Chleb – dobro najcenniejsze i zakazane jednocześnie. Jego wypiek były pod ścisłą kontrolą Niemców. Był wybawieniem dla głodnych Żydów i karą śmierci dla Polaków, którzy nim karmili. „Za bochen chleba” Pawła Pierzchanowskiego i Karola Wojteczka to poruszający film dokumentalny o pięknych postawach Polaków, którzy ratowali Żydów w gminie Sadowne niedaleko Warszawy.
Stefan miał 24 lata. Kupował zboże na lewo i mielił je na mąkę nocami w… młynku do kawy. Jednego dnia potrafił zmielić 25 kg. Z mąki tej mógł być wypiekany ponadnormatywny chleb dla ukrywających się Żydów. Rodzice Stefana mieli piekarnię, a mimo to wypiek choćby jednego bochna chleba więcej niż pozwalały limity wymagał takiego wysiłku!
„Za bochen chleba” to film, który opowiada o rodzinie piekarzy: Marii, Leonie i ich synu Stefanie Lubkiewiczów bestialsko zamordowanych za dwa bochenki chleba, które 13 stycznia 1943 r. przekazali dwóm Żydówkom. Gdy zginęli od niemieckich kul, mieli odpowiednio 45, 59 i 24 lata. W filmie widzimy wnuczkę Marii i Leona, Grażynę Olton. Jej marzeniem jest podróż do Jerozolimy, by zobaczyć drzewko posadzone na cześć jej przodków odznaczonych medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
Pani Grażyna tragiczną historię swoich dziadków i swojego wujka opowiada nie tylko twórcom filmu. Niezwykle cenne jest, że udało jej się skłonić młodych Niemców z Magdeburga do przyjeżdżania do Sadownego. Widzimy ich skupione twarze i łzy, gdy słuchają historii Lubkiewiczów. „Przytłoczyło mnie to, bo czynów tych dokonali przodkowie. Siłą rzeczy trzeba się z tym rozprawić” – mówi przejęta młoda Niemka, chwilę po tym, gdy stała pod budynkiem, przy którym Niemcy rozstrzelali dwie Żydówki, a potem, po wielu godzinach tortur, rodzinę piekarzy. Filmowcy pytają Grażynę Olton o powody, dla których jej dziadkowie pomagali Żydom. „Ratowali, bo byli katolikami” – pada odpowiedź.
Choć historia Lubkiewiczów to jedna z wielu, o których powstały setki filmów, to nie ma nawet cienia poczucia, że „Za bochen chleba” to historia już opowiadana, znana. Seans udowadnia, jak wiele jeszcze jest do opowiedzenia, do odkrycia. Jak silne emocje uruchamia każdy skrawek historii ludzi, którzy ryzykowali swoim życiem, podając kromkę chleba głodnym sąsiadom. I upływ nawet 80 lat nie ma większego znaczenia w ocenie wartości postaw i zdarzeń sprzed dekad. Widać to w zapłakanych oczach młodej Niemki i słychać w głosie kobiety, która chodzi po ziemi niegdyś nasączonej krwią jej przodków.
A prosty bochen chleba, którego proces powstawania tak pięknie przybliżają nam twórcy filmu, urasta do rangi symbolu życia i śmierci. Ta życiodajna mieszanina mąki i wody była dla zbrodniarza wystarczającym powodem, by torturować i mordować. I była też symbolem wielkiego serca i najwyższej próby człowieczeństwa.
Na szczególną uwagę zasługują tu zdjęcia. Zachwycające ujęcia nadbużańskich okolic i lasów, pełne precyzji kadry ilustrujące proces wypiekania chleba, stare fotografie wielkich bohaterów, którzy jednocześnie byli zwykłymi ludźmi. I akordeon. Niemy już instrument, stojący nad fotografią mężczyzny, który osiem dekad temu na nim grał. Grę tę przerwała wojna. Konkretni ludzie, którzy wycelowali i nacisnęli na spust. Za bochen chleba.
CZYTAJ TAKŻE: Wielkość rodziny, miłości i płodności. Ważne słowa w trakcie beatyfikacji Ulmów
OGLĄDAJ TAKŻE: