9 na 10 uniwersytetów w USA na bakier z wolnością słowa. Tu już jest inaczej

Ideologia woke tłamsi wolność słowa w 9 na 10 amerykańskich uniwersytetach i szkołach wyższych. Pewna fundacja znalazła na to sposób. Monitoruje stan wolności słowa od 2012 roku i wydaje specjalne rankingi.

Na amerykańskich uniwersytetach nowi pracownicy muszą zazwyczaj podpisywać legalki DEI – nt przestrzegania równości i inkluzji różnych mniejszości. Tak, pachnie komunistyczną legitymacją partyjną. Skutek – lęk i autocenzura. Elitarna szkła techniczna: Massachusetts Institute of Technology właśnie pozbyła się DEI. Pojawił się apel o podobny krok z samego środka prestiżowej listy Ivy League. W Polsce wymogi różnorodności narzuca Europejska Karta Naukowca. Wiedzieliście o tym?

Cenzura na amerykańskich uniwersytetach

Badanie przeprowadzone w 2023 r. przez Fundację Praw Indywidualnych i Ekspresji (FIRE) działającej na rzecz wolności słowa wykazało, że „duża część wykładowców i studentów MIT boi się wyrażać swoje poglądy w różnych środowiskach akademickich” – czytamy na stronie Fox News w artykule z dnia 6 maja 2024 roku.

MIT – to amerykańska elitarna uczelnia wyższa, Massachusetts Institute of Technology. Okazuje się, że inżynierowie zachowali więcej racjonalności niż przedstawiciele nauk humanistycznych. Doktor Sally Kornbluth, rektor MIT (przy poparciu kanclerza uczelni i wszystkich sześciu dziekanów akademickich) zdecydowała się więc wyeliminować obowiązkowe oświadczenia dotyczące różnorodności z procesu rekrutacji pracowników, ponieważ „wymuszone oświadczenia godzą w wolność słowa i nie działają”. Chodzi o oświadczenia DEI – rzecz niebywałą, ale pośrednio już i w Polsce stosowaną. DEI – od słów diversity (jak różnorodność), equity (równość, dosł. słuszność) i inclusion (włączenie/inkluzja).

Tego typu oświadczenia stały się potężnym nośnikiem ideologii woke w Stanach Zjednoczonych opartej na dzielącym społeczeństwa zachodnie aż do wywoływania zamieszek schemacie: oprawcy – ofiary. Efektem stała się obsesja równości i antydyskryminacji, a owocem m.in. wprowadzenie na uniwersytetach amerykańskich od 2010 wymogu podpisywania DEI przy zatrudnianiu naukowców.

W oświadczeniach DEI pracownik akademicki musiał „wykazać wiedzę na temat wyzwań związanych z różnorodnością, równością i włączeniem społecznym”, a także przedstawić swoje „doświadczenia w pracy z różnymi grupami ludzi”. Kalka historyczna: czerwona, obowiązkowa książeczka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej przy rekrutacji na określone stanowiska włącza się sama.

Autocenzura i lęk na amerykańskich uniwersytetach: wyniki badań Fundacji FIRE

Boją się mówić. W 9 na 10 uniwersytetach i szkołach średnich w USA na bakier z wolnością słowa Foundation for Individual Rights and Expression (wspominane FIRE) domaga się poszanowania wolności słowa na amerykańskich kampusach i salach wykładowych.

Monitoruje kodeksy języka (w domyśle inkluzyjnego) na 489 uczelniach wyższych. Organizacja broni także pracowników naukowych i studentów. Co roku publikuje podsumowujące raporty przyznając odpowiednio czerwone, żółte i zielone światło (raport za rok 2024 dostępny jest TU). Najgorsze praktyki są wciąż obecne w 9 na 10 tego typu placówkach, prywatnych i państwowych. W roku 2022 organizacja przeprowadziła także ankietę wśród ponad stu wykładowców i studentów Massachusetts Institute of Technology. Okazało się, że w sumie 60% wykładowców i studentów uprawia tu autocenzurę.

40 procent wykładowców „bardzo” lub „znacznie bardziej” skłonne jest do autocenzury na terenie kampusu obecnie niż w 2020 r. 25 procent wykładowców stwierdziło, że „bardzo” lub „ekstremalnie”. 32 procent studentów i 41 procent wykładowców „zgadza się, że stanowisko administracji w sprawie wolności słowa nie jest jasne”.

63% ankietowanych uważa, że administracja powinna wstawiać się za oskarżanym przez studentów o brak respektowania różnorodności profesorem. 46% uważało DEI za przejaw ideologii, zaś 36 % za wymóg usprawiedliwiony (pełna treść raportu TUTAJ). „Duża część wykładowców i studentów MIT boi się wyrażać swoje poglądy w różnych środowiskach akademickich. Wykładowcy i studenci boją się siebie nawzajem co najmniej tak samo, jak administracji” – powiedziała The College Fix za pośrednictwem poczty elektronicznej Komi Frey, autorka raportu FIRE.

CZYTAJ TAKŻE:

Pierwsza jaskółka jest mile widziana, ale wiosny nie czyni

Doktor Sally Kornbluth nie deklaruje póki co w MIT wycofywania się zupełnie z polityki, którą możemy nazwać woke, bo chce inkluzyjność wobec różnych mniejszości realizować w inny sposób niż oświadczenia DEI. Warto jednak dodać, że stan Massachusetts, to amerykański matecznik równości i antydyskryminacji. To tu, jako w pierwszym stanie USA wprowadzono prawnie małżeństwa jednopłciowe w 2004 roku. Pojawił się jednak i postulat porzucenia DEI z prestiżowej listy uniwersytetów tzw. Ivy League. Randall L. Kennedy – profesor Harvard Law School napisał w „Harvard Crimson” felieton, w którym wzywa całe Ivy League do wyeliminowania obowiązkowych oświadczeń DEI.

Jestem lewicowym uczonym zaangażowanym w walkę o sprawiedliwość społeczną – napisał Randall L. Kennedy – Jednak rzeczywistość wokół obowiązkowych oświadczeń DEI wywołuje u mnie dreszcze. Należy porzucić praktykę ich żądania, zarówno na Harvardzie, jak i poza nim.

A w Europie i w Polsce – Europejska Karta Naukowca

W Polsce podobne zasady jak w DEI narzuca Europejska Karta Naukowca, której ratyfikację z dumą prezentują topowe polskie uczelnie (np. UJ, UMK, Politechnika Wrocławska) to rekomendacje z UE: European Commission Directorate-General for Research. Na stronie Fundacji Nauki Polskiej, której logo widnieje na publikacji (Foundation for Polish Science) znajdziemy dokument „The European Charter for Researchers and the Code of Conduct for the Recruitment of Researchers”.

Na stronie 11, w publikacji (jest w języku angielskim), w dziale 2.2 pt.: „Niedyskryminowanie”, czytamy: „Pracodawcy i/lub sponsorzy (grantodawcy) naukowców nie będą w żaden sposób dyskryminować naukowców ze względu na płeć, wiek, pochodzenie etniczne, narodowe lub społeczne, religię lub przekonania, orientację seksualną, język, niepełnosprawność, poglądy polityczne, społeczne lub sytuację ekonomiczną”.

Dokument, podobnie jak amerykańskie DEI dotyczy więc rekrutacji naukowców. Nie wiadomo co dokładnie oznacza ta dyskryminacja/niedyskryminacja, ale jak będzie trzeba – jest jak znalazł. Zwłaszcza, że chodzi o finanse na badania.

Uczelnia stosująca zasady Europejskiej Karty Naukowca może posługiwać się prestiżowym wyróżnieniem i logo „HR Excellence in Research – podaje Politechnika Wrocławska.

OGLĄDAJ TAKŻE:

ZOBACZ RÓWNIEŻ AMERYKAŃSKI DOKUMENT NT CENZURY NA UNIWERSYTETACH: