem ciąża może być radością, a nie przeszkodą dla zawodowego sportowca, to tym bardziej dla bizneswoman, studentki, pielęgniarki, dziennikarki i każdej innej kobiety.
Oczywiście to nie koniec, a dopiero początek. Dlatego trzymamy mocno kciuki za pociechę pani Adrianny oraz medal na Igrzyskach Olimpijskich. Oj, wtedy to byłaby reklama afirmacji życia!
Damian Zakrzewski