“Lektury domowe”: Halloween i inne “mody”. Dlaczego tak łatwo ulegamy antychrześcijańskiej narracji?

Gdy nadchodzi listopadowa pora spotkania nad grobami naszych przodków, na cmentarzach opromienionych światłem chrześcijańskiej Nadziei na zbawienie dusz coraz częściej spotykamy po drodze zwiastuny w postaci “Halloween”. Każdy, kto widział w wigilię Wszystkich Świętych gromady dzieci, małych i dużych, prowadzone przez nastolatki lub dorosłych, wie, że powstaje w Polsce nowa “świecka tradycja”. “Zabawa” z udziałem wizerunków rozmaitych złych duchów, patologicznych postaci z horrorów i diabolicznych figur z ponurego imaginarium pogańskich kultów lub całkiem współczesnych sekt satanistów.

Mało kto zwraca uwagę na “przemocowy” akcent tej z pozoru niewinnej zabawy. “Trick or treat” oznacza, że każdy, kto nie otworzy drzwi i nie “zapłaci cukierkami”, naraża się na karę w postaci “psikusa”, którego forma zależy od decyzji dzieci albo towarzyszących im dorosłych. O tym, że czasami nie jest to tylko na przykład rytualne rozsypanie mąki na progu, ale “psikusy” znaczniej bardziej uciążliwe dla sprzątających potem „ukaranych” sąsiadów media zazwyczaj milczą. Wystarczy jednak sięgnąć do internetu i na pierwszej lepszej stronie na ten temat można przeczytać:

“1) klatka wymazana ketchupem, 2) domofon zasmarowany skutecznie gumą do życia – zaschłą, 3) samochody w ketchupie i majonezie, 4) budynki wysmarowane napisami, 5) domofony i walenie w drzwi tak co 10 minut”. Tyle tytułem komentarza po “święcie”… Powstaje pytanie, czy te “klimaty” są dobre dla naszych dzieci, które w takich zabawach uczestniczą i skąd się bierze ta agresja? Osobną sprawą są nocne party Halloween z udziałem nastolatków i dorosłych, gdzie dzieją się rzeczy naprawdę dziwne i niepokojące.

Dlaczego ulegamy “duchowi czasów”?

Wbrew pozorom rzeczywista popularność wspomnianego wyżej obyczaju obejmuje tylko kraje anglosaskie, w innych krajach Zachodu ograniczając się do wielkomiejskiej populacji. A więc nie „wszyscy” czują się zobowiązani do manifestowania w ten sposób swojej przynależności do świata „nowoczesnego”. Owszem, mamy w Polsce nieliczne, ale chwalebne próby oporu. Są już bale Wszystkich Świętych i przejścia korowodów świętych przez miasta. Wieczorne czuwania i modlitwy za dusze zmarłych. Można i trzeba docenić odwagę uczestników, ich wolę oporu i chęć do działania, a nie tylko narzekania. Ale na razie to kropla w morzu. Przeciętny Polak pozostaje bierny albo poddaje się modzie. Niektórzy chcą wierzyć, że to tylko kolejna odsłona „wojny postu z karnawałem”.

Nie ulega natomiast wątpliwości fakt, że przekaz mentalny i moralny tej „zabawy” nie ma nic wspólnego z chrześcijańskim Świętem Zmarłych Męczenników i Dniem Zadusznym. Wręcz przeciwnie. Infantylna banalizacja śmierci i rozrywkowe rytuały oswajania złych duchów odbierają sens naszemu obcowaniu z duszami zmarłych i całej eschatologii wiary katolickiej.

Większość ludzi nie odczuwa już tej sprzeczności, odwołując się zwykle do argumentu praktycznego, że to w niczym nie przeszkadza, że to tylko zabawa, bo następnego dnia jak zwykle idziemy z dziećmi na cmentarz. Niestety jest to bardzo istotne nieporozumienie, albo inaczej: niezrozumienie sensu wiary katolickiej. Rodzi się bowiem pytanie zasadnicze o przyczynę tego, że tak łatwo ulegamy duchowi czasu. Czy to zjawisko nie jest naszą porażką? Dlaczego tak łatwo oddajemy bez walki, walkowerem, to, co dla nas jest ważne, a może najważniejsze?

Zazwyczaj kieruje nami naturalny konformizm. Skoro nie widać znaczących liczebnie manifestacji oporu, nie słychać głosów autorytetów i celebrytów wzywających do bojkotu i odrzucenia dziwacznego snobizmu, pozostaje nam po prostu nie reagować. Nie “kopać się z koniem”, skoro „wszyscy” dookoła biorą w czymś udział, a dzieci chcą się tylko zabawić. Otwarty sprzeciw naraża nas na porażkę prestiżową i towarzyską oraz wyrazy politowania na twarzach przyjaciół i sąsiadów. Kultura prostego naśladowania tego, co nam pokazują media, oraz masowa popkultura pomieszana z biznesem, który na Halloween zarabia ogromne pieniądze, usypiają naszą wrażliwość i nasze sumienia. Dzięki temu łatwiej możemy omijać wzrokiem albo ignorować antychrześcijańskie motywy i resentymenty, które zaczęły już dominować zarówno w naszym życiu codziennym, jak i w sferze naszych chrześcijańskich obyczajów. Co gorsza, widzimy to już także w sferze decyzji politycznych i stanowienia prawa.

CZYTAJ TAKŻE: Halloween i niebezpieczne zabawki. Jak moda na śmierć i brzydotę wpływa na dzieci?

Hagiografie zapomnianych męczenników

Pytanie, co nas czeka, jeśli katolicy pozostaną bierni wobec postępów “postępu” i dalszej dechrystianizacji naszych obyczajów i naszego życia społecznego? Odpowiedź na to pytanie przynosi niezwykle ważna i intrygująca książka znakomitego historyka, prof. Grzegorza Kucharczyka pt. “Chrystofobia. 500 lat nienawiści do Jezusa i Kościoła”. Pozycja to ważna, bowiem pokazuje, że to, co łatwo dziś oddajemy i czego nie potrafimy bronić, jest w istocie tym samym, za co ginęli, cierpieli prześladowania, o co walczyli, kiedy trzeba, z bronią w ręku, a najczęściej słowem i czynem chrześcijanie, katolicy. Czyli o wolność sumienia i prawo do publicznego wyznawania wiary w Jezusa Chrystusa.

Książka prof. Kucharczyka intryguje, albowiem zawiera opisy zdarzeń i czynów ludzi, o których bardzo często nic albo prawie nic nie wiemy. Pokazuje wiernych do końca obrońców wiary, którzy często bronili się przed wrogami wiary Chrystusowej, nie czekając na klęskę ostateczną. Wielu zapłaciło życiem, większość cierpiała prześladowania i upokorzenia, ale ostatecznie zwyciężali, bo ich wiara przetrwała, a katolicy nadal odprawiają msze święte, spowiadają się i przyjmują komunię, chrzczą swoje dzieci i po katolicku zawierają małżeństwa oraz żegnają swych bliskich na cmentarzu.

A co to ma do rzeczy – ktoś zapyta – gdy mowa o listopadowych świętach? Tyle mianowicie, że uroczystość Wszystkich Świętych wywodzi się głównie z czci oddawanej męczennikom, którzy oddali życie dla Chrystusa, a których nie wspomniano ani w martyrologiach miejscowych, ani w kanonie mszy świętej. “Chrystofobia” opisuje niektóre z tych zapomnianych lub zafałszowanych historii ludzi, często bezimiennych. Jak pisze autor, książka nie jest zbiorem żywotów męczenników, lecz historią Zachodu, gdzie powstała cywilizacja Christianitas. Cywilizacja od pięciu wieków niemal nieustannie atakowana przez ludzi, którzy za cel najważniejszy stawiali sobie (i stawiają nadal) zniszczenie tego dziedzictwa przez zniszczenie Kościoła oraz całej wspólnoty wiernych katolików.

Chrystofobia przybiera na sile

Celowi powyższemu służą między innymi kolejne rewolucje, które od czasów Marcina Lutra wybuchają w różnych krajach, pod różnymi hasłami, w różnych częściach świata. Ich cel zawsze jednak pozostaje ten sam: walka z katolikami i z Kościołem. Rewolucja protestancka w Niemczech, jakobińska we Francji, liberalna we Włoszech, w Portugalii, bolszewicka w Rosji, komunistyczna w Hiszpanii, a potem w sowieckim bloku w Europie Wschodniej – zawsze stosowały przemoc wobec wyznawców Chrystusa. I zawsze towarzyszyły temu rozmaite przejawy oporu i determinacji w obronie wiary.

Równocześnie książka opisuje także rozmaite formy dyskryminacji katolików, które były realizowane przez władze państwowe wielu krajów europejskich w różnych okresach historii nowożytnej Europy. Autor omawia również czasy nam współczesne, bowiem zjawisko chrystofobii nie tylko nie zniknęło, ale w wielu miejscach na świecie niestety przybiera na sile. Z jednej strony dotyczy to krajów islamskich, gdzie skala terroru stosowanego wobec chrześcijan jest zatrważająca, a towarzyszy temu brak stosownej reakcji ze strony organizacji międzynarodowych i państw, które w innych sprawach manifestują swój sprzeciw wobec łamania praw człowieka. Z drugiej strony, prof. Kucharczyk bardzo jednoznacznie wskazuje, że ogarniająca państwa Zachodu “dyktatura relatywizmu” sprzyja również rosnącej agresji ideologicznej oraz presji administracyjnej i prawnej wobec katolików, którzy nie chcą się podporządkować tej dyktaturze ani akceptować decyzji niezgodnych z ich sumieniami.

CZYTAJ TAKŻE: Lektury domowe: Czy Jezus naprawdę miał żonę? O odkłamywaniu antykatolickiej narracji

Światło pod korcem

Opór wobec zła jest warunkiem przetrwania. Dlatego tak ważne są postawy i działania ludzi niepokornych, niezłomnych, a bywa także, że wręcz przez wroga wyklętych. Jednak tacy ludzie nie rodzą się “na kamieniu”, lecz zazwyczaj inspirują ich pozytywne wzorce z przeszłości. Wizerunki i historie dawnych bohaterów powstawały w każdej ludzkiej cywilizacji, ponieważ pełniły szczególnie ważną funkcję dla wspólnoty. To niezbywalna cecha antropologii kulturowej człowieka. Od najstarszych znanych nam cywilizacji starożytności, poprzez społeczności żydowskie, greckie, rzymskie i chrześcijańskie, w każdej z nich odnajdujemy motyw bohaterów, którzy swą odwagą, rozumem lub siłą i prawością charakteru potrafili ratować swoją wspólnotę przed zagrożeniem. W ten sposób ludzie przekazywali sobie pozytywne wzorce postępowania, które miały inspirować nowe pokolenia do walki o lepszą przyszłość i przetrwanie w razie ataku ze strony wrogów. Jednakże wzorce oddziałują i motywują tylko wówczas, gdy są ludziom znane. Jeśli nie są, to oczywiście ich przykład nie działa. Światło pod korcem. Dlatego też wiedza o bohaterach jest dla przetrwania wspólnoty niezbędna.

We wstępie do “Chrystofobii” Paweł Lisicki napisał: “Książka profesora Kucharczyka opowiada o prześladowanych – ludziach Kościoła i prześladujących, czyli tych, którzy dążyli do starcia katolicyzmu i papiestwa z powierzchni ziemi. Nie jest to jednak tylko zapis faktów, zestawienie opisów czy raportów. Autorowi udało się przekazać nam nadzieję! Ostateczne zamierzenia wrogów katolicyzmu spełzły na niczym, a wymownym tego dowodem były uroczystości wyniesienia na ołtarze męczenników: publiczne oddanie im czci i hołdu. Zło nie przemogło, siła nie zwyciężyła. Pamięć o tym, co wielkie, przetrwała i zachęca nas, by naśladować ojców w wierze”.

Historie opisane przez autora “Chrystofobii” pokazują, że męczennicy za wiarę to ludzie, którzy znajdowali i nadal znajdują w sobie siłę i motywację, aby dochować wierności swoim najgłębszym przekonaniom, co w istocie oznacza wierność temu, co jest dobre przeciw temu, co jest złe. Dla nich korzyść własna, komfort życia, święty spokój pozostają na drugim planie. Męczennicy za wiarę są w istocie ofiarami walki o władzę nad sumieniem człowieka toczonej przez państwo albo przez ludzi stosujących przemoc wobec ludzi wierzących w Boga lub innowierców w imię rzekomo “wyższych” wartości. Współcześnie ten sam motyw duchowej ekspansji napędza w krajach Zachodu ludzi, którzy w imię wolności, tolerancji i równości budują totalitarną “demokrację”, nazywając ją “liberalną”. Zazwyczaj nie mając już nawet świadomości, że w ten sposób stają się spadkobiercami jakobinów, bolszewików i wszystkich innych “postępowych” reżimów, gdzie w imię wolności mordowano i prześladowano chrześcijan.

Milczenie ośmiela zło

Chrystofobia stała się dziś w krajach Zachodu jedyną de facto akceptowaną formą nietolerancji i dyskryminacji, a w oczach wielu ludzi jest także miernikiem nowoczesności. Katolik – jeśli sam ma być tolerowany – musi być tolerancyjny nawet dla profanacji największych świętości chrześcijaństwa. Do czego to ma prowadzić w przyszłości? Dziś można tylko powiedzieć, że milczenie zawsze zachęca i ośmiela zło.

Książka profesora Kucharczyka jest w pewnym sensie unikalna, bo niewielu historyków zna tak dobrze te rozdziały dziejów. Prawdziwej historii walki o przetrwanie wiary katolickiej i Kościoła na świecie oraz w Polsce zazwyczaj nie znamy. Nie mamy tych obrazów w naszej wyobraźni. Znamy tylko z edukacji szkolnej zjawisko ucisku narodowego, prześladowań Polaków przez zaborców za wierność tradycji narodowej i państwowej Rzeczypospolitej. Znamy jako tako historie wojny z bolszewikami i z niemieckim okupantem. Natomiast cały kontekst wyznaniowy walki z polskim katolicyzmem pozostaje zwykle nieznany. Pogarda prawosławnych Rosjan lub szwedzkich i niemieckich protestantów dla Polaka katolika pozostaje niejako w cieniu. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku komunistów. Szkoła w czasach komunistycznego państwa PRL ten temat unieważniła, przemilczała lub całkowicie zakłamała. Po 1989 r., epoce III RP, wiele się zmieniło, ale w tej dziedzinie bardzo niewiele albo zgoła prawie nic.

CZYTAJ TAKŻE: Lektury domowe: Święte życie czy święty spokój? Czy chrześcijanie obronią wielowiekowy ład?

Światu potrzeba Bożych szaleńców

W książce “Chrystofobia” autor ukazuje prawdę o Kościele i jego wrogach, co jest dziś niemodne i zamilczane, bo establishment polityczny i medialny Zachodu tworzy nieustannie i systematycznie wizerunek złowrogiej instytucji, która krzywdzi i okłamuje ludzi. Książka profesora Kucharczyka jest dowodem na to, że kłamstwa żyją długo tylko tam, gdzie nie dociera światło prawdy historycznej. Rzecz w tym, że od nas także zależy, czy wiedza o tych wydarzeniach i o tych ludziach będzie się upowszechniać, będzie docierać do młodych Polaków, a szczególnie do naszych dzieci. To jest kwestia decydująca.

Jeśli zaborcy w XIX wieku przegrali wojnę kulturową z narodem polskim i katolickim, to największa w tym zasługa polskich rodziców, którzy zarówno wiarę katolicką jak i wiedzę o polskiej historii przekazywali w domu kolejnym pokoleniom młodych Polaków. Ani pruska, ani rosyjska szkoła, ani ich prasa i książki nie wystarczyły, by tę wojnę z Polakami wygrać. Podobnie było w czasach komunistycznych, gdzie państwo ateistyczne nie zdołało zniszczyć tożsamości katolickiego narodu, bo tak wielu ludzi zachowało wierność swojej tradycji i swoim przekonaniom. Wbrew pozorom żyjemy w czasach, gdy tamte historie w jakimś sensie mogą się powtórzyć. Warto o tym pomyśleć, czytając książkę profesora Grzegorza Kucharczyka.

Jako motto swego dzieła autor przytacza słowa św. Jana Pawła II, który, wspominając męczenników za wiarę, mówił: “Dzisiaj chcemy oddać im cześć za to, że nie lękali się podjąć tej próby, i za to, że nam pokazali drogę, którą trzeba iść w nowe tysiąclecie. Oni są dla nas jakimś wielkim wołaniem i wezwaniem zarazem. Ukazują swoim życiem, że światu takich właśnie potrzeba Bożych szaleńców, którzy będą szli przez ziemię jak Chrystus, jak św. Wojciech, św. Stanisław, św. Maksymilian Maria Kolbe i wielu innych. Takich, którzy będą mieli odwagę miłować i nie cofną się przed żadną ofiarą w nadziei, że kiedyś wyda ona owoc wielki”.

Przeczytaj. Podaj dalej.

OGLĄDAJ TAKŻE:

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji