Identyfikują się jako psy, koty, konie, elfy, ale jest też smok, hipopotam czy nawet bogini. Wiekowi mężczyźni, w tym przestępcy seksualni, uważają się za małe dziewczynki. Wokeizm (“przebudzenie”), ruch social justice czy ideologia antydyskryminacji nie biorą jeńców, mimo że skutki takiej chybionej polityki widać już gołym okiem. Być może to śmiech nas uratuje. Śmieszy subkultura “futrzaków” czy mężczyzna z protezami dużego biustu, nakryty prywatnie bez nich. Szczyt osiągnął pewien komik, który postanowił identyfikować się jako człowiek bogaty, pomimo że jego karta kredytowa mówiła co innego.
Ostatnio temat tożsamości nabiera coraz większego znaczenia, możemy wręcz mówić o “polityce tożsamości”. Tożsamość (zwłaszcza płciowa i seksualna, ale także np. rasowa) jest współcześnie podstawowym kryterium w planowaniu i wdrażaniu polityki społecznej na tzw. Zachodzie: edukacyjnej, kulturalnej czy zdrowotnej. Dlatego tym istotniejsza jest definicja tożsamości, jej cechy charakterystyczne oraz jej granice. Musimy się tu „doszkolić”, aby sprostać nachalnym wyzwaniom współczesności.
Smok, bogini czy hipopotam? Wybierz sobie identyfikację!
Lista nowych tożsamości stale się „rozwija” i jest coraz bardziej zaskakująca. Opcje takie jak: „gender fluid”, „two-spirit” czy niebinarność dziś już niewielu dziwią. Na topie jest tzw. “xenogender”, czyli skojarzenia ze świata kosmosu, zjawisk atmosferycznych, roślin, zwierząt czy świata fantasy. Poniżej kilka przykładów z podlinkowaniem. Istnieją osoby, które identyfikują się jako koń, pies (istnieją nawet specjalne kluby tresury i jej pokazów), ale także kosmita, smok, hipopotam, elf, syrenka, hobbit, a nawet wytatuowana „bogini”, względnie „nocny potwór”, który(a) każe składać sobie pokłony, mówić do siebie „wasza łaskawość” i przyznaje, że jest satanistą. 52-letni Paul Wolscht przebił jednak, zdaje się, wszystkich, bo identyfikuje się jako 6-letnia dziewczynka. Wyprzedził więc w tym nieformalnym wyścigu np. Bruce’a/Caitlin Jenner, czyli 65-letniego mężczyznę, który identyfikuje się jako 45-letnia kobieta.
Swego czasu amerykański publicysta Matt Walsh zajmował się sprawą mężczyzny, który identyfikował się jako kobieta z dużym biustem i epatował gigantycznymi protezami piersi w szkole, gdzie uczył (sprawa była opisywane m.in. na antenie FOX News). Świat obiegła wiadomość, że mężczyzna prywatnie był widziany bez protez, być może uznając, że są jednak trochę niewygodne… W filmie „Trans Train” widzimy osobę, która identyfikuje sie jako wilk, uczy się wilczej komunikacji i już prawie czuje się członkiem stada tych zwierząt.
Czy i gdzie leży tu granica? Świat tożsamości wydaje się być workiem bez dna. Wybierz, kim dziś chcesz być! Tego typu, nazwijmy to oględnie, zaskakujące identyfikacje przywołują pytanie, o to, co to w ogóle jest tożsamość i jak należy ją traktować, zwłaszcza w przestrzeni publicznej.
CZYTAJ TAKŻE: Wychowanie „neutralne płciowo” wcale nie jest neutralne. To nowa, groźna moda!
Tożsamość to percepcja, nie zmienia rzeczywistości
Problem w tym, że tożsamość (w tym tożsamość płciowa i seksualna) to inaczej autoidentyfikacja czy percepcja siebie, spostrzeganie, indywidualnie nadana etykieta. Bywa istotną częścią osobowości w wymiarze indywidualnym, wokół którego dana osoba postanawia organizować swoje życie, zaznaczmy – to prywatne. Tożsamość jednak jest zmienna i skrajnie subiektywna, niekoniecznie musi mieć coś wspólnego z rzeczywistością. Percepcja ma to do siebie, że bywa złudna.
Szokują, pewnie nie tylko mnie, sondy uliczne, gdzie społeczeństwa urobione już przez politykę tożsamości bez mrugnięcia okiem zaprzeczają rzeczywistości. Taką sondę wśród (uwaga!) studentów Johns Hopkins University przeprowadziła katolicka organizacja TFP Student Action. „Czy ktoś, kto identyfikacje się jako krowa, jest krową, funkcjonuje jako krowa?” – pada pytanie. „Tak” – słyszymy w odpowiedzi. Organizacja doradza, jak przechytrzyć swojego liberalnego profesora i zamiast „politycznej poprawności” bronić „moralnej poprawności”.
Tożsamości jest wiele i wiele z tego wynika
Inna cecha tożsamości to zmienność. Dziś identyfikuję się tak, jutro siak, a pojutrze owak. Zwłaszcza, że ruch queer stoi na stanowisku programowej płynności tożsamości, czym tak naprawdę… podważa sam siebie. Bo płynność też powinna być płynna, czyż nie?
Po drugiem, tożsamości jest wiele: jestem rodzicem/dzieckiem, Polką, kobietą, warszawianką, przedstawicielem danego pokolenia, kierowcą, motocyklistą, wędkarzem, przedstawicielem danej grupy zawodowej, intelektualistą, fanem filmów z Jamesem Bondem, zwolennikiem tej czy innej partii, wreszcie należę do wyznawców danej religii lub identyfikuję się jako agnostyk etc., ale przede wszystkim jestem człowiekiem. To tylko przykłady.
Od razu rzuca się w oczy mnogość identyfikacji, ich różna skala i istotność. Którą identyfikację miałaby przyjąć dana osoba jako wiodącą?.. Przecież taki wybór może się zmieniać w zależności od kontekstu. Istnieją identyfikacje bardziej uniwersalne (człowiek, Polak, Polka) i wąskie pod względem zakresu. Są identyfikacje wrodzone: kobieta, przedstawiciel rasy białej i takie, które można nabyć (motocyklista). Jedne identyfikacje się pojawiają, a inne przemijają.
Subiektywność tożsamości niesie ze sobą ich wielowariantowość i nieskończoność. Instytut „Ona i On” naliczył 235 identyfikacji płciowych i seksualnych. W obiegu publicznym, np. w Unii Europejskiej czy ONZ, funkcjonuje nowy akronim, co należy podkreślić, w liczbie mnogiej: SOGIESC, co można przetłumaczyć: „orientacje seksualne i tożsamości płciowe” (lub, co się także dodaje, ekspresje płciowe). Ostatnio we wspomnianym skrótowcu przybyła literka „c” – cechy seksualne (cokolwiek to znaczy).
CZYTAJ TAKŻE: Matka, która chciała być ojcem i ojciec, który chciał być matką. ETPCz powiedział STOP
Ułuda wokeizmu i polityki antydyskryminacji
W złożonym świecie tożsamości bez ramy wspólnych, obiektywnych wartości (prawda, dobro, piękno, Dekalog itp., prawo Boże) współczesny człowiek czuje się zagubiony i brak mu kryterium oceny i kształtowania rzeczywistości. Jest skazany na obecnie coraz bardziej się panoszącą politykę antydyskryminacji, sprawiedliwości społecznej (hasło social justice) czy wokeizmu, gdzie to rozmaite mniejszości są języczkiem u wagi.
Nigdy, przenigdy nie można nikogo urazić – to zasadniczy cel. Oczywiście złudny i niemożliwy do osiągnięcia, bo rodzi konieczność ciągłych negocjacji lub narzucania standardów siłą. Tak nie da się prowadzić społeczeństwa ku przyszłości, grozi nam paraliż i wręcz uwstecznienie. A ponieważ za tym wszystkim kroczy w majestacie cancel culture, czyli eliminacja niepoprawnie myślących, to mniejszości często stanowią prawa wbrew interesom ogółu społeczeństwa. Tymczasem pewne identyfikacje mogą i powinny pozostać prywatne! Tożsamość to „ekspresja siebie”, jak powiedział „kosmita”. Nie mieszajmy więc „ekspresji” do gospodarki czy edukacji!
Dobrą ilustracją niebezpieczeństw polityki tożsamości jest fakt identyfikowania się przez przestępcę seksualnego jako mała dziewczynka. Sprawa opisana została przez “The Post Milennial“. Drugi przykład absurdu cancel culture to np. sprawa dr. Kenneth’a Zuckera, długoletniego dyrektora kliniki w Toronto dla dzieci z zaburzeniami tożsamości płciowej (kierował nią przez 30 lat!). Jest on także światowej sławy specjalistą, który opracowywał międzynarodowe standardy diagnostyczne w tej dziedzinie (DSM), a mimo to został okrzyknięty transfobem i usunięty ze swojej placówki m.in. za rzekome praktykowanie terapii konwersyjnej. „Transfobem roku” okrzyknięto też wspomnianego już Matta Walsha, który w filmie „Trans Woman” próbował ustalić definicję kobiety, zadając pytania osobom z dwóch stron sceny.
Co zrobić z faktem, że już 9-latkom obcina się piersi, a dane z klinik z 10 krajów świadczą o lawinowym wzroście poczucia innych tożsamości wśród dzieci i młodzieży? To skutki takiej, a nie innej polityki tożsamości – o obu sprawach pisaliśmy niedawno. Bez ustalenia pryncypiów i celów wiodących nie da się układać życia społecznego.
CZYTAJ TAKŻE: Aż o 19700 % zaburzeń płci u dzieci więcej! Czy to już globalna epidemia? – dane z 10 krajów
Absurdy nie do śmiechu. Dzieci jako koty i psy w szkołach
Egzotyczne identyfikacje typu smok, bogini czy elf można by pewnie skwitować śmiechem, ale zważywszy na wokeizm czy cancel culture, gdzie zdroworozsądkowo myślący obywatele są uciszani i eliminowani z obiegu publicznych informacji, do śmiechu wcale nam nie jest. Mimo to niektórzy próbują, jak pewien komik, który postanowił identyfikować się jako bogaty człowiek i czuł się dyskryminowany przez bank i hotele, autor słynnej internetowej pasty o śmigłowcu szturmowym czy pewna mądra kobieta, która, aby bronić standardów szkolnych przed polityką tożsamości, wcieliła się bardzo świadomie w rolę kota. Być może tylko to nam niedługo pozostanie.
Na zakończenie cytuję fragment artykułu z “Daily Mail” z sierpnia 2022 roku, który opisuje szkolne dylematy wobec dzieci identyfikujących się jako psy i koty:
„Wydaje się, że nikt nie ma protokołu dla uczniów identyfikujących się jako zwierzęta, ale podejście było takie, że jeśli nie zakłóca to pracy szkoły, wszyscy ją wspierają” – powiedziało gazecie źródło bliskie rodzinie.
W marcu doniesiono, że uczennice elitarnej prywatnej szkoły w Brisbane chodziły na czworaka i wycinały w swoich mundurkach dziury na ogony, ponieważ identyfikują się jako koty lub lisy. “Kiedy dziewczyna poszła usiąść przy wolnym biurku, inna dziewczyna nakrzyczała na nią i powiedziała, że siedzi jej na ogonie”.
“Furries” [czyli „futrzaki”] to subkultura ludzi, którzy identyfikują się jako zwierzęta, często przebierając się w kostiumy w ramach tego, co nazywają „fursonas”. Pojawiły się doniesienia o uczniach identyfikujących się jako „futrzaki” w amerykańskich szkołach. W styczniu okręg szkolny w Michigan został zmuszony do zaprzeczenia, jakoby kuwety były dostarczane uczniom, którzy identyfikują się jako „futrzaki” po tym, jak kobieta zgłosiła roszczenie na posiedzeniu rady szkolnej w zeszłym miesiącu.
Nie zdziwmy się, jeśli niedługo zamiast podpasek w szkołach (to nowy trend) będą rozdawane kuwety (kolejny nowy trend?), oraz gdy w każdej publicznej placówce będzie funkcjonowało 235 toalet. No chyba, że idąc za radą Heleny Dali, komisarz UE ds równości, dojdziemy do wniosku, że po co mówić kobiety czy mężczyźni, skoro można mówić „ludzie”, po co mówić „mama” czy „tata”, skoro można mówić „rodzice”. Prawda, jakie to zmyślne?! Przyznaję, nie doceniałam geniuszu tej pani.