Scenariusz wykuty w Akademii Filmowej NNW i mocny przekaz religijny. „Powstaniec 1863” to filmowa opowieść o ks. Stanisławie Brzósce, który był jednym z generałów Powstania Styczniowego. Film jest nie tylko przypomnieniem tej bohaterskiej postaci, ale i przywróceniem porządku w opowiadaniu o tym, jaki wpływ na losy narodu polskiego miała wiara w Boga.
Gdy do wiejskiego kościoła podczas nabożeństwa wchodzą rosyjscy żołnierze, wierni zamierają. Jeden z zaborców wjeżdża do świątyni konno. Na twarzy księdza Brzóski (Sebastian Fabijański) rysuje się oburzenie. „To świętokradztwo!” – słyszymy. Oraz początek represji w filmowym życiorysie duchownego. Filmowym, bo nie ma co ukrywać, że „Powstaniec 1863” Tadeusza Syki stanowi inspirację historią, a nie jej lekcję.
„Duch Podlasia”
– Od premiery „Szwadronu” Juliusza Machulskiego sprzed 30 lat była duża luka. Ale kiedy wybuchła wojna na Ukrainie, stwierdziliśmy, że już nie ma wyjścia. W tym momencie ta historia staje się bardzo aktualna. Ten film pokazuje, że 160 lat temu stanęliśmy do powstania, w którym nie mieliśmy szans. I nikt nam nie pomógł. Z militarnego punktu przegraliśmy to powstanie, ale mentalnie je wygraliśmy. Powstańcy bowiem przekazali ducha walki następnemu pokoleniu. Dzięki temu doczekali się zwycięstwa nad bolszewią w 1920 roku – mówił Tadeusz Syka w czasie spotkania z dziennikarzami.
Film oddaje tego ducha walki, ale pokazuje też odważnie wstawiennictwo Boga, którym cieszył się ks. Brzóska. Co ciekawe, duchowny nazywany był przez zaborcę „duchem Podlasia”. Nic dziwnego, skoro wiele razy wymykał się śmierci. Legenda księdza niosła się szerokim echem nie tylko wśród Polaków, ale i Rosjan. Ci drudzy nazywali go też „czortem”.
CZYTAJ TAKŻE: Lektury domowe: “Historia Polski” prof. Roszkowskiego. Dawka rzetelnej wiedzy
Bóg w sercu nie tylko Brzóski
Film nie jest wolny od realizacyjnych błędów i zaskakujących scen, w które trudno uwierzyć. Nie brak pomyłek, które mimo, że są drobiazgami, to jednak drażnią oko. Jak choćby śnieg pojawiający się i znikający na płaszczach bohaterów, czy scena, w której bohaterowie uciekają co sił w nogach, a gdy się odwracają, okazuje się, że stoją niemal w tym samym miejscu. Mało wiarygodne są momenty, w których ks. Brzóska ze stoickim spokojem i powoli mówi: „musimy… uciekać” w chwili, w której Rosjanie są niemal na progu domu. Ale niech te potknięcia nie wpływają na decyzję o zobaczeniu filmu, bo ten absolutnie wart jest uwagi.
Dylematy księdza, który nie chce zabijać na polu bitwy i jego zawierzenie spraw Bogu ukazane są bardzo dobrze. Za serce chwytają momenty, w których widać na twarzach polskich żołnierzy z oddziału powstańczego potrzebę błogosławieństwa przed walką. Zatęsknić też można za społecznym odbiorem duchownego, traktowanego z szacunkiem, a nawet autorytetem. Sztandar z napisem „Boże zbaw Polskę” pojawia się w najbardziej emocjonującym momencie. Mocny wydźwięk antyrosyjski czyni z produkcji film uniwersalny. Akcja wciąga. Sebastian Fabijański podkreślał, że bardzo zaangażował się w przygotowania do roli. Syka na premierze podkreślał, że aktor włożył w kreację całe swoje serce. „A serce ma większe od rozumu” – żartował reżyser. Sam Fabijański, dziękując za rolę, wskazał palcem w górę…
OGLĄDAJ TAKŻE: