Fikcja potrafi być prawdziwsza od rzeczywistości – powiedział nam reżyser filmu „Kos”

W świetle rosyjskiej agresji film „Kos” nabrał zupełnie realnego, przerażającego wymiaru. W końcu pomyślałem, że przynajmniej tak, symbolicznie, przy pomocy filmu będziemy mogli zemścić się na rosyjskich oprawcach – mówi Paweł Maślona, reżyser filmu „Kos”.

Nie lubi Pan polskiej szlachty? (śmiech)

Niezupełnie. Tadeusz Kościuszko oraz Pułkownikowa również mają szlacheckie pochodzenie, a to zdecydowanie pozytywni bohaterowie. Ale tak, można powiedzieć, że wszyscy poza nimi to okrutnicy albo kretyni. Myślę jednak, że jako Polacy wychowani na micie Sienkiewiczowskim mamy tak wyidealizowany obraz polskiej szlachty, że przyda nam się zupełnie inna perspektywa.

“Kos”, który wejdzie na ekrany kin 26 stycznia, to niezwykle błyskotliwy polski film, prezentujący historię alternatywną. Udowodnił Pan z nie lada sprytem (wraz ze scenarzystą Michałem A. Zielińskim), że nie trzeba wierności faktom historycznym, by oddać prawa, którymi rządziła się nasza historia. Dlaczego, robiąc film o Kościuszce, zdecydował się Pan na fikcyjną wizję, bardzo luźno inspirowaną prawdziwymi epizodami?

Wychodzę z założenia, że historia jest dla nas, a nie my dla historii. Wyciągamy z rzeczywistości elementy, które nas interesują i tworzymy z niej opowieść. Opowieść jest najważniejsza i to za nią biorę odpowiedzialność, a nie za aptekarską wierność faktom historycznym.

Poza tym fikcja potrafi być nie tylko ciekawsza, ale wręcz prawdziwsza od rzeczywistości. Dzięki fikcji mamy często szansę dotknąć sedna jakiegoś problemu, co może okazać się niemożliwe, jeśli będziemy próbować opowiadać wszystko dokładnie tak, jak to naprawdę się wydarzyło, co jest zresztą niemożliwe. W każdej opowieści pewne zdarzenia są wyciągane na pierwszy plan, a inne zupełnie pomijane, każdy twórca dokonuje też ich interpretacji.

Próbując dotknąć prawdy o czasach kościuszkowskich, zdecydowaliśmy się więc na to, żeby opowiedzieć nasz film przez pryzmat westernu i kina zemsty. Ta perspektywa właśnie pozwala nam zobaczyć ówczesną Rzeczpospolitą od zupełnie innej strony. Nie mówiąc już o tym, że to dla mnie jako filmowca dużo ciekawsze i znacznie bardziej podniecające wyzwanie.

W mojej opinii “Kos” to film z najlepszą w karierze kreacją aktorską znakomitej Agnieszki Grochowskiej, wcielającej się w błyskotliwą Pułkownikową. Zgodzi się Pan ze mną? Swoją drogą ta sekwencja scen, w której przyjmuje ona do domu kolejnych gości, mając już przy stole rosyjskiego rotmistrza i starając się go oszukiwać, fałszywie przedstawiając kolejnych odwiedzających, powinna przejść do historii kina.

Nie wiem, czy Agnieszka się z Panią zgodzi, ale ja się chętnie zgodzę. To, co Agnieszka robi w tym filmie, to prawdziwy majstersztyk. Jest poruszająca i zabawna, a do tego okazuje się być śmiertelnie niebezpieczna. Kiedy robiliśmy “Kosa”, marzyłem o tym, żeby postać Pułkownikowej stała się punktem odniesienia dla młodych dziewczyn; bohaterką, z którą mogą się utożsamiać i której plakat mogłyby sobie powiesić na ścianie.

CZYTAJ TAKŻE: Fałszywy prorok? Na Netflixa zawsze można „liczyć”

Pana brawurowy w formie i nonszalancki w przekazie film porusza kluczowe sprawy. Dunin, rosyjski rotmistrz, ze śmiechem i satysfakcją zaczyna rysować charakterystykę polskiego narodu. Przywołuje polskie hasło „Bóg, honor, ojczyzna” i tłumaczy, że właśnie dlatego, że ten „honor” jest przed „ojczyzną”, „mateczka Rosja niańczyć musi Polaków”. Riposta Kościuszki jest wspaniała. Skąd zaczerpnięty jest ten tekst?

To zasługa scenarzysty, Michała A. Zielińskiego. Riposta Kościuszki została dopisana, kiedy po pierwszych próbach aktorskich do filmu zorientowaliśmy się, że rotmistrz Dunin jest za bardzo dominujący i nasz Kos za bardzo blednie w tej konfrontacji. Michał zaczął więc dodawać kwestie Jackowi Braciakowi, pamiętając o tym, że jego postać nie może zdradzić przed rotmistrzem swojej prawdziwej tożsamości i musi wciąż “grać” rolę niepozornego tłumacza, Tadeusza Biedy. Uważam, że udało się to znakomicie – Kos wygrywa tę konfrontację na słowa, nie pozwalając jednak wyprowadzić się z równowagi i nie demaskując się przed Duninem.

Kos”, w świetle działań wojennych na Ukrainie, jest filmem antyrosyjskim. Przynajmniej ja tak odczytuję tę produkcję. Taki był Pana cel?

Wojna zaskoczyła nas, kiedy byliśmy w trakcie przygotowań do filmu. Do tego momentu wydawało nam się jednak, że opowiadamy o historii i ewentualnie potencjalnym zagrożeniu, a nie o teraźniejszości tuż za naszą granicą. W świetle rosyjskiej agresji ta historia nabrała zupełnie realnego, przerażającego wymiaru. Pamiętam poczucie bezsensu i potwornej bezradności, które towarzyszyło nam w tamtym czasie. W końcu pomyślałem, że przynajmniej tak, symbolicznie, przy pomocy filmu, będziemy mogli zemścić się na rosyjskich oprawcach. Myślę, że wszyscy tego potrzebujemy.

Kinowa premiera filmu “Kos” odbędzie się 26 stycznia.

OGLĄDAJ TAKŻE: